Nie rozumiem wielu rzeczy w mojej rzeczywistości. I dobrze, nie wszystko trzeba rozumieć, kilka rzeczy można wytłumaczyć, a kilka pozostanie niezrozumianych na zawsze. I jedna z takich rzeczy jest właśnie na topie. Karmienie piersią w miejscach publicznych. Oj tak, temat ten wywołuje wielką dyskusję i niejeden wielki flejmik powstał dzięki takim wymianom zdań, dlatego też postanowiłam wyrazić swoje zdanie. Zaznaczam, że piszę jako osoba doświadczona, a nie jako kobieta, która nigdy matką nie była, piersią nie karmiła i w ogóle nie wie, jak to jest.
Rozumiem, że kobieta chce karmić piersią. Też chciałam. Udało mi się krótko, bo przez trzy miesiące, ale nie w tym rzecz. Rozumiem też, że piersi służą do karmienia, a nie są zabawkami dla mężczyzn, jak niektórym się zdaje. Tak, karmienie młodych to ich pierwotna i jedyna w rozumieniu natury funkcja. Rozumiem też, że w niektórych plemionach afrykańskich całkiem normalnym jest chodzenie z wywalonym cycem, żeby dzieć mógł się w każdej chwili do tej piersi przyssać. I jest ok. Problem w tym, że chociaż niejednokrotnie słyszę i sama mówię, że jesteśmy sto lat za murzynami (powiedzenie takie, nie jestem rasistką), to jednak w tej kwestii uważamy się za o wiele bardziej rozwiniętych i z gołymi piersiami po ulicach nie paradujemy (chociaż myśląc o niektórych młodych dziewczynach, widzianych przeze mnie na ulicy waham się, pisząc te słowa).
Jednak karmienie piersią w miejscach publicznych budzi we mnie ogromny sprzeciw. Nie mam nic do karmiących mam. Nie mam nic do widoku karmiących mam na mieście czy na placach zabaw. Nie wzrusza mnie widok piersi, zasłoniętej czy też nie. Skoro ona sama tak chce i na to się decyduje, jej wybór. Dziwi mnie to tylko. Karmienie piersią to bardzo osobista sprawa i jakoś nie wyobrażam sobie, żebym mogła siedzieć z małym przyczepionym do piersi na środku supermarketu i jeszcze się z tego cieszyć, a jednocześnie wyglądać jak gradowa chmura, bo „nikt mi nie będzie zabraniał karmić dziecka w miejscu publicznym, będę wywalać cycka, gdzie mi się żywnie podoba i nikomu nic do tego, a w ogóle to wszyscy nie zgadzający się z tym są wrednymi paskudami i mogą mnie pocałować w rzyć”.
Takie właśnie mam podejście do matek karmiących po przeczytaniu miliona wątków na forach i tysiąca blogów karmiących matek. Ja osobiście chowałam się po kątach w trakcie karmienia (w domu normalnie, ale na zewnątrz już nie), bo uważałam, że moje piersi, moja sprawa. Nie czułabym się komfortowo, gdyby ktoś obcy na mnie patrzył w trakcie karmienia. Nie wiem, może jestem dziwna, ale karmienie w miejscach publicznych wywołuje we mnie tylko niesmak. Nie widzę niczego „słodkiego” w tym, że dziecko wcina mleko z piersi. Normalne. Nie słodkie, nie rozczulające, ale też nie obrzydliwe czy wstrętne, jak to uważają niektórzy. Normalne. Tyle że prywatnie, w domu. Ciekawe dlaczego to samo dziecko może zimą wytrzymać dłużej (bo matki jakoś nie garną się do wystawiania cycka na mróz, tylko czekają na to z powrotem do domu), a latem można już spokojnie karmić je co 20 minut „na żądanie” przez obojętnie jak długi czas na dworze, bo „to jest takie piękne, naturalne i cudowne”.
No cóż, pewnie zbiorę za to baty, ale takie właśnie jest moje zdanie.