sobota, 24 lipca 2010

Bieda czy po prostu kradzież?


Ostatnio oglądałam film dokumentalny na temat kradzieży w sklepach. Temat wprawdzie dotyczył Brytyjczyków, myślę jednak, że cała sytuacja nie za bardzo różni się od naszej, polskiej. Wszystko oczywiście pokazane było z perspektywy sprzedawcy / właściciela sklepu, który notuje z tej okazji ogromne straty. Dzisiaj z kolei przeczytałam tę notkę, traktującą o tym samym, ale w polskiej rzeczywistości. I tak się zastanawiam…
Co tymi ludźmi kieruje? Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, żeby zacząć kraść – jawnie lub też „tylko” zjadając po kryjomu rzeczy w sklepie (biorę tu pod uwagę tylko tych, którzy faktycznie nie mają pieniędzy na jedzenie, a nie tych, co sobie „podjadają” i nie płacą za papierki)? Jak bardzo głodnym trzeba być? A z drugiej strony – jak tak w ogóle można? Głodny czy nie, jak można okradać drugiego człowieka z jego pracy? Że już nie wspomnę o modnych ciuchach, płytach, filmach, papierosach, alkoholu, etc. Z tych pytań wynikają dwie sprawy. Pierwsza to kradzież z rozpaczy, głodu, zimna, trudnej sytuacji. Druga to kradzież z chęci posiadania czegoś, na coś nas nie stać, ale nie jest nam to niezbędne do życia. I powstaje pytanie – czy te dwa przypadki aż tak bardzo się od siebie różnią? I jedno, i drugie jest kradzieżą. I jedno, i drugie jest naganne i karalne. Jednak zazwyczaj inaczej patrzy się na osobę, która nie ma co jeść i kradnie chleb, a inaczej na kogoś, kto kradnie płyty.
I tutaj mam problem. Z jednej strony ja też inaczej patrzę na taką dwójkę ludzi. Jestem gotowa wybaczyć i usprawiedliwić kogoś, kto z głodu i w desperacji kradnie jedzenie. Złodzieja innych rzeczy wsadzałabym do więzienia bez mrugnięcia okiem. I teraz zastanawiam się, czy to jest słuszne. Oczywiście serce podpowiada, że jak najbardziej, bo z głodu można popełnić wiele głupstw. Jednak kradzież to kradzież, właściciel sklepu wychodzi na tym dokładnie tak samo, czyli marnie. A gdyby tak każdy bezdomny czy głodny zaczął kraść w sklepach, bo jemu więcej się wybacza? Co by się działo? Pewnie sklepy by masowo plajtowały, bo głodnych ludzi ci u nas dostatek. Stąd moje wątpliwości…
Jeśli o mnie chodzi, nie wyobrażam sobie kraść. Chwilowo nie wyobrażam sobie W OGÓLE takiej sytuacji. Nie wiem czy to się kiedyś zmieni, ale piszę o dniu dzisiejszym, a nie o możliwej przyszłości, więc na tym się skupiam. Strach, że ktoś mnie przyłapie, bycie fair wobec sprzedawcy, bycie fair wobec siebie – to czynniki powstrzymujące mnie od kradzieży. Powstaje pytanie – czy gdybym miała pewność, że nikt mnie nie złapie, to czy bym kradła? Nie, bo uaktywniają się dwa pozostałe wątki. Po prostu kradzież to dla mnie coś tak niedopuszczalnego jak morderstwo. Oczywiście mogę sobie wyobrazić sytuację, że muszę kogoś zabić, tak jak wyobrażam sobie sytuację, że muszę kraść, ale teraz mnie to nie dotyczy.
I sama już nie wiem, jak się do tej sytuacji odnieść…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz