poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Nie podpiszę deklaracji wiary.


Jeju, jestem jasnowidzką. Doprawdy, nie wiedziałam, że siedzi we mnie tak ogromna siła. Jutro rzucam pracę i zaczynam nową drogę życia, zapraszam do salonu wróżki Agnieszki (nie mylić z wróżką zębuszką). Otóż całkiem niedawno pisałam o tym, jak cudowną sprawą jest deklaracja wiary lekarzy i że nauczyciele też powinni. Bo mnie na przykład sumienie zabrania uczyć dzieci wychowywane bezstresowo. I oto stało się. Jakiś bloger (OMG, czy świat zwariował??? oraz miałam nadzieję, że to ironia i żart, ale jednak nie) postanowił skonstruować deklarację wiary i sumienia nauczycieli.
I mam tylko jedno pytanie - ludzie, czy Wam już całkiem na głowy padło? Jakiś totalny oszołom (a tak, weszłam na bloga tego pana i czytałam, podbijając mu statystykę, czym zapewne się jara, pisząc, że jego post ma 2500 lików (???) i cytowany jest na innych portalach) napisał coś, co nie nadaje się nawet do czytania, a co dopiero do rozpowszechniania, a nagle wszyscy dostają kociokwiku i nawet do wiadomości to dociera. Zaczynam mieć wrażenie, że żyjemy w świecie, gdzie blogerzy dyktują warunki i tematy do wiadomości, rządzą całym Internetem, szaleją "na ściankach", chociaż na dobrą sprawę powinni pozostać li i tylko blogerami. Ludźmi, którzy wyrażają swoją opinię publicznie, bo im tak wolno, ale ta opinia jednostki nie może rządzić całym krajem. Wiem, że też jestę blogerę i zabiję za każdy komentarz i liki (???), a statystyki spędzają mi sen z powiek, ale doprawdy, są granice.
No i wracam ci ja do tej nieszczęsnej deklaracji. Może jednak podpiszę i powiem, że sumienie nie pozwala mi uczyć dzieci, które przeklinają, palą, są wychowywane bezstresowo, nie słuchają, ale pensję poproszę, bo tak. Wtedy pozostanie mi siedzenie niemal samej w klasie (no dobra, trochę się jednak dzieciaków znajdzie), ale jaki to będzie luksus i wygoda. Jakie wspaniałe życie czeka mnie po tymże podpisaniu. Dyrektorka nie może mnie zwolnić, bo będę krzyczeć, że katolików dyskryminują. Płacić mi będą, bo muszą, a tymczasem ja zrobię sobie jedną klasę, która będzie w stanie sprostać wymaganiom mojego sumienia i będę ich uczyć, bo jakbym miała nic nie robić to jednak człowiek gnuśnieje. I oczywiście na końcu ta debilna formułka "nie narzucając nikomu swoich poglądów i przekonań"... nie powiem, co ciśnie mi się na usta, bo moi uczniowie to czytają.
No dobra, a teraz na poważnie. To jest zło. Już nie żart, nie jakiś wybryk natury, a zwykłe zło. Jeśli nagle okazuje się, że nauczyciele potrzebują jakiejś deklaracji, wyznań, żeby uczyć zgodnie ze swoim przekonaniem czy sumieniem, a jeszcze mają zamiar mi to przekonanie narzucić to już nie jest zabawne. I wtedy to ja już się boję.
Jeśli tylko ktoś ma ochotę uczyć według przykazań to proszę bardzo, ja mu nie zabronię ich przestrzegać. Tylko że ja w ogóle nie muszę o tym wiedzieć. Tak jak inni nauczyciele nie muszą wiedzieć, że ja jestem ateistką i uczę dzieci podług własnego sumienia (tak, tak, mam takowe, to nie jest domena jedynie słusznej religii). Ja tego nei rozgłaszam, nie piszę deklaracji, nie szaleję w necie. Po prostu sobie żyję i przekazuję dzieciom uniwersalne wartości, które nie kłócą się z tymi katolickimi, może tylko nie we wszystkich punktach się zazębiają. Wieć ja bardzo proszę o zaprzestanie tego totalnego wariactwa i oszołomstwa, bo w końcu nie zniesę i skończą się moje wielkie, acz nie niewyczerpane, zasoby tolerancji.