tag:blogger.com,1999:blog-32019957567955037212024-03-14T15:36:53.936+01:00Z mojej strony biurka.blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.comBlogger240125tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-21249256639264922062018-06-27T18:25:00.000+02:002018-06-27T18:25:45.145+02:00Z kim pracuję.<div style="text-align: justify;">
Zmiany opisane w poprzednim poście - choć docelowo chcę je wprowadzić we wszystkich klasach - możliwe są w tej chwili właściwie u nielicznych dzieciaków. A konkretnie - w klasie dwujęzycznej. Dlaczego tylko tam? Bo oni mają pięć, a nie - standardowo - trzy godziny tygodniowo. Jest ich wprawdzie dość sporo jak na grupę dwujęzyczną, bo aż 19, ale przy pięciu godzinach jestem w stanie to znieść. I oni są moimi królikami doświadczalnymi (jako że po angielsku królik doświadczalny to guinea pig, nazywam ich moimi małymi świnkami). Do nich skierowałam swoją wielką przemianę, a stało się tak głównie dlatego, że strasznie ich te lekcje z podręcznikiem nudziły. Wiedziały właściwie wszystko, co było przewidziane materiałem w książce i lekcje nie były dla nich ciekawe. Długo biłam się z myślami, co z tym fantem zrobić i zanim mi się udało, zaliczyłam kilka mniej lub bardziej efektywnych zajęć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero całkowita zmiana podejścia, która kiełkowała we mnie od dawna, przyniosła oczekiwane efekty. Powoli, małymi kroczkami staramy się teraz "dotrzeć" i określić, w którym momencie już się uczymy, a w którym już się nudzimy. Wiem doskonale, że ta sama zmiana w innych klasach będzie o wiele trudniejsza. Wiem też, że nie zawsze i nie wszędzie będzie ona w ogóle możliwa. Weźmy na przykład WOS. Mając w klasie 30 osób (to zdecydowana wada nowej szkoły - zapchane pod sufit klasy) nie jestem w stanie dać im wyboru siedzenia na kocyku czy podusi. Mając jedną lekcję w tygodniu nie jestem w stanie pozwolić im się wszystkim wypowiedzieć. Strasznie mnie to boli i tu nadal poszukuję sposobu poradzenia sobie z tym problemem. Dlatego bardzo proszę wziąć poprawkę na warunki, w których przyszło mi pracować i wprowadzać zmiany, a ja postaram się wymyślić coś i na pozostałe warunki. Powolutku...</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-62426426901994407232018-06-26T17:08:00.000+02:002018-06-26T17:08:26.723+02:00Przemian ciąg dalszy.<div style="text-align: justify;">
Zaraz po tym, jak zaczęłam zadawać sobie pytanie: po co?, przyszło pytanie: jak? Nic nie poradzę na to, że lekcja trwa 45 minut, bo tak urządzona jest szkoła, w której uczę. Nic nie poradzę na to, że muszę stawiać oceny, choć to też nieco zmodyfikuję w nadchodzącym roku szkolnym (pomysł się klaruje, jeszcze nie mam gotowca). Mogę jednak coś zrobić z innymi elementami lekcji. Na sam początek przyszedł pomysł, żeby zmodyfikować siedzenie. Czy jest przymus siedzenia w ławce, na niewygodnym krześle (o tak, zdarza mi się siedzieć na radach pedagogicznych)? Nie ma. Wiele wielkich firm gwarantuje swoim pracownikom przeróżne możliwości siedzenia, od ergonomicznych krzeseł począwszy, na specjalnych piłkach skończywszy. Jako że na zapewnienie super komfortu uczniom kasy nie mam, postanowiłam zacząć małymi kroczkami. Mogą siedzieć jak chcą, gdzie chcą, korzystać z rzeczy szkolnych i przyniesionych przez siebie. Chce na kocyku czy podusi - proszę bardzo. Chce na krześle w ławce - nie ma sprawy. Chce na podłodze czy na ławce - służę. I to jest niewiarygodne, ale ich praca na lekcji naprawdę się zwiększyła. Te osoby, które do tej pory rysowały sobie coś w zeszycie zaczęły się włączać w lekcje. Być może wpływ na to miała kolejna zmiana...</div>
<div style="text-align: justify;">
Precz z podręcznikiem. Książki szkolne od kilku lat stawały się coraz gorsze. Reforma wprowadzająca darmowe podręczniki wymusiła na wydawnictwach tworzenie wszystkiego od nowa za mniejsze pieniądze. Efekty były łatwe do przewidzenia. Podręczniki już od jakiegoś czasu dobre nie były - owszem, kolorowe, nawiązujące do rzekomego "prawdziwego" życia nastolatków, ale nie były dobre. Po reformie stały się po prostu bardzo słabe, nudne. Dlatego też stwierdziłam, że zrezygnuję z podręcznika. Oczywiście nie spaliłam od razu rytualnie wszystkich podręczników, są poniekąd wskazówką, drogowskazem, ale na pewno nie realizuję wszystkich ich treści po kolei. Weźmy przykład z jednych z moich ostatnich zajęć (bo zmiany nie dokonały się na początku roku szkolnego, musiałam do nich dojrzeć) - temat: fashion. I cóż tu o modzie - po raz kolejny gadać o spódniczkach i bawełnach? Okazuje się, że to już było, a uczniowie to wiedzą (zorientowanie się w tym, ile uczniowie wiedzą to podstawa). Co więc może być nieograne, ciekawe i nowe? A może moda w dwudziestym wieku i jej historyczne inspiracje? Okazuje się, że nikt im nie opowiadał o pin-up girls, Great Depression, prohibicji czy dzieciach kwiatach. Przy okazji wchodzi nam kulturoznawstwo. Szukanie połączeń, poznawanie nowych słówek, sprawdzanie - to wszystko złożyło się na kilka wspaniałych lekcji. I przy okazji sama nauczyłam się kilku nowych słów, co nigdy nie było moją mocną stroną. I okazało się też, że przyszło mi to z nigdy dotąd nie znaną mi łatwością. Słówka się pojawiły i już je zapamiętałam. Fantastyczne!</div>
<div style="text-align: justify;">
I tu dochodzę do tego, co przyszło mi chyba w pewnym sensie najtrudniej - otóż pomimo że przygotowuję się do zajęć, a te przygotowania trwają chyba nawet dłużej niż wcześniej, bo muszę dać coś z siebie, a nie tylko z podręcznika, to mimo wszystko uczymy się razem. To nie tak, że ja tu jestem wszechwiedzącym mistrzem, a oni słuchającym mnie tłumem (no dobra, nigdy aż tak nie było), ale wszyscy jesteśmy uczniami. Ja wprawdzie wiem więcej od nich, więc coś im podpowiem, coś podam na tacy, ale są rzeczy, których nie wiem i pytania, na które nie znam odpowiedzi, więc znajdźmy je razem. Doprawdy, nie wiedziałam, że można mieć z lekcji tyle zabawy :)</div>
<div style="text-align: justify;">
A w następnym poście napiszę, dlaczego taka zmiana jest możliwa i że nie zawsze jest tak różowo... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-43686321587434190302018-06-25T10:16:00.000+02:002018-06-25T10:16:43.977+02:00Wielka przemiana...<div style="text-align: justify;">
Potrzeba zmiany modelu nauczania kiełkowała we mnie już od jakiegoś czasu. Czułam, że coś jest nie tak, a coraz boleśniej uświadamiały mi to przeróżne szkolenia (tak, zdarzały się takie bardziej wartościowe) oraz własne wspomnienia (bo pamięta wół, jak cielęciem był). Najpierw przestałam pytać z zaskoczenia. Na pewnym szkoleniu pewna Pani, po przeprowadzeniu banalnej w swych treściach "lekcji" zaczęła nas znienacka z niej przepytywać. I trafiło na mnie. Trafiło dość niefortunnie, bo oczywiście zaraz po pytaniu pustka w głowie. I słowa tej kobiety, które utkwiły mi w pamięci:</div>
<div style="text-align: justify;">
- A Państwo robią to swoim uczniom na co dzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
I dlatego przestałam. Stresogenne to strasznie i paraliżujące. Nie jestem bynajmniej za tym, żeby uczniom oszczędzać w życiu stresu, bo wielokrotnie jeszcze wiele stresu ich w życiu czeka, ale po co go wywoływać dodatkowo, bez potrzeby.</div>
<div style="text-align: justify;">
No i teraz o tej potrzebie... Po co ja właściwie uczę? Zaczęłam sobie zadawać takie samobójcze pytanie. Po co? Co chcę osiągnąć? Po co moim uczniom jest taka, a nie inna wiedza? Ucząc tylko angielskiego miałam mniej powodów do takich rozważań. Z definicji uczyłam słówek, żeby dzieci mogły się porozumieć na poziomie podstawowym, a gramatyki, żeby mogli porozumieć się skutecznie. Jednak WOS to co innego. Tutaj sens nauczenia się tych a nie innych faktów już miał znaczenie. Dlatego coraz częściej zaczęłam zadawać sobie pytanie: po co? Po co on/ona ma to wiedzieć? Czy to aby na pewno będzie jej/mu potrzebne w życiu? I oczywiście nie znajduję uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. O ile moje koleżanki uznały, że znajomość (a raczej wkucie) dat wejścia do UE wszystkich krajów jest uczniom w życiu niezbędna, o tyle ja wymagałam tylko znajomości wejścia do UE Polski (no bo pewne standardy jednak trzeba zachować, nie wiedzieć to lipa). Nie mam więc złotego środka na wszystko, ale za każdym razem zadaję sobie przy WOSie to kluczowe pytanie: po co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejna rzecz to sprawdziany. Po co komu sprawdziany? Kupę wymyślania, wkładanie w jeden papier kilku zagadnień, sprawdzanie tego... Dla ucznia zakuwanie na dwa dni przed sprawdzianem, wypisywanie czegokolwiek, żeby tylko było i zapominanie przynajmniej połowy zaraz po sprawdzianie... Jaki tu sens, jaki cel? Po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że cel jest jeden - żeby uczeń nie wypadł za dobrze. Serio, serio. Szkoła, w której uczę stawia szóstki przy 95% znajomości materiału. Dziwne to dla mnie, bo na przykład po zrobieniu całej pracy domowej (nie daję ponad program za każdym razem) uczeń teoretycznie ma szóstkę, choć nic ponad podstawę nie zrobił. "Wyrównuje się" na sprawdzianach, gdzie przynajmniej jedno pytanie jest za trudne i już mamy "odsiew", już szóstki z pracy domowej nie wystarczą, żeby na całoroczną wyszła szóstka. Po co to, tego nie wiem, tęższe głowy ode mnie nad tym pracowały, ale nie oznacza to, że ja się muszę na to godzić. Robię tylko kartkówki i wprowadzam tam słówka czy zagadnienia gramatyczne ponad podstawę. Łatwiej jest wtedy szóstkę dostać, ale ja nikomu nie żałuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chcę, żeby moi uczniowie uczyli się stabilnie, z lekcji na lekcję, a jest to możliwe tylko przy właściwej motywacji. Jeśli tą motywacją są szóstki na kartkówkach, proszę bardzo, służę. Faktem jest, że oceny się poprawiły, ale mam też wrażenie, że poprawiła się również nauka. Nie uczą się kupy materiału na sprawdzian tylko po to, żeby przeciążony mózg natychmiast wszystko zapomniał, ale przyjmują małe partie materiału. Łatwiej potem skorygować błędy na świeżo, a nie po oddaniu sprawdzianu po dwóch tygodniach analizować z uczniami błędy, o których już dawno zapomnieli. </div>
Tych moich zmian w podejściu do nauczania jest jeszcze kilka, ale o tym następnym razem.blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-29830158256502776662018-06-24T16:46:00.002+02:002018-06-24T16:47:00.001+02:00Moje wielkie zaskoczenie.<div style="text-align: justify;">
Dwa lata temu poszłam na studia podyplomowe. Jakie bywają studia podyplomowe, wiedzą ci, którzy mieli okazję tego doświadczyć. Są cięższe, ale są i lżejsze i do tej drugiej kategorii moje się zaliczały. Oczywiście jeśli ktoś się chce nauczyć to się nauczy i nie przeszkodzi mu w tym żadna szkoła :) Dość powiedzieć, że kierunek, na który poszłam to Wychowanie do życia w rodzinie i Wiedza o społeczeństwie. Oczywiście chciałam iść tylko na WDŻ, ale uznałam, że wtopienie 3500 w przedmiot, który nie jest obowiązkowy i niczego mi nie gwarantuje to nieco za dużo. Dlatego jak nadarzyła się uczelnia, która te dwa przedmioty połączyła, byłam w siódmym niebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
WOS jednak mnie przerażał. Nie wyobrażałam sobie pod żadnym pozorem nauczać tego przedmiotu. Za nudny, za trudny, zupełnie nie dla mnie. Po ukończeniu studiów okazało się, że nie będzie mi dane uczyć ani jednego, ani drugiego i tak dyplom sobie leżał aż do zeszłego roku. kiedy to nadeszła zmiana miejsca pracy. Otóż w nowej rzeczywistości zaczęłam uczyć języka i WOSu. Początki były wyboiste i trudne, ale starałam się jak mogłam i nagle okazało się, że... uwielbiam to. Zaczęło mnie to fascynować, bawić, ekscytować.<br />
Na przykład taka Konstytucja. Wprawdzie na WOSie przeznaczono na to aż, zdaje się, dwie jednostki lekcyjne, ale mimo to ja postanowiłam temat nieco rozszerzyć i niemal na każdej lekcji znalazł się fragment Konstytucji, który nawiązywał w jakiś sposób do materiału. Okazało się, że większość moich uczniów (pamiętajcie, mówimy już o tej "lepszej" szkole) nie widziało dokumentu na oczy. Mało tego, mimo że w szkole prężnie działa Samorząd Szkolny, zdobywający nagrody i w ogóle, większość uczniów nie ma pojęcia o zapisach we własnym Statucie. Nie znają swoich praw, swoich obowiązków... Doprawdy ciekawie było odkrywać z nimi meandry dokumentów.<br />
I tutaj niestety nieco smutnej refleksji. Po pierwsze, dzieci, ale i dorośli obawiam się, nie znają dokumentów, które ich obowiązują. I Statut szkoły, i Konstytucja (bo nie wymagam znajomości jakichś skomplikowanych ustaw czy rozporządzeń) były im całkowicie obce. Tak prawdopodobnie dzieje się w całym kraju. Bo czy ktoś może uczciwie przyznać, że Konstytucję przeczytał? Nawet kiedy mówimy o przypadkach łamania tejże, zazwyczaj opieramy się na informacjach z gazet czy telewizji, mało kto zajrzy do samego dokumentu, żeby zobaczyć, jaki konkretnie artykuł został złamany i dlaczego. A nie da się ukryć, że jest to sprawa dość skomplikowana, ponieważ Konstytucja w swej naturze jest dość ogólna i jej zapisy nie są bezboleśnie jednoznaczne. <br />
I drugi wniosek - lekcji wiedzy o społeczeństwie jest zabójczo mało. Jak można powiedzieć o Konstytucji na jednej czy dwóch lekcjach? Jak można temat Statutu zamknąć w jednej godzinie? Żeby dzieciaki nauczyły się te dokumenty czytać i rozumieć, żeby potem mogły czytać i rozumieć ustawy, potrzeba o wiele więcej niż 45-90 minut. W sumie mamy po jednej godzinie w ciągu dwóch lat, a materiał do przerobienia jest bardzo szeroki - od własnego podwórka począwszy, na świecie i globalizacji skończywszy, po drodze zahaczając o ekonomię. I potem dziwimy się, że dzieciaki nie potrafią rozliczyć PITu, a znają daty wejścia do Unii Europejskiej wszystkich krajów...</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-63380396689480425962018-06-23T19:45:00.001+02:002018-06-23T19:45:38.791+02:00Odejścia i powroty.<div style="text-align: justify;">
Być może wakacje to nie najlepszy czas na reaktywację bloga opowiadającego o szkole. Być może nikt już tu nie zagląda. Być może blogi ogólnie przestały być już trendy (że już nie wspomnę o słowie "trendy"). Faktem jednak pozostaje, że właśnie dziś postanowiłam znowu zacząć pisać. Zbierałam się do tego cały rok, bo był to rok pełen zmian, przemian, trudnych początków i jeszcze trudniejszych końców. W końcu jednak jestem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale od początku. Przyszedł czas pożegnać się ze starą szkołą, w której spędziłam dziesięć lat swojego życia. Nie było to pożegnanie całkiem dobrowolne, choć nie ukrywam, że to była moja decyzja. Nie da się jednak pominąć faktu, że gdyby w życie nie weszła ta beznadziejna i psująca wszystko deforma moja wspaniała szkoła nie zostałaby zniszczona, a ten niemal idealny zespół funkcjonowałby nadal. Tymczasem zostaliśmy rozdarci i chociaż może się to wydawać nieco melodramatyczne - takie właśnie jest moje zdanie. Część nas odeszła z własnej woli, bo nie można powiedzieć, że ktoś nas do czegoś zmusił, ale było to odejście mimo wszystko przymusowe. Nie chcieliśmy pracować z nowym - starym dyrektorem, który przez większość czasu działania gimnazjum wieszał na nas psy. Ja nie mogłam sobie tego wyobrazić, uniosłam się dumą i pracę zmieniłam. Nie każdy miał takie szanse i możliwości i ja to rozumiem i szanuję. Ja szansę dostałam i z niej skorzystałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Trudny koniec i pożegnanie ze starą szkołą dał więc początek czemuś nowemu - przejściu do innej szkoły. Zmiana dość drastyczna, bo z gimnazjum, które w rankingach zajmowało zaszczytne ostatnie (albo przedostatnie) miejsce pod względem wyników egzaminu trafiłam pod strzechy gimnazjum w rankingach przodującego. Najbardziej rozbawił mnie komentarz mojej nowej koleżanki, którą znałam z przeróżnych szkoleń, na których razem bywałyśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale wiesz, że tu jest wyższy poziom?</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, wiedziałam. Wiedziałam też, w co się pakuję. Każda szkoła ma swoje dobre i złe strony. Każda szkoła ma jakieś drugie dno i swoje tajemnice. Nawet ta lepsza. Wiedziałam, że ta nie jest wyjątkiem. Wiedziałam, czemu ta szkoła ma takie wyniki, jakie ma. Wiedziałam, że jest szanowana, poważana i że rodzice chętnie zapisują tu swoje dzieci, bo gwarantuje to dobry wynik na egzaminie i świetlaną przyszłość. Ale szkole tej daleko w środku do doskonałości. Nie będę kalać własnego gniazda i nie wszystkie moje przemyślenia i wnioski ujrzą światło dzienne. Dość powiedzieć, że żadna szkoła nie jest idealna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przemawia przeze mnie niejaka gorycz, bo rok w tej szkole przekonał mnie, że nawet jeśli coś z wierzchu wygląda ładnie, w środku wcale takie być nie musi. Jednak to nie tak, że było mi źle. Ja po prostu inaczej podchodzę do nauki, do życia, do nauczania, a moje podejście zmieniło się jeszcze bardziej, odkąd trafiłam do tej szkoły i właściwie mogę wiele jej zawdzięczać. Dlatego w następnych postach opiszę te dobre rzeczy, które ona we mnie wyzwoliła. Opiszę swoje obserwacje, wnioski, spojrzenie na edukację w ogóle, a zwłaszcza na nauczanie języka angielskiego i WOSu, bo to są dwa przedmioty, które są mi bliskie. </div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-1252505432281845692017-02-15T15:03:00.000+01:002017-02-15T15:03:23.119+01:00Każdy kij ma dwa końce.<div style="text-align: justify;">
Wiele już zostało powiedziane na temat reformy edukacji, to pomyślałam, że dorzucę swoje trzy grosze. Dziś nie napiszę o podstawach programowych czy siatce godzin, bo i tak większość ludzi nie wie, o co chodzi. Dziś napiszę o tych strasznych problemach, których nie było (taaaaa......), a teraz są, a jak wróci ośmioklasowa podstawówka to znowu ich nie będzie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyobraźmy sobie... Żyrafa (mało prawdopodobne imię, choć podobno ktoś kiedyś, gdzieś tak swoje dziecko nazwał). Żyraf jest strasznie gnębiony, dokuczają mu w podstawówce na potęgę. Powód nie ważny, zawsze się jakiś znajdzie, grunt, że już nie ma siły, bardzo chce tą szkołę skończyć. Nie wyobraża sobie nawet, że ten koszmar mógłby potrwać dwa lata więcej. Trafia do gimnazjum. Nowa grupa, nowa sytuacja, nagle okazuje się, że ten Żyraf nie jest taki zły. Odżywa w nowym środowisku, lubi swoją nową szkołę (tak, tak, gimnazjum też można lubić). </div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz popatrzmy na Petronellę. Wzorowa uczennica, do tego miła i uczynna, uwielbiana przez nauczycieli i rówieśników. Cud, miód i orzeszki. No ale w końcu szkołę kończy i trafia do gimnazjum. A tam okazuje się, że Petronella sympatii nie zdobywa (nie ważne dlaczego, może ma krzywy uśmiech, powód się zawsze znajdzie) i czekają ją trzy lata koszmaru i gnębienia. Petronella tęskni i wylewa łzy za podstawówką, chciałaby tam zostać do końca swojej edukacji. No ale może w liceum będzie lepiej, jakoś te trzy lata przetrzyma...</div>
<div style="text-align: justify;">
Co miały pokazać te dwie równie durne historyjki? Ano to, że nie ma jednego dobrego wyjścia i jednej właściwej drogi. Ani wydłużona szkoła podstawowa ani pozostawienie gimnazjum absolutnie niczego nie gwarantują. Jednym jest lepiej tak, innym siak, a najcudowniej działają wspomnienia. One, jak nauczyłam się dawno temu, są strasznie wybiórcze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem absolutnie pewna, że ani w podstawówce, ani w liceum nie byłam gnębiona aż tak, jak mi się to wtedy wydawało i jak mocno siedzi mi to we wspomnieniach. Pewnie gdyby zapytać o to moich rówieśników z klasy, dość mocno zdziwiliby się, że te czasy wspominam aż tak źle. Ale tak było. W życiu nie chciałabym (jak większość ludzi w pewnym wieku) powrócić do młodszych lat, bo wspominam je jako totalną porażkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
A przede wszystkim żadne wspomnienia nie przywrócą "tamtych" podstawówek, bo i ludzie inni, i system się zmienił. To, że ktoś dobrze wspomina swoje szkolne lata, a "teraz to tylko patologia w tych gimnazjach" nie przykryją tego, że ani podstawówki nie są doskonałe, ani gimnazja takie złe. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chodzi o to, że powrót do ośmioklasowej podstawówki niczego nie zmieni, jeśli chodzi o dzieciaki. NICZEGO. To dość śmiała teza, bo niektórzy naprawdę są zadowoleni z przejścia do innej szkoły, ale zawsze też znajdą się tacy, co to w podstawówce chcieliby pozostać. Także pozostaję przy swoim: ta zmiana pod tym względem nie osiągnie niczego. Ani te "łobuzy" nie staną się grzeczniejsze, ani te "dobre" dzieci nic tu nie zyskają. Jedni się zmienią, inni nie i tyle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Za to zmiana przeprowadzana tak, jak to się dzieje, zrobi wiele złego pod względem nauczania. Pleciona na szybko i byle jak podstawa programowa, pisana na kolanie ustawa, piękne hasła, których nie da się zrealizować (najbardziej podoba mi się to o "dążeniu do jednozmianowości w szkołach"), podręczniki robione na chybcika - to wszystko sprawi, że będziemy ten bałagan sprzątać przez co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Bo to się da naprawić, tak jak wszystko inne (bałagan po tworzeniu gimnazjów też w końcu udało się naprawić). Nauczyciele ze wszystkim sobie poradzą, bo jaki mają wybór. Kosztem własnym, kosztem uczniów, ale na to nikt nie patrzy. Tylko że to jest temat na inny post...</div>
<div style="text-align: justify;">
I tylko dzieciaków żal.</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-44959893475324497102017-01-31T08:36:00.000+01:002017-01-31T08:36:24.979+01:00Ciekawe przykłady.<div style="text-align: justify;">
Szkoła i nauka nie muszą być mega nudne. Niestety, tak to już bywa, że i nauczyciel potrafi przecenić swoje umiejętności dotyczące kreatywnego przekazywania informacji. Weźmy taki pierwszy lepszy przykład: tłumaczę uczniom przedimki. Sprawa wagi państwowej, nie może być zignorowana, nawet jeśli sam nauczyciel za nimi nie przepada. Ale że zaczynamy od podstaw, to jest pięknie. Tłumaczę więc uczniom, że przy nieokreślonych mamy dwa do wyboru "a" lub "an". Pytam, kiedy jeden, a kiedy drug. Zapada magiczna cisza... No to wspinam się na wyżyny artyzmu, zdolności pedagogicznych i wyobraźni i podaję przykład, że gdyby chcieli powiedzieć "a elephant" to by brzmieli, jakby mieli problemy z pójściem do toalety (takie przykłady działają na wyobraźnię, wierzcie mi), a jak w to samo miejsce wstawią "an" to mają taką śliczną melodię jak ta lala. A potem wysuwam argumenty w postaci spółgłosek i samogłosek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przychodzi kolejna lekcja i czas zebrać owoce swego trudu. Dumna i blada wkraczam na arenę zdarzeń, rzucam pytanie i czekam na las rąk. I słyszę:</div>
<div style="text-align: justify;">
- No tak, coś tam było, mówiła Pani o toalecie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie o taki sukces walczyłam...</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-19839123393422606602016-09-03T17:09:00.002+02:002016-09-03T17:09:57.437+02:00Zeszły rok i nowy początek.<div style="text-align: justify;">
Cóż mogę napisać... Poprzedni rok był dla mnie bardzo ciężki z kilku powodów, których teraz nie będę drążyć, bo nie czas na to ani miejsce. Było dużo pracy, mało czasu, były studia podyplomowe, było zaniedbywanie rodziny... No nic, działo się i nie chcę do tego wracać. Potem nadeszły wakacje i były one dla mnie wielkim wybawieniem. Spokojem, oderwaniem, przyjemnością po zeszłorocznym kołowrotku. </div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz nadszedł nowy rok szkolny i znowu będzie się działo, bo wprawdzie studia już skończyłam, ale za to w swojej szkole mam prawie półtora etatu. Nie, nie skarżę się, raczej cieszę. Biorąc pod uwagę to, co potencjalnie gotowa nam zafundować pani minister dobrze jest zebrać parę groszy więcej na oszczędności. </div>
<div style="text-align: justify;">
No i właśnie stąd wziął się nowy początek. Otóż wracam! Nie wiem, jak często będę pisać, ale na pewno będę. No i kolejna rzecz - odsłaniam się nieco. Większość moich uczniów i tak odkryła już mój blog, a jeśli jeszcze tego nie zrobiła to może ktoś im to uświadomi. A jeśli nie uświadomi to po prostu nie będą tego wiedzieć. W końcu nie każdy musi czytać mojego bloga. Pewne jest jedno - prywatność moich uczniów pozostaje zachowana.</div>
<div style="text-align: justify;">
Co do odsłony, być może nie będzie taka wielka. Pewnie każdy już wie, że rzecz dzieje się we Wrocławiu, a oczywistym jest, że w pewnym małym gimnazjum. Małym, bo mamy tylko dwie klasy na poziomie, czyli nasz zakres nie wychodzi poza klasę A i B. Znajdujemy się na końcu miasta, niektórzy mówią, że to już w zasadzie wieś... Także kto ma wiedzieć, kim jestem, ten wie. Kto nie wie, ten nie musi :)</div>
<div style="text-align: justify;">
Do zobaczenia wkrótce.</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-38804334122594015782015-07-22T09:02:00.000+02:002015-07-22T09:02:35.126+02:00Pomysły pani minister.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdybym nie została poniekąd
poproszona o napisanie tego postu, pewnie nigdy bym się do niego nie zabrała.
Przykro mi, ale treść tych tematów przekracza moje granice pojmowania i
zupełnie nie wiem, jak się do tego wszystkiego odnieść. Jednak spróbuję.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otóż zacznijmy od tego, że pani
minister edukacji narodowej, niejaka Joanna Kluzik Rostkowska, od wielu
miesięcy twierdzi i powtarza, że na sercu jej leżą sprawy uczniów. Wszystko
chce dla nich zrobić, serce i duszę oddała tym biednym dzieciom dręczonym przez
złych nauczycieli i bezlitosny system. Doprawdy, moje wzruszenie tutaj się
zaczyna. Nie dosyć, że ustawa o systemie oświaty ma służyć uczniom, to jeszcze
Karta Nauczyciela też ma służyć uczniom. Łkam już w kąciku ze wzruszenia. No i
na koniec rozmowy ze związkowcami, a konkretnie z prezesem Związku
Nauczycielstwa Polskiego Sławomirem Broniarzem, wiceprzewodniczącą Krajowej
Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Teresą Misiuk i
przewodniczącym Branży Nauki, Oświaty i Wychowania Forum Związków Zawodowych
Sławomirem Witkowiczem okazały się być wielką walką o ucznia, bo (i tu walnę
cytat, bo nie zdzierżę) "Mnie zależy na dobru dziecka, a państwu zależy na
pieniądzach" (by Joanna Kluzik Rostkowska). No cóż, sprawdźmy, jak bardzo
w swojej trosce posunęła się pani minister w tworzeniu tematów do dyskusji. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Było ich pięć, postaram się
dokładnie przeanalizować każdy z nich, a nie będzie to łatwe.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dyrektor szkoły – nauczyciel,
urzędnik, manager, wykonawca poleceń? – autonomia i kompetencje dyrektora,
sposób wyboru.</i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No tak, rola dyrektora w szkole
rzecz ważna. Do tej pory dyrektor nie wie, jak się nazwać i jak się określić,
co znacznie wpływa na ucznia, który jest zupełnie zdezorientowany w obecności
dyrektora, który może być nauczycielem, a w następnej chwili bezlitosnym
urzędnikiem, a już jak zacznie wykonywać czyjeś polecenia to umarł w butach.
Doprawdy, rola dyrektora w szkole jest od dawna określona i mimo że istnieją
pewne problemy w tej kwestii to omawianie ich i robienie z tego wielkiego halo
to już lekka przesada.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Kierunek: potrzeby dzieci.
Kształcenie przyszłych nauczycieli. Co warto zmienić?</i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy nauczyciele chcieli
rozmawiać o tym, że szkolenie przyszłych kadr ma wielkie braki i może powinno
się zmienić nieco profil, pani minister nie była zainteresowana. Nie tym
tematem, w ogóle nie była zainteresowana rozmową. Teraz nagle chce o tym rozmawiać,
i to ze związkowcami. Niewłaściwy czas na właściwy temat. Może i dyskusja pomoże
uczniom, ale na pewno nie jest to właściwy moment na takie rozmowy (kilka miesięcy
przed wyborami, doprawdy). Temat ważny, ale na inny czas. Spokojny, stabilny
czas (tylko że wtedy pani minister nie będzie chciała z nami rozmawiać).</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dlaczego </i></b><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="color: windowtext; text-decoration: none; text-underline: none;"><strong>uczniowie</strong></span></i><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"> muszą brać korepetycje? Szkoła sprzyjająca rozwojowi
ucznia – rola rodziców, nauczycieli, dyrektora.</i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A to już jest mega bezczelność,
żeby wywalać takie działa. Problem korepetycji istnieje, ale obawiam się, że w
większości nie jest to problem szkoły. Ostatnio nawet miałam taką sytuację, a
właściwie dwie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
1. Uczeń ma problemy z nauką.
Proponuję mu konsultacje, spotkania, pomoc (takie "szkolne
korepetycje" i to nawet całkiem darmowe), ale uczeń nie przychodzi. Potem
przychodzi matka i narzeka, ile to pieniędzy musiała utopić w korepetycjach.
Nie zdzierżyłam, skomentowałam, że jakby chciał, to i w szkole by sie nauczył,
bo możliwości jest wiele. Może mnie nie lubił i nie chciał się ze mną uczyć -
nie ma sprawy, nie jestem jedyną anglistką, a i na takie sytuacje nie mam
wpływu. Pomoc mógł otrzymać, nie był zainteresowany.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
2. Uczeń był słaby, nie jakiś
totalnie olewacki, ale problemy miał. Nagle zaczął się wybijać, idzie mu
świetnie i w ogóle cud, miód i orzeszki. Co też się stało? Poszedł na
korepetycje? Otóż nie, zaczął się uczyć (i wiem to od niego samego). </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Korepetycje bierze się z dwóch
powodów - albo uczeń sobie nie radzi, albo chce więcej. W pierwszym przypadku w
większości szkół po to są nauczyciele i<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>ich konsultacje, żeby pomagać. Z doświadczenia wiem, że niemal nikt na
te zajęcia nie przychodzi (chyba że chce poprawić sprawdzian). W drugim
przypadku też często (choć nie zawsze, rozumiem) są w szkole zajęcia dodatkowe,
rozwijające zainteresowania i jeśli ich nie ma albo są niewystarczające, to
decyzja rodziców, żeby posłać dziecko na korepetycje. Nic mi do tego, że ktoś
chce, aby jego dziecko było jeszcze lepsze. Sama chodziłam z tego powodu na
korepetycje i do głowy mi nie przyszło, żeby obwiniać szkołę, że nie uczy mnie
więcej, bo nie byłam jedyną uczennicą w klasie, a nie wszyscy chcieli więcej. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Także najpierw radzę się zastanowić,
co chcemy powiedzieć i osiągnąć, a potem peplać i dawać do dyskusji tak
niepoważne tematy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dni wolne od <span style="color: windowtext; text-decoration: none; text-underline: none;">nauki</span>,
niewolne od opieki – jak szkoły radzą sobie z obowiązkiem zapewnienia opieki
uczniom w trakcie m.in. przerw świątecznych.</i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
NAPRAWDĘ???!!! Po tej burzy,
która rozpętała się w zeszłym roku teraz nagle pani chce rozmawiać, i to ze
związkowcami? Po co, pytam? Szkoły się dostosowały, sama pani tak twierdziła,
teraz nagle wymaga to dyskusji? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Już pomijam drobny fakt, że sam
temat jest idiotyczny, bo szkoła to nie jest miejsce, w którym zapewnia się
opiekę, a w którym się uczy. No ale rozumiem, że sześciolatka ciężko zostawić
samego w domu (jako siedmiolatka sama zostawałam, więc się nie wypowiem już
nawet na temat braku samodzielności w dzisiejszych czasach). Dlatego właśnie
szkoły (bardzo często bez żadnych odgórnych nakazów) oferowały opiekę. Tyle że
zmuszanie do tego cyrku dyrektorów i nauczycieli na niemal każdym poziomie
(szkoły ponadgimnazjalne nie są wliczone, ciekawe czemu, skoro są tam
niepełnoletnie dzieci? - i tak, to był sarkazm) to już lekka przesada. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I dla tych, którzy chcą mnie ukamienować
mam propozycję - niech szkoła będzie otwarta 24/7/365. Nie ograniczajmy się do
Wigilii czy dni między świętami. Bo przecież jakiś rodzic może mieć nocne
zmiany i co wtedy z dzieckiem zrobi? Ktoś może mieć dyżur w święta (jakiś
strażak czy inna pielęgniarka) i co wtedy z maluszkiem? Naprawdę, rozszerzmy
działalność szkoły, nie pozwólmy się robić w konia głupim, leniwym
nauczycielom. Niech pracują nieroby 24/7, żeby pomóc dzieciaczkom, wtedy na
pewno będzie lepiej. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nauczyciel – przyjaciel, mistrz,
wychowawca, współczujący obserwator? Jak pomóc nauczycielom w wypełnianiu tej
roli? Szkoła wolna od przemocy, przyjazna, bezpieczna, czyli jaka?</i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To jedyny temat, który uważam za
godny dyskusji. Problem polega na tym, że ta dyskusja już ma miejsce. Jest
wiele programów, projektów, które są w szkołach wdrażane i to bez
"pomocy" pani minister. Oczywiście dobrze, żeby nie były to wyjątki,
ale reguła, tyle że jest to jeden z pięciu tematów, na który warto rozmawiać.
To trochę za mało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlatego właśnie uważam, że coś tu
nie gra. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pisząc tego posta korzystałam z
informacji z <a href="http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/883513,kluzik-rostkowska-o-nauczycielach-mnie-zalezy-na-dobru-dziecka-a-panstwu-zalezy-na-pieniadzach.html" target="_blank">tego artykułu.</a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p> </o:p></div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-79601435191133796922015-06-11T05:54:00.000+02:002015-06-11T05:54:37.281+02:00O pewnej pani, co dziecka mieć nie zdążyła.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
O, zadziało się w internetach,
zadziało. Pewna fundacja zrobiła pewną kampanię, pewnie miała nadzieję na
wdzięczność społeczeństwa, a tu społeczeństwo zadkiem się odwróciło i kampanię
skrytykowało. No to teraz fundacja mówi, że dokładnie o to im chodziło, ale też
co innego ma mówić? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kilka słów o samej kampanii. Jest
tak bezdennie głupia i nieprzystająca do polskich realiów, że to aż boli. Jeśli
ktoś przypadkiem nie widział (bo czasem takie jednostki się zdarzają, czasem
jestem to i ja), to jest pewna pani - atrakcyjna, stosunkowo młoda i ewidentnie
bogata, bo chatę ma taką, że oko bieleje. I ona przechadza się po tym domu z
uśmiechem na twarzy, wyliczając co też udało jej się w życiu osiągnąć. Zrobiła
karierę, wyjechała gdzieś tam, kupiła dom. I tu następuje nagły i jakże
dramatyczny zwrot akcji, bo nagle pani staje przed wielkim oknem, łza spływa
jej po policzku i stwierdza, że tylko dziecka nie zdążyła mieć. Fini.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ogólny zamysł słuszny - nie
powiem. Dzietność spada, a dzieci są nam potrzebne. Dlaczego więc po obejrzeniu
tej kampanii nie wskoczyłam z mężem do łózka? Może dlatego, że jeszcze nie
zdążyłam zrobić tego wszystkiego co ta pani, a moja sytuacja życiowa po prostu
nie pozwala mi na masowe rozmnażanie? Otóż to, brawo. I w mojej sytuacji jest
większa część społeczeństwa. I nie mówię tu o kobietach (choć twórcy kampanii
zapomnieli, że i pan by się przydał do tego dziecka - chyba że in vitro popierają,
ale o tym za chwilę), a o całym społeczeństwie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zainspirowana kampanią weszłam na
stronę fundacji. Taka sobie ciekawość mną szarpnęła, żeby sobie mózg zryć od
czasu do czasu. No i się nie zawiodłam. Szczególnie wzruszył mnie list do pani
Marii Lorek, twórczyni podręcznika MENowskiego. Doprawdy, płakałam jak
czytałam. Sama nie wiem, czy ze śmiechu, czy z rozpaczy. Oto fragmenty, które
trafiły do mnie najmocniej (wszystkie cytaty wzięte ze strony http://www.mamaitata.org.pl/petycje/list-otwarty-do-marii-lorek,
zaznaczenia moje)</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
"<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><u>Czytając niedawny wywiad z
Panią widzimy presję różnych wpływowych środowisk, by w Pani podręczniku
dominowała jedyna słuszna dziś perspektywa - perspektywa równości płci</u></i></b>."</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
"Chcielibyśmy tylko, żeby
podczas pracy nad podręcznikiem równą wrażliwość okazała Pani dla art. 18
Konstytucji RP, który mówi - Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny,
rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką
Rzeczypospolitej Polskiej - oraz art. 48 - Rodzice mają prawo do wychowania
dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami."</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
"Chcielibyśmy, żeby
pamiętała Pani, że miliony dzieci w Polsce wychowują się w klasycznych
rodzinach. Nie jest rolą żadnego podręcznika podkopywanie w nich przekonania,
że Mama i Tata to było, jest i będzie najlepsze środowisko dla dziecięcego
rozwoju.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chcielibyśmy, żeby nie ulegała
Pani presji współczesnej poprawności politycznej, upowszechniającej sztucznie
brzmiące neologizmy w rodzaju "inżynierek" i "naukowczyń".</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chcemy, żeby szanując nasze
przywiązanie do szkoły wolnej od ideologicznych ambicji, stworzyła Pani
podręcznik, który zgodnie z Konstytucją nie będzie naruszał naszego prawa do
wychowania dzieci według naszych przekonań."</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I po raz kolejny uderza mnie
fakt, że tacy państwo (nie wiem dokładnie ile osób podpisało sie pod tymi wypocinami,
ale trochę tego jest) pod płaszczykiem "nienarzucania mi swoich
poglądów" wymuszają zmiany, które właśnie tym są - narzucaniem mi swoich
poglądów. Oczywiście można się kłócić, że wpisana w podręcznik różnorodność
byłaby narzucaniem im moich poglądów, tyle że prezentowanie różnorodności (w
przeciwieństwie do ograniczania się do ideologii jedynie słusznej) sprawia, że
można wyrobić sobie własne zdanie, patrząc pod wieloma kątami i podejmując
pewne decyzje. Dostając gotowca na tacy nie mamy wyboru. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak się domyślacie, najbardziej
wzruszył mnie ten pierwszy fragment. Doprawdy, co za skandaliczna perspektywa -
perspektywa równości płci. No nie, nie może być, że mężczyzna i kobieta są
sobie równi i powinni być traktowani tak samo (i nie mylmy tu zwykłej
uprzejmości typu przepuszczanie w drzwiach za oznakę braku równości - czyli coś
w rodzaju damskiej dominacji). To się nie godzi. Ta "jedyna słuszna dziś
perspektywa" zaczyna mącić ludziom w głowach i doprowadzi do degeneracji
społeczeństwa, ogólnej degrengolady i rozpadu rodziny. Nie zgadzam się, aby mój
syn myślał, że ja i mój mąż jesteśmy równi! Ma być wychowany na pana i władcę,
któremu kobieta ma usługiwać (sprzątać, gotować, podawać gazetę i jeszcze pracować,
bo przecież z jednej pensji nie wyrobi) i rodzić i wychowywać dzieci! No i
oczywiście ten apel, żeby pani w równym stopniu pamiętała o tym, że prawdziwa
rodzina też istnieje i ma się dobrze. Siedzę w kąciku, kiwam się i łkam ze
wzruszenia.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ludzie, myślmy! O tej fundacji
nie powinno być głośno (to co ja robię, siedząc i o niej pisząc :( ), bo robi
polskiej rodzinie ogromną krzywdę. Zarówno jeśli chodzi o samą kampanię
(pokażcie mi, gdzie trzeba być, żeby się ustawić jak ta paniusia, skoro duża
część ludzi w Polsce - przynajmniej w moim środowisku - kopie się, jak dać radę
od pierwszego do pierwszego), jak i o ich stronę i postulaty.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Skoro tak bardzo państwo martwią
się o to, że nie pozwala im się wychowywać dzieci zgodnie z ich przekonaniami
to niech wiedzą, że ja nie wychowuję dziecka zgodnie z ich przekonaniami i
jeśli mi je narzucą to ja wstanę i napiszę wzruszający list. Czyżby bali się,
że ich dzieci zaczną myśleć samodzielnie i coś im się nie spodoba? Czy że za
dużo możliwości zobaczą i nie poprą tej jedynie słusznej? Powtórzę raz jeszcze
- żeby mieć wybór, trzeba znać różne możliwości i opcje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A tak w ogóle to zmieniam front i
idę wychować dziecko na prawdziwie dobrego obywatela, bez mieszania mu w głowie
tą równością płci. TFU!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-83680795606951473492015-04-25T11:32:00.001+02:002015-04-25T11:32:12.577+02:00O uczeniu się słów kilka.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiele jest teorii, jak nauczyć
się czegokolwiek, a języków w szczególności. Cudowna zasada "Powiedz mi, a
zapomnę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pokaż – zapamiętam.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pozwól wziąć udział, a… wzbudzisz we mnie
pragnienie." Konfucjusz</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W nieco zmienionej formie
"pozwól wziąć udział a zapamiętam". Zasada "zanurzania się"
w języku, chłonięcia go całym sobą. Metoda powtarzania do skutku, jak papuga.
Metoda Callana, czyli mówienie tylko po angielsku, bez względu na to, czy
uczniowie rozumieją czy nie. Metoda dedukcji, czyli "domyślania się",
czyli właśnie "brania udziału".</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No cóż, te zasady z pewnością coś
w sobie mają. Nie zamierzam teraz obalać tylu lat badań nad ludzkim rozumem. Napiszę
tylko, jak to się ma w stosunku do mnie. Czyli kilka słów o tym, jak JA się
uczę, a najbardziej jak ja się uczyłam, bo teraz - mimo że dowiaduję się wielu
nowych rzeczy - o takim typowym uczeniu się na razie nie ma mowy. Zaznaczę
jeszcze raz - JA. Nie każdy, nie większość, a ja. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przede wszystkim nie lubię nie
rozumieć. Żadna metoda poznawcza ani dedukcyjna nie robiła na mnie wrażenia, a
jedynie mnie frustrowała. Jakim cudem mam wywnioskować coś z niczego? Moje
zdolności dedukcyjne może nie dorównują Holmes'owi, ale też nie są upośledzone,
a mimo to zawsze miałam zamknięty umysł na takie zagadki "wywnioskuj coś z
niczego". Jak nie wiem to nie wiem. Jak ktoś mi pokaże podobny mechanizm
to pewnie go skopiuję, głupia nie jestem, ale to nie jest równoznaczne z
nauczeniem się czy zrozumieniem. Chcę się dowiedzieć, zrozumieć, zastosować,
poćwiczyć i zapamiętać. Dokładnie w tej kolejności.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Słówek trzeba się wykuć. Nie
słuchać ich do śmierci próbując odgadnąć ich znaczenie z kontekstu. Ewentualnie
jeśli coś jest podobne do języka polskiego to super, ale w przeciwnym razie
trzeba sprawdzić co ono znaczy i nauczyć się go na pamięć, a potem powtarzać.
Inaczej nie ma bata, nie zapamiętam. Nie pomagają mi żadne mapy myśli, żadne
"skojarzenia", żadne tego typu sztuczki. Tłumaczenie, wykucie,
powtarzanie. W tej kolejności.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie umiem uczyć się z kimś. Grupa
nigdy nie była dla mnie inspiracją czy pomocą, a jedynie przeszkodą. Owszem, w
przypadku, gdy trzeba było coś wymyślić, wpaść na nowy pomysł - wtedy grupa
jest nieoceniona. Gdy trzeba się czegoś nauczyć muszę być sama. Sama ze swoimi
myślami, swoimi dziwnymi przyzwyczajeniami i swoimi metodami.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiem, jestem jednostką upierdliwą
i niewyuczalną. Nie dostosowuję się do nowych metod nauczania. Nie jestem
kreatywna i wszechstronna, ale też na taką nie pozuję. Uczę się po cichu, po
swojemu i niech nikt mi się do tego nie wciska tylko pozwoli na moje własne
sposoby i metody. I co z tego, że niezgodne z tymi nowoczesnymi?</div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-52546654604628793792015-04-16T08:46:00.000+02:002015-04-16T08:46:06.487+02:00Urzędnik.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ostatnio na szkoleniu koleżanka
powiedziała, co demotywuje ją najbardziej w kwestii wykonywania naszego zawodu.
Bo to nie tak, że tylko uczniowie są demotywowani, że tylko oni mają dość, a my
sobie siedzimy jak pączki w maśle. I okazało się, że ja się z nią calkowicie
zgadzam. Tą demotywacją są papiery. My już właściwie nie mamy czasu uczyć.
Staliśmy się urzędnikami, którzy zamiast przygotowywać się do lekcji i wkładać
w to 90 procent mojego czasu, przez te rzeczone 90% wypełniają i tworzą
papiery. Mówi się, że lekarze stali się urzędnikami i właściwie tylko wypisują
papierki zamiast realnie leczyć, ale nikt nie zauważa, że z nauczycielami stało
się to samo.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Diagnozy i ich analizy,
potwierdzenie otrzymania zagrożeń, protokoły z zebrań, dokumentowanie każdego
wydarzenia z życia szkoły, analiza egzaminu, analiza tego i owego, sprawozdanie
z tego czy owego, wypełnianie dzienników, arkuszy, pisanie planu pracy, potwierdzenie
realizacji planu pracy i czego to sobie nie wyobrazicie. Nauczyciel oficjalnie
stał się urzędnikiem. Na pisaniu papierków schodzi mi większa część czasu mojej
pracy (i nie, nie jest to 18, a właśnie dobrze ponad 40h tygodniowo), a i tak
tonę w nich po sam czubek głowy. Tam gdzie skończę jeden okazuje się, że już
trzeba pisać kilka kolejnych. Przestaję ogarniać rzeczywistość. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I po co to? Po to, żeby jeden z
drugim z kuratorium miał co sobie poczytać zamiast dać mi robić swoje? Weźmy
choćby diagnozy i ich analizę. Robimy diagnozy, bo tak trzeba. Potem kilka
godzin zabiera nam ich analiza, bo trzeba naprodukować tabelek, wykresów, żeby
ładnie i profesjonalnie wyglądało. Na końcu wnioski, które wynikają z tych
wykresów i tabelek. Jaki jest tego skutek? Jak dla mnie kilka godzin wyjętych z
życiorysu. Bo wszystko to, co produkuję w te kilka godzin mogłabym powiedzieć w
kilka minut nawet bez produkowania tej diagnozy. Dlaczego? BO JA TE DZIECI
UCZĘ. Widzę, jak im idzie, co umieją, a czego nie i zupełnie nie potrzeba mi do
tego kolejnego papierka. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby moje obserwacje
powiedziały coś innego niż te diagnozy i ich analiza. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dygresja: jest diagnoza na
wejściu i tą jedyną uważam za uzasadnioną, bo dzieciaków jeszcze nie znam, ale
potrzebna mi ona li i tylko w celu określenia poziomu i tak powinna być
traktowana, a nie jak coś, co trzeba koniecznie rozłożyć na czynniki pierwsze
(bo i po co). </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Weźmy inny przykład - wydarzenia
w szkole. Coś planujemy, coś robimy, coś kończymy, wyciągamy wnioski i albo
robimy to ponownie, albo nie. Z każdego z tych etapów musimy wyprodukować
papierek, bo a nuż przyjdzie ktoś z kuratorium i zobaczy, że skoro nie mamy
papierków to znaczy, że nic nie robimy. Zgroza! Dlatego odechciewa się robić
cokolwiek, bo zamiast zajmować się pracą, siedzę nad karteluszkami. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie twierdzę, że wszystkie
papiery są złe i niepotrzebne. Sama lubię mieć wszystko jasno i na papierze,
ale to są papiery robocze, które krążą gdzieś między nami i na tym ich rola się
kończy. Nie musimy wtłaczać ich w jakieś ramy, tabelki, wykresy. Niestety,
dopóki papierologia będzie się mnożyć, dopóty ta praca będzie katorgą. Bo śmiem
twierdzić, że o wiele gorsza od najgorszego ucznia jest ta biurokracja. </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-50630586852029904422015-03-26T15:14:00.002+01:002015-03-26T15:14:54.253+01:00Realizacja podstawy programowej.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Do polskiej szkoły weszło coś, co
nazywa się podstawa programowa. Nie powiem, założenia są słuszne i piękne,
przeczytałam i zgadzam się w 100%. No ale jak można coś schrzanić to trzeba to
zrobić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak według mnie powinno być:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Bierzemy założenia podstawy, realizujemy
ją sobie we własnym tempie i we własnych możliwościach (a technicznie to w
tempie i możliwościach naszych dzieci). Mogę zrobić więcej, mogę zrobić mniej,
byle bym zmieściła się w minimum. Jeśli klasa trudna, to robię miliony ćwiczeń
i przechodzę z nimi tylko przez podstawę. Jeśli klasa zdolna, to przelatuję
podstawę i poszerzam wiadomości według chęci i potrzeb. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak jest:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Minimum programowe trzeba
przerobić i nie ma tu dyskusji. Ale na "przerobienie" nie składają
się treści, a ilość godzin. Czyli jeśli mam wyrobić 220 godzin przez<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>trzy lata (tyle mniej więcej wychodzi, ale to też zależy jak się podzieli godziny pomiędzy języki) to
tyle ma być. Ni mniej, ni więcej. Czyli jeśli mam klasę lotną i materiał
przerobię w 150 godzin to nie ważne, <strong>podstawę</strong> mam niewyrobioną (i to jest ważne, bo nie mówimy tu o poszerzaniu, ale o podstawie, czyli o tym minimum). Jeśli zaś
potrzebuję na wyrobienie minimum 300 godzin, to też ich nie dostanę, bo 220 ma
mi wystarczyć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I teraz nauczyciele i dyrektorzy
szaleją, bo jakiś przedmiot ma za mało godzin i trzeba na gwałt organizować
uzupełnienia (które czasami w ogóle nie są potrzebne w kontekście materiału). Z
kolei na przykład godzina wychowawcza (która na trzy lata ma przewidziane 90
godzin) z reguły już w drugiej klasie ma około 120 (wszelkie wyjścia, klasowe
wigilie i inne imprezy się w to wlicza). Ale nie można "wymienić"
jakiegoś przedmiotu na inny, więc wychowawcza ma sporą nadprodukcję, podczas
gdy angielski leży i kwiczy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak to właśnie realizuje się w
polskiej szkole.</div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-48519166984515582792015-03-01T11:44:00.001+01:002015-03-01T11:44:33.543+01:00Darmowy podręcznik w gimnazjum.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I oto stało się - darmowy
podręcznik wchodzi do gimnazjum. Już kiedy myślałam, że większych bzdur nie da
się wyprodukować, ministerstwo udowodniło mi, jak małej wiary człowieczkiem
jestem. Niby wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale jednak wierzyć mi się nie
chciało. Teraz przyszła koza do woza i darmowy podręcznik puka i do moich
drzwi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Żeby być dokładnym i nie
wprowadzić czytelnika w błąd - darmowy podręcznik nie wygląda bynajmniej tak
samo, jak w podstawówce. Nie dostaniemy ministerialnego gotowca. Dostaniemy
dotację. Czyli nadal będziemy mogli wybierać swoje własne podręczniki według własnego
widzimisię, ale w ramach dotacji rządowej. Zanim jednak przejdę do samej
dotacji, która sprawila, że mózg mi uszami wypłynął i zapłakałam w kąciku nad
rządową hojnością, napiszę co zmienia się w podręcznikach (z racji posiadanych
sprawdzonych informacji odniosę się tylko do podręczników z angielskiego).</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po pierwsze primo nie można po
podręczniku pisać. To dosyć jasne, jako że ma on być wieloletni. Starczyć ma ni
mniej ni więcej jak na trzy lata. Czyli każda kolejna klasa pierwsza będzie
dostawać ten sam podręcznik w latach 2015/16, 2016/17, 2017/18. We wrześniu
podręcznik jest wypożyczany, w czerwcu oddawany. Sprawa jasna i przejrzysta jak
dzisiejsze słońce. Tylko jak tu rozwiązywać ćwiczenia choćby ze słuchu, skoro w
książce pisać nie można? Ano w zeszycie. Przepisać i rozwiązać. Każde kolejne
ćwiczenie. No tak, to przecież oczywiste. Potem taki uczeń zeszyt otwiera, a
tam jakże wiele mówiące:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
ćwiczenie pierwsze: A, G, H, B,
C, F, E, D.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A w książce, którą oczywiście się
podpiera, patrzy rozbieganymi oczyma, gdzie te literki mają pasować. No ale
dobra, nie pastwmy się nad tym, najwyżej uczeń dostanie na pracę domową przepisanie
książki, a ćwiczenia robić będziemy na lekcji. Małostkowa jestem jakaś. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po drugie primo nie może być w
książce żadnych odniesień do egzaminu gimnazjalnego. Dzięki temu można go
będzie zmieniać co roku, a w podręcznikach wszystko będzie aktualne. Pięknie i
zacnie. Wydawnictwa, w ramach zabawy w kotka i myszkę, zmieniły dotychczasowe
podręczniki według wytycznych. "Wskazówka do egzaminu" stała się
teraz "wskazówką". "Zadanie egzaminacyjne ze słuchu"
cudownie przemieniło się w "zadanie ze słuchu". <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>No supcio. Cud, miód i orzeszki.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i po trzecie primo dotacja. Na
szkoleniu przeczytałam sobie, że na podręcznik mam 250 zł. Sama radość. Toż za
taką kwotę to można taki podręcznik napisać, że się nie śniło (pomyślała, nieco
zdezorientowana hojnością państwa polskiego). Ależ, ależ, pani na szkoleniu
ukróciła mój entuzjazm, gdyż jest to wprawdzie 250 zł, ale na WSZYSTKIE
podręczniki. Tak, nie ma błędu. Wszystkie podręczniki muszą zmieścić się w
sumie 250 zł. No dobra, ale pozostają jeszcze ćwiczenia, gdzie dotacja
przyznawana jest corocznie (bo po nich można pisać). I tutaj szoczek - bo
dotacja to całe 25 zł na ćwiczenia ze WSZYSTKICH przedmiotów. Nie, nie pomyliło
mi się, DWADZIEŚCIA PIĘĆ ZŁOTYCH (ja już pominę kwestię, że 1% idzie na jakieś
tam opłaty manipulacyjne, przyjmijmy, że jest 25). Oszalałam ze szczęścia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wydawnictwa już dwoją się i
troją, żeby ze wszystkim wyrobić, ale to też ich problem, mnie nic do tego. Jak
chcą zarobić, to one muszą, ja nie. Odniosę się jeszcze tylko do jednej
kwestii. Podręcznik ma być rozpoczęty i zakończony w ciągu jednego roku. I tak
we wszystkich szkołach. Teraz proszę sobie wyobrazić szkołę A i szkołę B.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szkoła A: uczniowie zdolni jak
brzytwy, wygrywają olimpiady i wykraczają daleko poza minimum programowe. Żyć
nie umierać. Rozpoczynają naukę powiedzmy że z drugą częścią podręcznika we
wrześniu i idą jak burza, bo informacje przyswajają szybko i sprawnie. Mają
trzy godziny języka, więc materiał kończy się powiedzmy około marca. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szkoła B: uczniowie potrzebują
wielu powtórek i ćwiczeń, mają wyraźne problemy, a angielskiego nienawidzą jak
nie wiem co. Rozpoczynamy częścią pierwszą i mamy trzy godziny w tygodniu. Żeby
uczniów nauczyć, a nie odwalić pańszczyznę, nauczyciel robi minimum programowe,
ale rzetelnie dzieciaki uczy. W czerwcu jest na rozdziale 8 z 10. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Co mają zrobić podani
nauczyciele? Nikt tego nie wie, bo ministerstwo nie odpowiada na tak
skomplikowane pytania, bo nie wzięło takiej sytuacji pod uwagę (i wiem to od
pani, która z ministerstwem ma kontakt). Każdy ma zacząć i skończyć podręcznik
na czas i nie ma że boli. Jak się pospieszy albo wlecze to jego wina i
nieudolny jakiś widocznie jest. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dygresja: Już pominę kwestię
tego, że u nas w szkole na poziomie podstawowym jest jedna godzina w tygodniu,
przez co NIE MA OPCJI żebym przerobiła podręcznik w rok. Kiedyś mogłam mieć
jeden na dwa lata, teraz nie wiem co zrobię, nie mam koncepcji. Ale to może
tylko w mojej szkole... <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Koniec dygresji.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jest jeszcze kwestia tego, że w
ramach szerokiej oferty (żeby złowić uczniów w tych trudnych demograficznie
czasach) niektóre szkoły oferują języki obce dość interesujące, niestandardowe,
jak na przykład hiszpański czy chiński. Podręczniki do takich języków są
drogie, a jak nauczyciel ma powiedzieć, że jego książka "zabiera"
połowę dotacji, bo jego wydawnictwo nie pójdzie nikomu na rękę i cen nie
obniży. No i nie wspomnę, że miejsca na wypełnianie ćwiczeń w książce też nie
zamaże. Ministerstwo nie przewidziało takiej sytuacji.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>I nie, nie można powiedzieć rodzicom, że jak
sobie wybrali taką szkołę to mają płacić - mają zagwarantowane darmowe
podręczniki i nie można od nich niczego wymagać. I sytuacja patowa, bo taki
nauczyciel nie ma pojęcia, co go czeka. Niby można (chyba, o ile dobrze
pamiętam) prosić o większą dotację, ale jak znam życie to się ją dostanie na
święty nigdy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ten pomysł odbije się czkawką
albo nam (nauczycielom i uczniom), bo tańsze to gorsze i wydawnictwa będą
równały w dół i cięły koszty (ale wtedy ministerstwo będzie
"zadowolone", a nam biada, bo w szkołach będą się działy cuda, jakich
świat nie widział), albo ministerstwu, bo na poziomie gimnazjum trzeba będzie
wpakować tyle kasy, że nagle okaże się, że takie rzeczy to jednak tylko w
podstawówce. I to tylko na poziomie 1-3. Zobaczymy, co nastąpi szybciej.</div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-4011649349859531272015-01-10T08:34:00.000+01:002015-01-10T08:34:03.273+01:00Matka niepokorna.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I kolejna burza w temacie
rodzicielskim rozpętana przez jakąś panią, której wypowiedzi wprawdzie nie
czytałam (znajduję tylko fragmenty, a oryginału nie chce mi się szukać), ale
znam na tyle, żeby się wypowiedzieć. Wprawdzie nie mam zamiaru ustosunkowywać się
do wypowiedzi tej pani, bo nie mam zdania w tej kwestii, ale napiszę co nieco w
podobnym temacie niegdyś bardzo popularnym, czyli zakaz wstępu do restauracji
rodzicom z dziećmi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Głośno całkiem niedawno było, że
właściciel jakiegoś baru czy restauracji zabronił przekraczać jej progi
rodzicom z dziećmi. Ileż gromów się na niego posypało, ileż obrońców rodziców
wystąpiło to nie zliczę. A ja, jako matka, jestem w stu procentach za. I to nie
tak, że za a nawet przeciw. Całkiem za. Po prostu uważam, że skoro jest
zapotrzebowanie (a czasami sama mam zapotrzebowanie pobyć bez swojego czy
cudzych dzieci w okolicy) to jest i odpowiedź na owo zapotrzebowanie. I ja je
popieram. Rozumiem ludzi, którzy nie chcą mieć w pobliżu dziecka, bez względu
na to, czy ono będzie grzeczne czy nie. A biorąc pod uwagę doświadczenia własne
raczej to drugie. Rozumiem ludzi, którzy chcą kontemplować posiłek czy zimne
piwko bez słuchania ciągłych upomnień swojego potomka ze strony rodzica (i tak,
zazdroszczę tym, których dzieci są taaaaaaaaaaaaaaaaakie grzeczne w
restauracjach, ale siadając obok rodziny nie jestem w stanie tego przewidzieć,
bo nawet mega grzeczne dziecko potrafi dać w kość - vide moja własne). Także
dajmy tym ludziom możliwość poprzebywać we własnym towarzystwie, bo mają do
tego prawo. Tak samo jak rodzice mają prawo wybywać na miasto ze swoimi dziećmi
i tu przechodzimy do drugiej kwestii.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jestem również za tym, aby
restauracje czy kawiarnie, których ambicją jest lokal "przyjazny rodzicom
z dziećmi" faktycznie takim był. To nie jest przymus, nikt nie musi mi
przygotowywać atrakcji dla mojego dziecka tylko dlatego, że pojawiłam się w
progach akurat tego lokalu. Jednak jeśli już ktoś wmawia mi, że fajnie jest tam
przyjść z dzieckiem, bo nie wynudzi się ono jak mops, podczas gdy ja będę
delektować się kawą to niech to będzie prawda. Nie wymagam niczego ponad kącik
do rysowania, choć pewnie przez chwilę każdy pomyślał, że żądam co najmniej
małpiego gaju, ale niech ten kącik będzie zadbany i wyposażony. Niech nie
będzie tam tysiąca (tylko) połamanych kredek i pokolorowanych kolorowanek czy
jedynie zużytych kartek. Niech to dziecko ma szansę coś pokolorować, pomalować.
Niech ten właściciel zadba o to, żeby to miejsce realnie czemuś służyło, a nie
było tylko stolikiem, przy którym dziecko sobie posiedzi. Bo skoro już
obiecują, to niech tej obietnicy w minimalnym zakresie dotrzymają. A skoro
jednak okazuje się, że to się nie opłaca, niech to miejsce zlikwiduje i niech
rodzice mają jasną sytuację. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Także lokalom zakazującym wstępu
rodzicom z dziećmi mówimy stanowcze i zdecydowane TAK!!! </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-5852859884916358642015-01-01T16:31:00.000+01:002015-01-01T16:31:19.219+01:00Ateizm po polsku.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ostatnio w TV obejrzałam reportaż
pod tym właśnie tytułem. Wynikało z niego, że polski ateista jest
konformistycznym i niezdecydowanym małym człowieczkiem, bo chociaż sam zdradza
niechęć do religii i żadnych stosunków z kościołem nie utrzymuje to mimo wszystko
dziecko i ochrzci, i na religię pośle, i komunię mu nawet wyprawi. Ci, którzy
są nieco bardziej ekstremalni nawet tego nie robią i konsekwentnie trzymają
swoje dzieci w religijnej niewiedzy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i teraz nadchodzi to, na co
wszyscy czekają z zapartym tchem, czyli co myślę o tym JA, zapalona ateistka
(choć nie apostatka, nie składa się, a powinnam to w końcu zrobić). Otóż
zupełnie nie rozumiem takiego trwania w rozkroku pomiędzy byciem ateistą a
chrzczeniem dzieci dla świętego spokoju. Dupa a nie ateista. To tylko ktoś, kto
nie ma ochoty praktykować, ale zasady katolickie zakorzenione są w nim tak
głęboko, że nie może przestać być katolikiem. Jak dla mnie taki człowiek nie
może w pełni nazywać się ateistą, a jedynie kimś, komu z kościołem nie po
drodze. I nie trafiają do mnie tłumaczenia, że jest ciężko, że nic nie jest
czarno-białe. Nie jest, to prawda, ale mimo wszystko minimum konsekwencji by
się przydało. Jak takie dziecko będzie wychowywane? Przez rodziców
"ateistów" w wierze katolickiej? (bo do tego się zobowiązują na
chrzcie rodzice chrzestni, a pośrednio i rodzice) Przykro mi, ale nie rozumiem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jest i taki pogląd, jaki zdarza
mi się słyszeć wielokrotnie i jakiego doprawdy nie rozumiem. "Poślij
dziecko na religię, co ci zależy, niech ma wybór." Jaki wybór ja się
pytam? Między religią katolicką a katolicką? Nie pojmuję tej logiki. Gdyby
jeszcze w naszym kraju uczono wiedzy o religiach to rozumiem - pozna dziecko,
zrozumie, wybierze. Ale nauczanie jedynie słusznej religii i nazywanie tego
wyborem to już przerasta moje granice pojmowania. Zaś chrzczenie dziecka dla
spokoju babć i cioć to już doprawdy hipokryzja, która jest szeroko praktykowana
według mojej wiedzy. No bądźmy poważni...</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I na koniec taka mała dygresyjka.
Moje dziecko na religię nie chodzi. Nie pozwalam. W tym czasie (dwa razy w
tygodniu - sic!) wychodzi z paniami do innej sali albo na dwór. Nie żyje w
zamknięciu, więc o religii wie, bo mówią o niej inne dzieci i jest wszechobecna
wokół nas, ale specjalnie mu jej nie brakuje. Dziecko będzie się stykać z
religią i wiarą choćby w czasie świąt, tego nie da się uniknąć, ale to nie
znaczy, że powinnam zrezygnować z własnych przekonań. I nie, nie obrzydzam mu
ani kościołów, ani księży, po prostu ignorujemy kwestie religii jak tylko się
da, a w razie pytań tłumaczymy racjonalnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tymczasem i nam zdarza się popełniać
błędy. Otóż w ostatnim czasie i szale na Jasełka daliśmy się przekonać, żeby
nasze dziecko również się w przygotowania włączyło. Biernie wprawdzie, ale też
nie do końca mieliśmy wybór, bo próby i nauka kolęd odbywały się na zajęciach
przedszkolnych, a nie tylko w czasie religii. I tak chcąc nie chcąc nasze
dziecko śpiewa kolędy, a nawet było w Jasełkach tłem (pastuszkiem śpiewającym
kolędy). Teraz wiemy, że to był błąd i nawet na to nie powinniśmy byli się
zgadzać, ale stało się, za rok będziemy mądrzejsi. </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-69617639441497611772014-12-23T10:43:00.000+01:002014-12-23T10:43:06.788+01:00Mało liczne (albo i nie) klasy.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ktoś kiedyś wmówił rodzicom, że
klasy składające się z 25 dzieci (6 czy 7 latków, to nie ma znaczenia) to mało
liczne grupy. Ok, mogę pogodzić się ze stwierdzeniem, że to lepiej niż 35 czy
nawet 40, ale na pewno nie jest to optymalna ilość dzieci, z którymi można
efektywnie pracować. Ba, to nawet nie jest optymalna i efektywna ilość
dorosłych, z którymi można pracować na raz. Gdybyśmy chcieli iśc na kurs do
prywatnej szkoły językowej i zaproponowano by nam grupę 25 osobową pewnie byśmy
się roześmiali i pokiwali z politowaniem głową, że czego można nauczyć się w
tak dużej grupie, gdzie lektor nie ma czasu poświęcić mi odpowiedniej ilości
czasu i uwagi. W takiej szkole dąży się do grup co najwyżej 15 osobowych.
Tymczasem wychodzi na to, że coś, czego w prywatnej szkole językowej nie da się
nauczyć w grupach 25 osobowych jest jak najbardziej prawdopodobne do nauczania,
jeśli mówimy o szkole. Absurd.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyobraźmy sobie salę w szkole.
Nie wiem, ile taka sala mierzy sobie metrów kwadratowych, ale pewnie nie są to
ilości imponujące swoją wielkością. W takiej klasie ma się zmieścić 13 ławek
(po 2 uczniów w każdej ławce), miejsce dla nauczyciela (choćby to biureczko mu
dajmy, żeby miał gdzie temat zapisać) i miejsce zabaw dla młodych uczniów
(niekoniecznie szafki pełne zabawek, ale przynajmniej dywanik). I pamiętajmy,
że dywanik ma zmieścić <b style="mso-bidi-font-weight: normal;">25 małych osóbek</b>
(bo nauczyciel usiądzie na podłodze). 13 ławek na trzy rzędy to około pięć
ławek w rzędzie (no może cztery, jak da radę). Ostatnio jak byłam w swojej sali
i próbowałam ustawić tak ławki z tyłu zostało mi miejsca niewiele. No ale ok,
dla małych dzieci ławki są mniejsze to i miejsca więcej zostaje. Tylko o ile
więcej? Czy wystarczy na dywanik? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No dobrze, przestanę dywagować i
przejdę do rzeczy. Wspaniałe założenia naszego wspaniałego i miłościwie
panującego nam rządu są niemożliwe do zrealizowania, chyba że mamy do czynienia
z super nową szkołą, w której sale budowane są już na nieco innych warunkach,
czyli są po prostu większe. W starej szkole dzieci będą kisić się w ławkach, bo
miejsca na "dywanik" zostanie co najwyżej tyle, żeby sobie matę
łazienkową położyć. Można stwarzać pozory, kłaść wykładzinę i udawać, że a
jakże, czemu nie, 25 dzieci to się tu zmieści jak nie wiem co, a właściwie to
przecież nie wszystkie odpoczywają w tym samym czasie, więc o co ta afera.
Zostawmy więc dywanik, przejdźmy do nauki.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dzieci w pierwszej klasie mają
się uczyć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
"w zakresie umiejętności
czytania i pisania (uczeń kończący pierwszą klasę): </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
a)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>rozumie sens kodowania oraz dekodowania informacji;
odczytuje uproszczone rysunki, piktogramy, znaki informacyjne i napisy, </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
b)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;">zna
wszystkie litery alfabetu, czyta i rozumie proste, krótkie teksty,</b> </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
c)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;">pisze
proste, krótkie zdania: przepisuje, pisze z pamięci; dba o estetykę i
poprawność graficzną pisma (przestrzega zasad kaligrafii)</b>, </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
d)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>posługuje się ze zrozumieniem określeniami:
wyraz, głoska, litera, sylaba, zdanie, </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
e)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>interesuje się książką i czytaniem; słucha w
skupieniu czytanych utworów (np. baśni, opowiadań, wierszy), w miarę swoich
możliwości czyta lektury wskazane przez nauczyciela, </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
f)<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>korzysta z pakietów edukacyjnych (np.
zeszytów ćwiczeń i innych pomocy dydaktycznych) pod kierunkiem
nauczyciela;" (pogrubienia moje)</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To tylko maluteńki fragment z
podstawy programowej dla pierwszej klasy szkoły podstawowej (tylko edukacja
polonistyczna i tylko fragment z tejże). Ten, kto wmówił nam, że będzie lekko,
łatwo i przyjemnie i dzieci będą się bawić całkiem jak w przedszkolu i zerówce
chyba nie czytał podstawy programowej. I to jest założenie, że dziecko
wszystkiego ma nauczyć się w klasie pierwszej, bo ani w zerówce (aktualnie
oddziale przedszkolnym bodaj), ani w starszakach w przedszkolu panie nie mają
prawa uczyć dzieci czegokolwiek. Dzieciaki zdane są na rodziców i choć moje
dziecko interesuje się literkami i pisze, i czyta, to nie każde dziecko tak
musi mieć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dygresja: z drugiej strony
niekonsekwencja poraża. Ostatnio moje pięcioletnie dziecko miało diagnozę
gotowości szkolnej. I według tej diagnozy powinien poprawnie literować i
sylabizować wyrazy. Czyli uczyć się czytać i pisać nie, a umieć literować i
sylabizować już tak. No cóż... Koniec dygresji. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i na koniec<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w tym wszystkim mamy nauczyciela. Jednego
nauczyciela na 25 dzieci. Jednego nauczyciela, który musi znaleźć czas na każde
dziecko z osobna, bo inaczej nie będą one dobrze się rozwijały i z pewnością
będą niedowartościowane. Indywidualizacja i podmiotowość to słowa klucze. Mamy
więc tego nauczyciela, który w jakimś tam czasie (bo czas lekcji i przerw nie
obowiązuje w pierwszej klasie) podejdzie i pochyli się nad każdym dzieckiem z
osobna. Reszta dzieci w czasie, kiedy on się pochyla jest oczywiście mega
zorganizowana, grzeczna, no i siedzi sobie na tym dywaniku cichutko (bo ten,
nad którym się<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>pochyla musi się skupić).
Jest pięknie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A teraz rzeczywistość zgrzyta.
Pracuję aktualnie w społecznej szkole podstawowej, w której mogę pochylić sie
nad każdym uczniem, na każdego zwrócić uwagę i które rzeczywiście mają dywanik,
a nawet pufy, na których mogą odpocząć. Mogę się z nimi bawić, wyszaleć się,
zapewnić im i ruch, i trochę bezruchu. Tych uczniów w jednej klasie mam....
pięcioro. Tak, tak, nie pomyliła mi się klawiatura. PIĘCIORO. A i tak czasami
ledwo wyrabiam. Każdy ma swoje pięć minut i z każdym mogę popracować, ale tak
się dzieje przy pięciu, a nie dwudziestu pięciu dzieciakach. Nawet wyobrażać
sobie nie chcę, że pracuję w dwudziestopięcioosobowej klasie sześcio czy
siedmiolatków. Jeszcze nie miałam tej "przyjemności". Jeszcze 15 to
rozumiem, 25 już nie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlatego bardzo proszę nie
ściemniać mi tu, że klasy 25 osobowe są mało liczne i optymalne przy
sześciolatkach czy nawet siedmiolatkach. Proszę nie wmawiać mi, że rząd robi mi
przysługę. I proszę nie próbować robić ze mnie idiotki, wmawiając, że moje
dziecko będzie miało za rok kącik do zabawy, bo zabiję śmiechem. Nie przyjmuję
też tłumaczenia, że kiedyś było gorzej, a dzieci się uczyły i żyją do dziś.
Albo równamy w górę, albo w dół, a ambicje przeważają teoretycznie w tą pierwszą
stronę. I ja wiem, że ta porażka to nie wina nauczyciela, dyrektora czy nawet
kuratorium, o czym niektórzy zdają się zapominać. Tylko rządzącym możemy
podziękować za to, że jest jak jest i że system kuleje. I nie mam tu na myśli
rządu PO, choć pewnie wtedy byłabym modna, plując jadem na rząd Tuska. Chodzi
mi o KAŻDY rząd, JAKIKOLWIEK rząd. Każdy popełnia te same błędy, nie słucha,
wydaje się być ślepy, głuchy i głupi, kiedy przychodzi do rozmowy o edukacji (i
tak, wiem, że tak samo jest choćby ze służbą zdrowia). I wiem też, że utopia
nie istnieje, ale można zrobić lepiej. </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-46933776579929695042014-12-21T09:31:00.000+01:002014-12-21T09:31:33.300+01:00Wielkie korzyści.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak było kiedyś.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jeśli decydowałam się na daną
książkę dostawałam do niej zestaw nauczycielski, a czasem nawet jakiś gratis w
postaci kubka termicznego z reklamą innego podręcznika (na przykład takiego z
wróżką - dziś mój znak rozpoznawczy). Mogłam też poszczycić się otrzymaniem
podręcznika do gramatyki albo innej książki do nauki języka angielskiego, która
ułatwiała mi, a czasem nawet ratowała życie (dodatkowe ćwiczenia gramatyczne).
Raz w roku miałam szansę dostać paczkę z nagrodami dla uczniów. Strasznie się
wtedy mogłam wzbogacić, bo paczka pełna była książek albo gadżetów z logiem
wydawnictwa (na przykład smycze, jakaś torba też się trafiła). Doprawdy, w d...
mi się poprzewracało od tych wszystkich bogactw.Uczniom też, bo w końcu to do
nich trafiały nagrody. Doprawdy, miałam wszelkie powody, aby wybrać wydawnictwo
A, a nie B, bo to drugie nie dawało mi kubka z wróżką, a tylko książkę
nauczyciela. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak jest teraz.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wydawnictwa nie dają NICZEGO.
Gdybym chciała zdecydować się na nowy podręcznik wszystkie pomoce musiałabym
kupić sama. Książka dla nauczyciela to wydatek rzędu 100 zł. (księgarnie w
ramach dni litości dla nauczycieli wprowadziły w tym roku szalone promocje, ale
co będzie potem to nie wiem...). Na nagrody nie mam co liczyć, a że szkoła
pieniędzy też nie ma to już w ogóle mogę zapomnieć o nagradzaniu swoich
uczniów. Oczywiście rząd nie pomyślał o niczym w zamian. Nie dostaliśmy
pieniędzy na pomoce naukowe czy nagrody, nie dostaliśmy pieniędzy ani sprzętu w
postaci choćby tablic multimedialnych czy projektorów. Oczywiście w teorii
dyrektor musi zapewnić, ale żeby zapewnić to temu dyrektorowi też musi ktoś
zapewnić, a tego nie wzięto pod uwagę. Żadnej alternatywy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale teraz jest lepiej. W końcu ci
wstrętni nauczyciele nie będą jeździli na Hawaje, nie będą pławić się w tych
wstrętnych tablicach mutimedialnych, nie w głowie im będzie drink z palemką czy
najnowsze technologie w nauczaniu. Doprawdy, cofnijmy się do czasów, kiedy
jedyną pomocą dla nauczycieli była tablica i rysik. Wtedy na pewno będziemy
nadążać za uczniami. I niech mi rząd nie gada, że to obowiązek szkoły zakupić
dla nauczycieli pomoce naukowe, bo szkoła z pustego nie naleje. Jak pieniędzy
brak to brak i żadnych pomocy mi szkoła nie stworzy (ani mnie, ani żadnemu
innemu nauczycielowi, żeby nie było, że tylko angliści tacy biedni). Najpierw
niech dofinansują edukację, niech dadzą pieniądze szkole na pomoce naukowe, a
potem niech się wymądrzają, że nauczyciele doją wydawnictwa.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I tak, wiem, że wybieranie danego
podręcznika czasami odbywa się na zasadzie- "ci proponują nam tablicę
multimedialną za złotówkę, to wybierzmy ich podręcznik". I zastanawiam
się, czy to naprawdę jest takie złe? Podręczniki nie różnią się aż tak bardzo. WSZYSTKIE
dostosowane są do nowej postawy programowej i <u>zatwierdzone przez
ministerstwo</u>, więc z założenia nie mogą być złe. Jedyna różnica (jeśli
możemy w ogóle mówić o różnicy, biorąc pod uwagę małe zmienne w słownictwie)
obejmuje poziom trudności. W różnych książkach nie mogą znaleźć się różne
tematy czy różne zagadnienia gramatyczne, bo są one regulowane podstawą
programową i żadne wydawnictwo, żaden autor niczego nowego tu nie wymyśli. A
przynajmniej szkoła miała tablicę multimedialną, rzutnik czy co tam jeszcze
innego. Dlatego uważam, że rząd wylał dziecko z kąpielą. </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-32232302801283599352014-11-11T13:08:00.003+01:002014-11-11T13:08:58.993+01:00Papiery.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ostatnio bardziej niż zwykle tonę
w papierach. Są więc te nowe, jeszcze nieuzupełnione, bo nie ma kiedy, są i te
zaległe, też nieuzupełnione, bo miałam nadzieję, że znikną... no dobra, po
prostu zaniedbałam i ciągnie się to za mną jak nie powiem co. Zauważyłam
ostatnio, że uczenie zeszło nawet nie na drugi, a wręcz na trzeci plan.
Najpierw więc są papiery, potem konkursy, wydarzenia, wycieczki, a dopiero
potem uczenie. W tym roku, niby takim samym jak poprzednie, a jednak zupełnie
innym, całkowicie nie mogę się pozbierać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przede wszystkim przeprowadzka.
Przeprowadzkowy potwór poprzekładał i pozabierał mi papiery, które powinnam
mieć. To znaczy nie do końca jestem pewna, czy naprawdę powinnam je mieć, a
przed przeprowadzką sama segregowałam papiery i wkładałam w "miejsca
oczywiste, czyli tak, żeby żaden nie zginął i każdy był na wyciągnięcie
ręki", czyli tak, żeby pozostały w ukryciu do momentu, kiedy po pięciu
latach wcale nie będę ich potrzebowała. Bo zawsze tak jest kiedy tylko
postanowię zrobić porządek w papierach. W bałaganie odnajdywałam wszystko w 0,5
sekundy, po zrobieniu porządków odkopywanie zajmuje mi miesiące, jeśli nie
lata. Czyli porządki w papierach to BŁĄD. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Druga sprawa to przeprowadzkowy
potwór, który papiery mi po prostu pozabierał. Miałam, a nie mam. Możliwe, że
jest on w zmowie z porządkowym potworem i razem teraz siedzą w kącie i się ze
mnie nabijają. Trzeba było jednak przeprowadzać się tak, jak zakładał plan
pierwotny, czyli niczego nie sprzątam ani nie segreguję, wrzucam do worów i pudeł
jak leci, a potem przerzucam w tym samym stanie do nowych półek. Zachciało mi
się porządków i ładnie poskładanych pudełek to mam. Oczywiście możliwe jest
jeszcze, że wszelkie potrzebne mi papiery leżą sobie w nierozpakowanych
pudłach, których zawartość przerzucałam tysiąc razy i na pewno nie znajdywałam
tam niczego potrzebnego. Ale to mogła być wina potwora przeprowadzkowego.
Problem pozostaje, choć miałam nadzieję, że zniknie samoczynnie - Pani Dyrektor
nadal domaga się uaktualnienia papierów, których nie<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>mogę znaleźć i nie zadziałała tu zasada
przedawnienia.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Inną sprawą są papiery aktualne.
Te dopiero spadają kaskadą na moją zbolałą głowę. Cztery dzienniki do
uzupełnienia, wysyłanie zgłoszeń na konkursy, wpinanie dokumentów do teczek, a
już za plecami słychać oddech kontroli. Prawdziwa apokalipsa papierkowa.
Terminy gonią, doba ma tylko 24 godziny, a moja głowa naprawdę niewielką
pojemność. Jak czegoś nie zapiszę to tego nie ma, a i tak nie wszystko pamiętam
zapisywać albo przeczytać po zapisaniu, bo ilość kartek oraz ilość miejsc, w
które je powkładałam mnie przytłacza. Nie nadążam to mało powiedziane. Ja po
prostu powoli przestaję istnieć i zamieniam się w te żółte karteczki, całkiem
jak w reklamie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jeśli przeżyję ten rok to
obiecuję, że jedyne kartki, które dotknę będą te zapisane i złożone pięknie w
formę książki.</div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-91244614615782284292014-11-01T11:31:00.000+01:002014-11-01T11:33:21.508+01:00Aby język giętki...<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jakiś czas temu dopadła nas
rewolucja językowa. Powszechność Internetu i telefonów komórkowych, a wraz z
nimi smsów wymusiła "skracanie języka". Uproszczenie pewnych zwrotów,
stosowanie sztucznych skrótów, z których kilku nie udaje mi się zrozumieć do
dziś. Wstyd się przyznać, ale kilka lat temu zdarzyło mi się rozmawiać z
koleżanką na gadu gadu i w pewnym momencie ona napisała "zw". Nie
zrozumiałam, musiałam się zapytać. Wstyd, czyż nie? Po paru dniach sama
posługiwałam się tym zwrotem, choć do dziś nie przyzwyczaiłam się do wszelkiego
rodzaju skrótów. No cóż, jestem dinozaurem. I choć rozumiem tę potrzebę, ba,
popieram ją nawet, bo język powinien ewoluować, to jednak sama nie do końca
podporządkowuję się postępowi. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To jednak tylko przydługi wstęp.
Wcale nie chcę pisać o smsach i komunikatorach ani nawet o twitterze, który
również wymusza skrót informacji i który w Polsce nie odniósł jeszcze zbyt
wielkiego sukcesu w porównaniu z facebookiem (może dlatego, że twitter nie pyta
o to, co myślimy i nie każe tych cudownych tworów mózgu wysylać w świat).
Chciałam napisać o zmianach w języku nieco bliższych memu dinozaurowemu sercu.
Weźmy choćby przykład, który ostatnio poruszyłam z moimi uczniami (to była lekcja
o Halloween, która tylko przypadkiem ewoluowała w dyskusję na temat zmian w
języku dzięki pytaniu o to, skąd się wzięła nazwa Halloween). </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Słowo "masakra". Teraz
wszystko jest masakrycznie nudne, masakrycznie drogie albo ogólnie wszystko
jest po prostu masakrą. Osobiście bardzo chętnie używam tego słowa. Można nawet
powiedzieć, że w niektórych sytuacjach go nadużywam. Wiele rzeczy jest dla mnie
masakrą. Cały dzień może być masakryczny, a uczniowie to już w ogóle. I dlatego
ostatnio obiecałam sobie, że czas chyba zacząć używać ładnego języka polskiego.
Nie ma bata, błędy będę popełniać, bo "polska język trudna język",
ale przynajmniej będę na siebie bardziej uważać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Brakuje mi ładnego języka
polskiego. Tak samo jak brakuje mi dobrych filmów, dobrych programów telewizyjnych,
nawet dobrych wiadomości (nie brakuje mi jedynie dobrych seriali, których
obrodziło, może w zamian za brak dobrych filmów). Brakuje mi ładnego
wysławiania się, dbania o język i o sposób mówienia. I wbrew pozorom wcale nie
piszę tego pod wpływem choćby przekleństw, które produkują uczniowie. Nie,
wcale nie, bo przeklinać trzeba umieć. To też jest sztuka i dbanie o język
(tutaj oprę się o <a href="http://chetkowski.blog.polityka.pl/2014/10/26/wymieranie-wulgaryzmow/" target="_blank">post z bloga pewnego nauczyciela</a>, choć to napędzanie konkurencji).
Tymczasem moi uczniowie i w tym względzie wykazują całkowitą prowizorkę,
prostotę i amatorszczyznę. I wcale nie zależy im, aby się w tym podszkolić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlatego też mam zamiar zwracać o
wiele większą uwagę na słowa. W każdym ich aspekcie. </div>
P.S. Musiałam włączyć weryfikację w komentarzach, bo ilość odwiedzin i "komentarzy" z USA mnie pokonał.blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-66170887706414463022014-10-31T06:20:00.002+01:002014-10-31T06:20:47.405+01:00Odgonić demony.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Okres bardzo gorący, czyli czas
na Halloween. Co roku, jako nauczycielki angielskiego,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>mamy ten sam dylemat - robić coś na Halooween
czy nie robić? I co roku zdania są podzielone. Dzieci bardzo to
"święto" lubią, choć tak naprawdę raczej nie wiedzą o co w nim
chodzi. Dorośli katolicy święto potępiają i wzywają do bojkotu i w ogóle co za
dzikie zwyczaje i kpina z Dnia Wszystkich Świętych. Dorośli też nie wiedzą, o
co chodzi w Halloween, ale potępiają tak na wszelki wypadek albo bo ksiądz
kazał.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czas oddemonizować Halloween. I
chociaż wiem, że tak naprawdę nie uda mi się tego zrobić to przynajmniej warto
spróbować. Od razu zaznaczę, że do Halloween mam stosunek ambiwalentny. Jest
jednym ze świąt w krajach anglojęzycznych, więc coś tam o nim wiem, nawet podoba
mi się idea świętowania w kontekście amerykańskim, ale nie pałam do tego święta
wielką miłością. Nie uważam też, że koniecznie musi być przenoszone na grunt
polski. Jest wprawdzie wesołe, czego bardzo brakuje mi w obchodach świąt
polskich, i głównie z tego powodu popieram wszelkie odmiany świętowania po
amerykańsku (jak choćby Walentynki), jednak akurat Halloween nie jest zbyt
bliski mojemu sercu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przede wszystkim należy
zaznaczyć, że Halloween NIE JEST kpiną z Dnia Wszystkich Świętych, jak to
niektórzy próbują nam wmówić. Prawdopodobnie to święto jest o wiele
wcześniejsze niż Dzień Wszystkich Świętych, czy nam się to podoba czy nie.
"Dokładna geneza Halloween nie jest znana. Może nią być rzymskie święto na
cześć bóstwa owoców i nasion (Pomony) albo z celtyckiego święta na powitanie
zimy. Według tej drugiej teorii Halloween wywodzi się z celtyckiego obrządku
Samhain. Ponad 2 tys. lat temu w Anglii, Irlandii, Szkocji, Walii i północnej
Francji w ten dzień żegnano lato, witano zimę oraz obchodzono święto zmarłych. (...) Po 835 roku pod wpływem chrześcijaństwa zwyczaj zaczął zanikać, gdy uroczystość Wszystkich Świętych została przeniesiona z maja na 1 listopada. Kościoły chrześcijańskie przeciwstawiły się obchodzeniu Halloween wprowadzając Dzień Zaduszny."
(Wikipedia). Także Halloween był na długo przed i niewykluczone, że pozostanie na długo po.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czyli jedna wątpliwość rozwiana.
Nie można jednak powiedzieć, że Halloween nie ma ze Świętem Zmarłych nic wspólnego.
Idea jest ta sama. Jak zresztą kilka innych idei, które chrześcijaństwo
przejęło od pogańskich obrządków (na przykład kwestia choinki). Mimo wszystko
jednak to nie to samo. Halloween z początku było świętem prawdopodobnie dość
poważnym. Luzie wierzyli w duchy i w to, że mogą one przenikać do ich świata (i
te dobre, i te złe), więc urządzanie wielkich parad w przebraniach na pewno nie
było ich priorytetem (choć mogło być praktykowane do przeganiania złych duchów,
że niby my jesteśmy straszniejsi niż one, więc wara). Niegdyś najprawdopodobniej polegało to
raczej na zapraszaniu duchów dobrych, częstowania ich jadłem i piciem,
przyzywania ich do ochrony oraz na odganianiu tych złych. Z czasem jednak
święto ewoluowało i zakończyło się tym, co możemy aktualnie oglądać w telewizji
czy też (coraz częściej) w polskich miastach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W tej chwili Halloween jest li i
jedynie świętem komercyjnym. Mało kto zastanawia się, po co właściwie te
wszystkie duchy i upiory. Teraz najważniejsze jest kto będzie miał fajniejszy
strój i lepiej wyciętą dynię. No i więcej cukierków w torbie. Nie powiem, żeby
mi się to podobało, ale też nie mam nic przeciwko. Każdy świętuje jak chce i mi
nic do tego. Cudzą tradycję trzeba uszanować, choć niekoniecznie kultywować. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie świętuję Halloween. Uczę o
nim, bo jako nauczycielka angielskiego uważam, że uczniowie powinni wiedzieć. Uczę jednak merytorycznie
i próbuję uświadomić, że Halloween to pierwotnie coś więcej niż zbieranie
cukierków. Tak samo uczę o Bonfire Night czy o Walentynkach. Nie demonizuję,
nie przestrzegam, ale też nie namawiam. Jeśli zdarzy się dzieciak, który zapuka
do moich drzwi i powie "cukierek albo psikus" to dam mu jakieś
słodycze, jeśli takowe mam. Nie przeganiam go ani nie próbuję na siłę nawracać.
Nie walczę. Nie przeszkadza mi jednak, jeśli taki zwyczaj w Polsce się nie
przyjmie. To nie nasze święto. Jest nam zupełnie niepotrzebne do szczęścia.<o:p></o:p></div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-40283031458699801312014-10-29T22:01:00.000+01:002014-10-29T22:01:08.424+01:00Zmiana menu.
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i dostało się też szkolnym
sklepikom. Państwo będzie zmieniać menu na siłę i przekonywać, że suszone
jabłuszka smakują dokładnie tak samo jak tabliczka czekolady. Już nie wspomnę
jak uwielbiam tak wierutne bzdury ("zamiast czekolady zjedz suszone śliwki,
są takie same, a o ile zdrowsze"). Chodzi mi jednak nie tyle o bzdury
dotyczące jedzenia, ile o same sklepiki. Przyjrzyjmy się im z dwoch perspektyw:
podstawówki i gimnazjum wraz z liceum.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Podstawówka. W niektórych nawet
są jeszcze obiady. Państwo daje na nie pewnie około 2 złotych na dziecko, co
oczywiście oznacza, że produkty do tych obiadów są starannie selekcjonowane i
kupowane wyłącznie w ekologicznych sklepach, a warzywka w pobliskich
ekologicznych gospodarstwach. Dodatkowo każde dziecko w ramach tego obiadu ma
zapewnioną określoną liczbę kalorii oraz witamin. No dobra, popłynęłam.
Rzeczywistość jaka jest każdy widzi. Państwo chce zakazać sklepikom, ale już w
ramach obiadów można dawać dzieciakom sieczkę. Bo nie uwierzę, że za te kilka
złotych można zrobić coś naprawdę zdrowego, pożywnego i sensownego. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Żeby jednak nie było - ja nie
jestem przeciwko tej ustawie. Uważam że dzieci powinny jeść zdrowiej. Problem
polega na tym, że jedzenia uczą rodzice. Jeśli oni godzą się na to, żeby dzieci
jadły chipsy i popijały je colą to szkoła nic na to nie poradzi. Dzieciak
prędzej kupi sobie coś przed lekcjami albo po nich w jednym z wielu dostępnych
sklepów osiedlowych niż skusi się w szkole na jabłko czy marchewkę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gimnazjum i szkoła ponadgimnazjalna.
Tutaj już częściej obiadów nie ma niż są. Jedynym "karmicielem" poza
ewentualnymi kanapkami od mamy jest sklepik. Dzieciaki wychodzą na przerwach
pomimo ewidentnego i jasnego zakazu. Wychodzą nawet teraz, bo nie zawsze znajdą
w sklepiku to co chcą. W przypadku wycofania pizzerek i zapiekanek będą
wychodzić nagminnie. Na pewno nie będą kupować gruszek i pomidorków, a obiadów
bardzo często w sklepikach i tak nie ma, bo nie ma na nie ani popytu, ani
czasu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czyli jedynym skutkiem będzie
bankructwo sklepików szkolnych. Tak widzę to ja. Obym się myliła.<o:p></o:p></div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-88418143570096651672014-10-28T05:35:00.001+01:002014-10-28T05:35:35.960+01:00Jak uczyć się języków obcych?
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obejrzałam sobie filmik krążący w
sieci, w którym pan znający biegle siedem czy osiem języków uświadamia ludziom,
jak się ich uczyć, aby się nauczyć. Mówi też coś o tym, że szkoła jest
"be", bo uczy gramatyki zamiast "zanurzać" w języku. No
dobra, może nieco demonizuję, ale wiem, co by było, gdyby ten filmik zobaczyli
moi uczniowie (albo już go zobaczyli i pastwią się po raz kolejny nad straszną
szkołą). Ostatnio też po raz kolejny wpadłam na demota, z którego jasno wynika,
jaka to szkoła jest niedobra i niepotrzebna, bo uczy totalnie beznadziejnych
rzeczy. Na przykład można poznać "1000 wzorów potrzebnych do równań
trygonometrycznych", a za Chiny nie umieć wypełnić druku PIT. Albo
wiedzieć "jak powstają pseudopodia", a nie umieć dobrać sobie leku na
przeziębienie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No ale wróćmy do filmiku, bo
wolałabym jednak skupić się na językach w kontekście tego, jak beznadziejna
jest szkoła. Otóż co usłyszą prawdopodobnie moi uczniowie:</div>
<ol start="1" style="margin-top: 0cm;" type="1">
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l1 level1 lfo1; text-align: justify;">Gramatyka
jest totalnie niepotrzebna.</li>
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l1 level1 lfo1; text-align: justify;">Słówka
potrzebne są w zakresie może 25, w tym wulgaryzmy, a że tyle już znają to
resztę mogą sobie odpuścić.</li>
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l1 level1 lfo1; text-align: justify;">Szkoła
jest bez sensu, bo katuje ich gramatyką, a skoro ona jest niepotrzebna to
mogą olać szkołę i głupi angielski. </li>
</ol>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czego moi uczniowie
prawdopodobnie NIE usłyszą:</div>
<ol start="1" style="margin-top: 0cm;" type="1">
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l0 level1 lfo2; text-align: justify;">W
języku należy się "zanurzyć" na kilka godzin dziennie. Nie w
piosenkach, których i tak w zasadzie nie słuchamy, a w realnym języku
(wiadomości, filmy, programy) przez kilka godzin dziennie. Nie minut,
godzin!</li>
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l0 level1 lfo2; text-align: justify;">Trzeba
nie tylko słuchać, ale i powtarzać. Bo słuchając uczymy się jedynie
pasywnie, prawdziwa nauka mówienia powstaje przez powtarzanie. No i kilka
godzin dziennie.</li>
<li class="MsoNormal" style="mso-list: l0 level1 lfo2; text-align: justify;">Trzeba
nauczyć się co najmniej kilkanaście podstawowych czasowników i te kilkaset
słówek (tak, w efekcie kilkaset, a nie 25). I powtarzać je przez te kilka
godzin dziennie.</li>
</ol>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i teraz dochodzimy do tego,
dlaczego szkoła jest zła i nie uczy języka prawidłowo. Nie zanurza w języku.
Pani najczęściej mówi po polsku, tłumaczy godzinami zawiłości Present Simple
zamiast zabawiać konwersacją. I dlaczego się niby z tym nie zgadzam?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po pierwsze primo nie mam czasu,
żeby "zanurzyć" uczniów w języku. Prosty przykład - uczę aktualnie w
społecznej szkole podstawowej, gdzie uczniowie mają siedem godzin języka w
tygodniu. Tu jest zupełnie inna sytuacja. Tutaj mogę się popisać i rozmawiać z
nimi na tyle, na ile oni są w stanie mnie zrozumieć. Siedem godzin tygodniowo
to i tak mało, ale więcej niż w "normalnej" szkole. Uczę też nadal w
gimnazjum i tutaj mam trzy godziny tygodniowo przy dobrych wiatrach. Jest
różnica? Jest. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po drugie primo założenie jest
takie, że uczeń się uczy. Powtarza słownictwo samodzielnie, ćwiczy
samodzielnie, ogląda programy, słucha tekstów i powtarza je samodzielnie. Jeśli
tego nie robi wszystko jest do niczego. Bo nie powtarzając zapominamy. Taka smutna
prawda. I te trzy godziny niczego nie zmienią, jeśli muszę po raz kolejny
powtarzać te same słówka, bo uczniowie je zapomnieli, bo ich nie powtarzali. I
nie, z reguły nie tłumaczę tak po prostu z angielskiego na polski, a
gimnastykuję się pokazując, tłumacząc po angielsku, wygłupiając się, żeby była
ta kwestia poznawcza, żeby nie było przełożenia słówko - tłumaczenie, ale
samodzielne dochodzenie do tego, co ono znaczy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I po trzecie primo trzeba mieć
motywację. Motywację nieco większą niż dwója na świadectwie, bo takową zdobyć w
miarę łatwo. Wielokrotnie zdarzało mi się uczyć dorosłych, od których słyszałam
"pani mnie w szkole nie nauczyła, dlatego teraz płacę krocie za
kurs". I szlag mnie jasny trafia, bo już wiem, na jaki typ człowieka
trafiłam. Przez całą szkołę przebrnął ucząc się wcale albo na minimum, bo mu
się nie chciało, bo po co mu głupi angielski. Teraz nagle okazało się, że w
pracy to jednak wymagają i trzeba się nauczyć, nie ma przebacz. I zwalanie na
"panią ze szkoły". Motywacją są pieniądze, potrzeba (na przykład
zwiedzanie świata), zainteresowania albo świadomość autorozwoju. Jeśli jej nie
ma, nie ma też nauki języka. Ani właściwie żadnej nauki, jeśli mam być szczera.
I nie, motywacji nie da się wymyślić, "znaleźć", motywacją nie może
być nauczyciel, bo co to za motywacja, że jak nauczyciel się zmieni to już się
człowiek nie uczy? Nauczyciel może być pomocą albo przeszkodą, ale nic poza
tym. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i na koniec - wiem, że szkoła
nie jest idealna. Ja nie jestem idealna. Powinnam więcej mówić, zmuszać do
mówienia, a pewnie mniej tłumaczyć tej gramatyki, ale 45 minut nie jest z gumy,
a wszystkich nas gonią wymagania do egzaminu, gdzie części mówionej nie ma (a
szkoda). Chciałabym uczyć języka inaczej, ale do tego potrzebne są nie tylko
zmiany systemowe, ale też odpowiednie podejście uczniów. Bo nawet jakbym miała
10 godzin języka i niemal cały czas mówiła i "zanurzała" uczniów w
języku, a oni mieliby mnie gdzieś, to ile bym się nie nagimnastykowała, nic by
z tego nie wyszło. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlatego bardzo proszę, zanim
powiecie słowa "pani mnie w szkole nie nauczyła" zastanówcie się, ile
daliście z siebie, żeby SIĘ nauczyć.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p></o:p><br /></div>
blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-76759744817847682082014-10-26T08:12:00.004+01:002014-10-26T08:12:57.965+01:00Kiedy wychowywać?
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tym razem inspirowana jestem nie
życiem ani moimi uczniami, a doniesieniami na temat "tolerancji dla
przemocy" oraz artykułu, w którym wyczytałam, że coraz więcej młodzieży
sięga po telefon i wykręca 997, kiedy coś im się nie podoba w kontaktach ze
swoimi rodzicielami. I nie mam tu na myśli tego, że ojciec katuje, a matka
pije, a tego, że ojciec kazał posprzątać pokój, a matka nie pozwala wyjść na
imprezę o 23 ani tym bardziej, o zgrozo!, napić się alkoholu. O klapsach nie
będę się wypowiadać, bo już to zrobiłam i bo boję się trafić do aresztu, ale w
kontekście dzwonienia na policję naszła mnie taka myśl - dlaczego?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie dlaczego te dzieci dzwonią w
takich sprawach na policję, bo skoro ktoś kiedyś uświadomił im, że im wolno, że
mają PRAWO, to czemu mają z tego prawa nie korzystać. Nie dlatego, że policja
na te skargi reaguje, bo taka ich praca, a jakby nie zareagowali, a potem
tragedia to kto dostanie po łapach? No właśnie. Zastanawiam się, dlaczego w
tych dziwnych główkach w ogóle zalągł się pomysł zadzwonienia na policję z taką
sprawą. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ja też miałam prawa, nie powiem.
Miałam prawo i przywilej sprzątać swój pokój, uczyć się, pomagać mamie. Miałam
OBOWIĄZEK stosować się do poleceń rodzicielki i z nimi nie dyskutować. W życiu
by mi nie przyszło do głowy, żeby iść do kogokolwiek na skargę, nawet jeśli nie
do końca ze swoich praw byłam zadowolona. Zapewne moja mama skrzywdziła mnie
wielce swoim mega terrorem... i jestem jej za to dozgonnie wdzięczna. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wyobrażam sobie takiej
sytuacji na przykład dwadzieścia lat temu. Rodziców się słuchało, nauczycieli
się słuchało, dorosłych się słuchało i nawet jak pojawiał się bunt, to był on
raczej hodowany na własnym poletku i szybko tłumiony przez rodziców. Nie było
telefonów na policję, nie było pretensji, nie było chamstwa ani pyskowania.
Może dlatego tak strasznie trudno jest mi porozumieć się z młodzieżą, choć tak
naprawdę nie jestem od nich o wiele starsza. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No i tu właśnie nasuwa mi się
pytanie - kiedy wychowywać? Bo skoro trzynastoletnia panna dzwoni na policję,
że ojciec kazał jej posprzątać pokój to znaczy, że do tej pory nie kazał? To
gdzie on bywał? Co robił przez te trzynaście lat? Mój syn ma lat pięć. Sprząta
swój pokój, bo mu każę. Nie jest demonem czystości, nie przeszkadza mu
artystyczny nieład, ale jak mu każę to sprząta. Nie dyskutuje, nie łapie za
telefon, a sprząta. Jak mu czegoś zabraniam to może sobie troszkę popłacze, bo
takie prawo dziecka, ale godzi się z tym, bo taki jego obowiązek. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wiem, jaki będzie mój syn za
10 lat. Może ktoś uświadomi mu, że ma prawo się poskarżyć, bo mama mu zabroniła
iść na imprezę i on z tego prawa skwapliwie skorzysta, ale wątpię, prawdę
mówiąc. Bo dziecko pewnych rzeczy uczy się w wieku trzech czy pięciu lat, a nie
piętnastu. Wtedy jest na to po prostu za późno.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3201995756795503721.post-56814358347694849162014-10-24T19:36:00.002+02:002014-10-24T19:46:10.634+02:00Ja, morderczyni.<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szkoła zabija kreatywność i
pasje, takiego demota zdarzało mi się widzieć. Jak to młody i zdolny paraduje
na zdjęciu z piłką, a potem zmienia się w korposzczura. I że to niby szkoła zabija pasje i kreatywność. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=3201995756795503721#editor/target=post;postID=5681435834769484916" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a><a href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=3201995756795503721#editor/target=post;postID=5681435834769484916" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><v:shapetype coordsize="21600,21600" filled="f" id="_x0000_t75" o:preferrelative="t" o:spt="75" path="m@4@5l@4@11@9@11@9@5xe" stroked="f">
<v:stroke joinstyle="miter">
<v:formulas>
<v:f eqn="if lineDrawn pixelLineWidth 0">
<v:f eqn="sum @0 1 0">
<v:f eqn="sum 0 0 @1">
<v:f eqn="prod @2 1 2">
<v:f eqn="prod @3 21600 pixelWidth">
<v:f eqn="prod @3 21600 pixelHeight">
<v:f eqn="sum @0 0 1">
<v:f eqn="prod @6 1 2">
<v:f eqn="prod @7 21600 pixelWidth">
<v:f eqn="sum @8 21600 0">
<v:f eqn="prod @7 21600 pixelHeight">
<v:f eqn="sum @10 21600 0">
</v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:formulas>
<v:path gradientshapeok="t" o:connecttype="rect" o:extrusionok="f">
<o:lock aspectratio="t" v:ext="edit">
</o:lock></v:path></v:stroke></v:shapetype><v:shape alt="" id="_x0000_i1025" style="height: 393.75pt; width: 482.25pt;" type="#_x0000_t75">
<v:imagedata o:href="https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/t1.0-9/10468083_662615447142271_3462873132393122712_n.png" src="file:///C:\Users\AGNIES~1\AppData\Local\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image001.png">
</v:imagedata></v:shape></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<v:shapetype coordsize="21600,21600" filled="f" id="_x0000_t75" o:preferrelative="t" o:spt="75" path="m@4@5l@4@11@9@11@9@5xe" stroked="f">
<v:stroke joinstyle="miter">
<v:formulas>
<v:f eqn="if lineDrawn pixelLineWidth 0">
<v:f eqn="sum @0 1 0">
<v:f eqn="sum 0 0 @1">
<v:f eqn="prod @2 1 2">
<v:f eqn="prod @3 21600 pixelWidth">
<v:f eqn="prod @3 21600 pixelHeight">
<v:f eqn="sum @0 0 1">
<v:f eqn="prod @6 1 2">
<v:f eqn="prod @7 21600 pixelWidth">
<v:f eqn="sum @8 21600 0">
<v:f eqn="prod @7 21600 pixelHeight">
<v:f eqn="sum @10 21600 0">
</v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:f></v:formulas>
<v:path gradientshapeok="t" o:connecttype="rect" o:extrusionok="f">
<o:lock aspectratio="t" v:ext="edit">
</o:lock></v:path></v:stroke></v:shapetype><v:shape alt="" id="_x0000_i1025" style="height: 393.75pt; width: 482.25pt;" type="#_x0000_t75">
<v:imagedata o:href="https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/t1.0-9/10468083_662615447142271_3462873132393122712_n.png" src="file:///C:\Users\AGNIES~1\AppData\Local\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image001.png">
</v:imagedata></v:shape></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style>
<![endif]--><a href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=3201995756795503721" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"></span>Wprawdzie co to ma wspólnego ze
szkołą to nie za bardzo ogarniam, ale powiem jedno: o jak mi przykro. Te
wszystkie biedne dzieciaczki, w których zabiłam pasję i kazałam im się uczyć.
Te wszystkie duszyczki, które tak bardzo skrzywdziłam, że za moją namową stały
się korporacyjnymi duchami, a nie szalejącymi z piłką po wsze czasy
samorealizującymi się pasjonatami. Przepraszam Was tu wszystkich i płaczę nad
Waszym losem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No dobra, a teraz trochę bardziej
serio. Ja wiem, że ilość debilnych obrazeczków i sentencji w internecie powala
i nie powinnam nic sobie z nich robić. Jak <a href="http://bloggingskylark.blogspot.com/2012/05/jak-ja-kocham-niektore-demoty.html?showComment=1359532083130" target="_blank">onegdaj</a> rysuneczek z podsumowaniem
jak wiele osób rzuciło szkołę albo było z niej wywalanych, a teraz są sławami
nad sławy. Nie neguję tego, że MOŻNA być szczęśliwym i sławnym rzucając szkołę
i nigdy więcej do niej nie wracając. Można też nigdy do niej nie trafić i też
żyć całkiem nieźle. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie zgadzam się jednak, że szkoła
niszczy indywidualność i pasje. Jak się ma pasję to się ją ma. Ja na przykład
pomimo posiadania ewidentnie wrednej i niepoważnej pani polonistki nadal
uwielbiam czytać książki i jej podejście do mnie i do przedmiotu wcale mnie nie
zniechęciło do mojej życiowej pasji. Książki pochłaniam w ilościach hurtowych,
nieco tylko spowolnionych przez posiadanie potomka. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I to jest właśnie sedno tematu -
jeśli jest to pasja, miłość, to ona przetrwa. Szkoła może w niej pomagać albo
przeszkadzać, ale nie jest jej w stanie zabić. Jeśli natomiast szkoła czy życie
zabijają w nas pasję to znaczy, że tak naprawdę to ona nigdy nie istniała, a
była jedynie jakimś tam fochem młodego człowieka, który w pogoni za swoim
przeznaczeniem próbuje i szuka, po czym łudzi się, że znalazł prawdziwą pasję
tylko wszyscy się sprzysięgli, żeby mu ją obrzydzić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mam takich uczniów, dla których
szkoła nie jest priorytetem, ale świetnie realizują się w innych dziedzinach i
wiedzą, do czego dążą. Zdają byle zdać, a resztą zajmują się w zaciszu domowego
ogniska. I to jest dobre. Są tacy, którzy odnajdują pasję w szkole i to też
jest<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>niezaprzeczalnie fajne. Są jednak i
tacy, którzy udają, że mają pasję, ale jak tylko pojawiają się schody, od razu
rezygnują. Nie próbują, nie walczą, odchodzą. To żadna miłośc, to tylko
wymówka. </div>
<br />blogging.skylarkhttp://www.blogger.com/profile/02081542331029437231noreply@blogger.com0