środa, 21 kwietnia 2010

Kult czapeczki.


Nadeszła długo oczekiwana wiosna, a wraz z nią cieplejsze dni. Chociaż może akurat dzisiaj pogoda trochę się popsuła, ale to już mały szczegół. Oczywiście wychodzimy z Młodym na dłuuuuuuuuuuuuuuugie spacery, które trwają najczęściej około pięciu, sześciu godzin. W tym czasie mam okazję obserwować mnóstwo ludzi, którzy również udali się na zbawienne „świeże” powietrze. Moją uwagę przykuwają głównie matki z dziećmi, tymi mniejszymi, i tymi trochę większymi. Konkretnie chodzi o dzieci w gondolach i spacerówkach. Te drugie widać trochę wyraźniej, bo już bardziej odkryte, ale czasem udawało mi się sięgnąć moim sokolim wzrokiem i do gondoli. I jakie z tego wnioski? Nie zazdroszczę tym dzieciom.
Po pierwsze primo rodzice mają maniakalną potrzebę ciepłego ubierania dzieci, bo każdy zefirek może potencjalnie zrobić im wielką krzywdę. Tak więc widzę rodzica, który ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem i dziecko, które popychane w wózku ubrane jest w zimową kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki! Dodatkowo oczywiście kocyk. Dzieciak siedzi w tym wózku i wygląda jak śnięta ryba, bo pod spodem z całą pewnością ocieka potem i mdleje z przegrzania, ale co tam, dziecku musi być ciepło. Kolejny przykład. Jakieś 18 stopni w cieniu, więc rodzice z dzieckiem na spacerze. Maluch jesczze popyla w gondoli, więc mały. Zerkam do środka, a tam maluch ubrany w zimowy kombinezon i takąż czapeczkę, dodatkowo przykryty kocem. Czy ci rodzice naprawdę nie maja litości? Mówi się, że w domu powinno być około 19-20 stopni, a na dwór powinno się ubierać dziecko w jedną warstwę więcej niż siebie (wliczając w to koc), ale rodzice widocznie wiedzą lepiej.
Po drugie primo istnieje tak cudowny wynalazek jak czapka. Ostatnio zauważyłam, że producenci czapek mają o wiele bogatszą ofertę dla dzieci niż dla dorosłych. Z czego to wynika? Być może z tego, że wszyscy rodzice czy dziadkowie uparli się, że dziecko MUSI nosić czapkę o każdej porze roku, a najlepiej i przez całą dobę. Tak więc widzę dzieci zimą ubrane w cudne czapki i to jak najbardziej rozumiem. W końcu sama zimą noszę czapkę, coby mi resztek myśli z głowy nie wywiało. Jednak nadchodzi długo wyczekiwana i upragniona wiosna, pogoda się poprawia, czapki z głów… ale dzieci to nie dotyczy. Te biedactwa nadal muszą się męczyć w czapce. Może i nie zimowej, może nieco lżejszej, ale co to za przyjemność chodzić w czapce, kiedy na dworze ciepło. Polecam taką metodę rodzicom. Najpierw samemu ubrać się w to, co zakładamy dziecku, a dopiero potem je krzywdzić.
Ja mogę zrozumieć, że jakieś dziecko często zapada na infekcje uszu i dlatego rodzice się boją i chuchają na swojego malucha. Że słońce na dziecko świeci i może dostać udaru. Że jest silny wiatr, a wózek nie ma budki. Jednak takie przypadki nie dotyczą 100% społeczeństwa, a gdzie nie spojrzę, dzieci ubrane są w czapeczki. Tylko mój Młody śmiga bez czapki, co najwyżej podciągnę mu kaptur od bluzy, a i to najczęściej nie. Tymczasem większość znajomych, a czasem i nieznajomych z przejęciem pyta: „Nie masz dla niego czapeczki?” Ano nie mam. Znaczy mam, spakowaną, gdyby jednak wydarzyło się coś niespodziewanego, na przykład jakaś nieplanowana wichura, tajfun, zabójcze promienie słońca przebijające się przez budkę wózka albo coś podobnego, ale nie będę go katować czapką, której sama nie znoszę. I być może w tym należy upatrywać tak wielkiej nienawiści dzieci do czapek… Gdzie nie spojrzę, już te większe i bardziej świadome maluchy ściągają sobie czapki z głów. Już nie wspomnę o starszych dzieciach, które nałogowo wręcz zdejmują czapkę nawet zimą, gdy tylko mama zniknie z zasięgu wzroku. Nie wiem, może istnieje inny powód, ale skatowanie małego dziecka czapką uważam za powód wielce prawdopodobny.
Ostatnio mój mąż spytał mnie: „A może to ty nie masz racji?” Może. Może moje dziecko jest krzywdzone brakiem czapeczki i zbyt lekkim ubraniem w stosunku do pogody (jedna warstwa więcej ode mnie, tej zasady się trzymam aż do upalnego lata, kiedy to Młody zacznie śmigać w samym body, czego już nie mogę się doczekać :)).  Być może to tamci rodzice maja rację, ubierając dziecko w kombinezony przy 18 stopniach w cieniu i zakładając dziecku nieśmiertelną czapeczkę na spoconą główkę. Może przez to jestem wyrodną matką. Jednak mimo wszystko, na przekór wszystkim rodzicom patrzącym na mnie z potępeniem (oj tak, często mi się takie spojrzenia zdarzają) nie będę dziecka ubierac cieplej ani zakładać mu czapki, dopóki nie zajdzie taka absolutna potrzeba (takowe potrzeby opisałam już w poprzednim akapicie).