sobota, 28 czerwca 2014

Thank you very much.


Już od jakiegoś czasu funkcjonuje w gimnazjum coś, co nazywa się szumnie balem absolwentów. Zdania na ten temat są podzielone. Jedni uważają, że jest to zwykła, nieszkodliwa tradycja, inni że bez przesady i bale zarezerwowane powinny być dla maturzystów. Nie zamierzam tutaj opowiadać się ani za jedną, ani za drugą opcją, chcę napisać coś, co właściwie przytrafia mi się co roku, kiedy zapraszana jestem i przychodzę na takie bale, a ostatnio znowu w takowym uczestniczyłam.
Niesamowite to uczucie, kiedy patrzę na te dzieciaki i widzę, jak bardzo się zmienili. Jak bardzo dorośli, jak zaczęli się uśmiechać albo zaczęli być bardziej pewni siebie. Jak niektórzy spoważnieli, niektórzy wyluzowali. Jak cudownie widzieć ich bawiących się razem i czerpiących z tego prawdziwą przyjemność. Tamten wieczór był wspaniały i dlatego właśnie zamierzam zrobić coś, czego nie robiłam na tym blogu nigdy - zwrócić się bezpośrednio do nich, nie zmieniając im imion. I nie ważne, czy ktoś z nich to przeczyta czy nie. Jeśli tak, oni będą wiedzieć, o co chodzi.

Patrycjo K. - dziękuję Ci, że jesteś teraz tak często uśmiechnięta. Pamiętam, jak podczas projektu nie do końca chciałaś pracować w grupie. Wczoraj widziałam, ile rodości sprawiała Ci zabawa ze wszystkimi.
Emilko - dziękuję Ci, że nie zmieniłaś się tak bardzo na pierwszy rzut oka. Uśmiechasz się i to jest najważniejsze. Baw się dobrze, gdziekolwiek dalej nie zaprowadzą Cię losy Twojego życia.
Zosiu - dziękuję Ci za to, że wiesz, czego chcesz. Ja w Twoim wieku chyba bylam mniej zdeterminowana i na pewno mniej dojrzała. Powodzenia.
Marysiu - dziękuję Ci za to, że jesteś piękną dziewczyną i nawet jeśli teraz uważasz inaczej to musisz mi, starej belferce, uwierzyć, że to prawda.
Alicjo - dziękuję Ci, że prujesz przez to życie i nic nie jest w stanie Cię zatrzymać. Taka malutka osóbka, a taki z Ciebie taran (w dobrym znaczeniu :))
Patrycjo P. - dziękuję Ci za to, że dzieliłaś się ze mną swoimi marzeniami. Dorosłaś, bardzo, spoważniałaś, ale jednocześnie zachowałaś swój optymizm. Dążysz do swoich celów, o czym w pierwszej klasie nie byłam aż tak bardzo przekonana. Dziękuję Ci, że udowodniłaś, że się myliłam.
Kingo - dziękuję Ci, że się starałaś, bo to dużo. Pod koniec walczyłaś o ocenę i sie udało.
Ewo - dziękuję Ci, że walczyłaś o siebie, kiedy niesłusznie Cię oceniłam. Nauczyciel też popełnia błędy i dobrze mu o tym przypominać. Dzięki Tobie poprawiłam swój błąd i jestem z tego tak bardzo zadowolona, jak z niczego innego.
Asiu - dziękuję Ci za to, że Ci się chce. Słyszę o Twoich sukcesach i Cię podziwiam.
Ewelino - dziękuję Ci, że siedziałaś sobie spokojnie, bo wszystko umiałaś. Pewnie niczego nowego Cię nie nauczyłam, więc przepraszam.
Agnieszko - dziękuję Ci, że jesteś tak cudownie zakręcona i masz taki zwariowany styl bycia. Uśmiechaj się dalej.
Kasiu - dziękuję Ci za to, że byłaś, rozmawiałaś. Ty wiesz.
Klaudio i Anito - nie znam Was tak dobrze, bo Was nie uczę, ale dziękuję Wam, że byłyście wczoraj z nami.

Patryku - dziękuję Ci, że się angażujesz. O co bym nie poprosiła, byłeś na pierwszej linii, razem z Maćkiem.
Kamilu - dziękuję Ci za to, że jesteś tak strasznie gadatliwy, a przy tym inteligentny i nie sposób odmówić Ci uroku.
Krystianie - dziękuję Ci, że tak bardzo się zmieniłeś i teraz mogę bez wątpienia powiedzieć, że jesteś strasznie sympatycznym facetem.
Kacprze P. - dziękuję Ci za to, że coś robiłeś. Ostatnio przekonałam się, że to też dużo.
Maćku - dziękuję Ci za to, że bierzesz na siebie tak wiele, a jednak zawsze udaje Ci się wszystko zrobić. Wszystko, a nawet jeszcze trochę więcej.
Krzysiu - dziękuję Ci za to, że się uśmiechasz i można na Tobie polegać.

Dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście i za bal. A teraz dość już tej patetyczności, bo się poryczałam.

wtorek, 10 czerwca 2014

Quo vadis, lekarzu?


Jakiś czas temu w telewizji był tylko jeden temat (teraz wyparty przez dzieci jeżdżące na quadzie), a mianowicie deklaracja wiary lekarzy. Więc ja dziś o tym. 
Nie mam innych słów na to, jak tylko: chyba się tu ktoś na głowy pozamieniał... Nie rozumiem zupełnie tego cyrku, który rozgrywa się na moich oczach i trwa w najlepsze. Oto początkowe słowa tegoż wyznania: "ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne". W takim razie proszę nie leczyć w ogóle. Ingerencją jest nawet podanie antybiotyku, a skoro ciało jest nietykalne, to gdzie tu miejsce na operacje czy jakiekolwiek inne leczenie. No tak, ale najwygodniejsze w tym wszystkim jest to, że to deklaracja dotycząca li tylko i wyłącznie lekarzy działających w "przedmiocie płciowości i płodności ludzkiej". Co w takim razie z cesarskim cięciem, skoro i ono jest ingerencją w ciało ludzkie? Znaczy jak mi wygodnie to mogę tykać, a jak niewygodnie to zasłaniam się nietykalnością?
I jeszcze końcówka, która dodaje smaczku: "UWAŻAM, że- nie narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań– lekarze katoliccy mają prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim sumieniem." Tymczasem przez nie przepisanie mi tabletek antykoncepcyjnych taki lekarz narzuca mi swoje poglądy, których ja nie podzielam. I ja szanuję poglądy tego lekarza, naprawdę, ale ja go w ogóle o te poglądy nie pytam i tu jest pies pogrzebany. Zupełnie nie interesuje mnie, czy on jest katolikiem, Żydem, czy muzułmaninem. Ma zapewnić mi poradę lekarską zgodnie z aktualną WIEDZĄ MEDYCZNĄ. Czy katolicy uczą się innej medycyny? Lekarz nie ma mnie nawracać, może jedynie poinformować o szkodliwości tych pigułek, a ja mam prawo takie ostrzeżenie zignorować.
I niby można iść do innego lekarza, a tamten jest parszywym bezbożnikiem i przepisze, ale nie o to chodzi. Ja mieszkam w wielkim mieście i możliwości mam niemal nieskończone, ale co z dziewczyną, która żyje w jakiejś wiosce, gdzie jest jeden ginekolog, a do innego musi jeździć ileś tam kilometrów? Przez jednego idiotę (przykro mi, nie umiem tego inaczej nazwać) musi się dostosować poświęcając swój czas, pieniądze i wygodę. 
A teraz przenieśmy takie oświadczenie na grunt szkolny (jeśli ktoś jest odporny na absurd, proszę nie czytać). Pani od biologii odmawia nauczania o teorii Darwina, przerabiamy Biblię. Ja, pani od angielskiego, przestaję w ogóle istnieć, bo jak to tak uczyć języka, gdzie panuje przeklęty anglikanizm zamiast słusznego katolicyzmu??? Zapewne jeszcze kilka przykładów by się znalazło, ale już szukać mi się nie chce.
Ludzie, obudźmy się!!! Ja szanuję katolików i naprawdę staram się zrozumieć ich wiarę (sama oczywiście jestem straszną ateistką). Nie próbuję nikogo "nawracać" i przekonywać, że ateizm jest lepszy i że czegoś mi nie pozwala albo coś nakazuje, dlatego też ten drugi człowiek też ma tak postępować. Dlaczego w takim razie mam być skazana na rzekomą "poradę" od kogoś, kto ma inne poglądy i, w związku z tym, te poglądy mi narzuca?