Ostatnio mało nie wybuchłam, kiedy w telewizji usłyszałam pana senatora, który z nieco złośliwym uśmiechem oświadczył, że dla dziecka najlepiej jest, żeby do trzeciego roku życia zostało w domu, najlepiej z matką. Dlaczego najlepiej z matką, tego nie wiem, i zanim zdążyłam się nawet nad tym zastanowić, zaczęłam rzucać bluzgi w kierunku telewizora. Ponieważ słowa te padły w okolicy pory kąpania Młodego, natychmiast udałam się do łazienki, żeby tylko więcej tych debilizmów nie słuchać (dla krótkiego wyjaśnienia: sprawa dotyczyła ustawy, która miała ułatwić powstawanie żłobków, a pan senator oczywiście był temu przeciwny). Małżonek, który siedział spokojnie i niewzruszenie, oglądając te bzdury zakomunikował mi jeno, że lepiej, że nie oglądałam ciągu dalszego, gdyż wyszło na to, że nasze dziecko (między innymi, tak jak cała reszta żłobkowej czeredy) nigdy nie będzie w stanie stworzyć normalnego związku z drugą osobą oraz zostanie alkoholikiem.
W pracy, kiedy zaczęłam się rzucać, opowiadając o jakże odkrywczych słowach pana senatora, koleżanka spytała mnie:
-Znaczy nie zgadzasz się z tym, co powiedział?
Oczywiście, że się zgadzam Z TYM co powiedział, nie zgadzam się jedynie z kontekstemi SPOSOBEM w jaki to powiedział. Wyszło na to, że moje dziecko poszło do żłobka, bo ja jestem wyrodną matką, która dodatkowo wpędza dziecko w alkoholizm i która koniecznie chce się tego dziecka na kilka godzin pozbyć z domu, a nie dlatego, że w tym chorym państwie nie umożliwia mi się zostania z nim w domu, bo chyba musiałabym mieszkać pod mostem i jeść trawę za te kwoty, które oni mi proponują.
Fakt, że dla dziecka jest lepiej, żeby zostało w domu przez pierwsze kilka lat życia jest dla mnie niemal bezdyskusyjne. Niemal, bo widzę, jak moje dziecko świetnie się rozwija i jak wiele się w żłobku uczy, więc żłobek to naprawdę nie jest diabeł ani żadne zło wcielone. Jednak gdybym miała wybór, na pewno siedziałabym z dzieckiem w domu. Problem w tym, że nie mam tego wyboru i szanowny pan senator powinien to wiedzieć, a nie wciskać mi głodne kawałki, jak to mojemu dziecku jest źle. Sznowny pan senator powinien pokazać mi alternatywę, a skoro jej nie ma, to o nią zadbać, a nie gadać co mu ślina na język przyniesie z tym swoim głupim uśmieszkiem. Właśnie dlatego tak bardzo się zburzyłam na to, co szanowny pan senator ogłosił w telewizji, żeby tylko zaistnieć.
A mnie dodatkowo denerwują reklamy, kampanie społeczne pt. w 2009 jest X osób starszych, Y dzieci, w roku ... będzie X starszych a tylko Y dzieci. Denerwuje mnie głupie gadanie polityków, jakieś apele do społeczeństwa, żeby się rozmnażali. Nie wiem po co jakie durne gadki? W tym roku skończę 28 lat, pewnie że chciałabym mieć dzieci, już teraz. Ale skoro w tym państwie jest takie bezrobocie dramatyczne, sama pracuję na zastępstwo, w czerwcu zostanę bez pracy i jak ja mam się decydowac na dziecko? Do tego dochodzi zerowe zainteresowanie młodymi matkami, znam mnóstwo sytuacji, gdy kobiecie nie przedłużano umowy po powrocie z macierzyńskiego, bo przecież teraz będzie z pewnością GORSZYM pracownikiem, więc lepiej od razu ją wywalić. Jak można w takim kraju decydować się świadomie na dziecko? Państwo politycy mogliby się sami zastanowić co mogą zrobić, żeby ułatwić nam tę decyzję, bo to nie jest tylko nasz sprawa, to dotyczy całego społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńTe kampanie społeczne to w ogóle jedna wielka ściema, nie tylko te o starzejącym się połeczeństwie, ale wszystkie. No ale cóż, jak się nie ma konkretnych rozwiązań to trzeba dać igrzyska. Pooglądają se ludzie, to może się i wzruszą.
OdpowiedzUsuńNo ale nic, trzeba ten wóz ciągnąć, jak się raz do niego zaprzęgło.