wtorek, 10 kwietnia 2012

Walka o historię.


Festiwal pod tytułem „przywróćmy historię do szkół” trwa w najlepsze. Wszyscy pławią się w rzucaniu kalumni na rząd, bo ten śmiał obciąć liczbę godzin historii w liceum. Ciekawi mnie tylko jedno – dlaczego ci sami ludzie nie bronią fizyki czy chemii, które to również zostaną obcięte (swoją drogą na poczet historii właśnie). Ja rozumiem, że historię swojego kraju trzeba znać i niedobrze jest wychowywać analfabetów, ale ludzie, obudźcie się!
Tu nie chodzi o historię, bo większość naszych wspaniałych dzieci już jest analfabetami, a my (jako rodzice) nic z tym nie robimy! Będę upierać się, że ktoś, kto nie przeznacza czasu na naukę w domu, nie ma szans na opanowanie materiału. I nieważne, jak bardzo rozbudowany czy okrojony on będzie, po prostu nie ma na to szans. Gdyby dzieciaki chciały uczyć się historii (czy jakiegokolwiek innego przedmiotu, jeśli mam być szczera) to wystarczyłby mu materiał szkolny, bo przy właściwej realizacji materiału można nauczyć się i o Katyniu, i o Popiełuszce, i o PRL. Problem w tym, że lekcje są „przedłużane”, czyli materiał, który powinien być realizowany na jednej czy dwóch lekcjach rozciąga się do pięciu czy więcej, bo dzieci nie uczą się w domu. A jak nie uczą się w domu, to całą wiedzę trzeba im wtłoczyć na lekcji. A tak się nie da.
Ponadto zastanawiam się, czy ktokolwiek, kto tak zajadle broni historii, przeczytał dokument, stanowiący o tej zmianie. W skrócie – robimy dwa profile w liceum. Jeden dotyczy przedmiotów ścisłych (i wtedy ilość godzin na te przedmioty jest powiększana kosztem przedmiotów humanistycznych – i o to właśnie biją się ludzie), a drugi to profil humanistyczny (i tutaj kosztem fizyki, chemii czy biologii wzrasta liczba godzin historii na przykład). Wychodzi więc na to, że ktoś zainteresowany historią może zgłębiać jej tajniki wzdłuż, wszerz i wspak. Na profilu humanistycznym. Dzięki temu przybędzie nam uczniów, którzy rzeczywiście CHCĄ się danego przedmiotu uczyć, bo go WYBRALI i można od nich wymagać więcej. O wiele więcej. 
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że historia jest głupia i nie trzeba się jej uczyć. Problem w tym, że przymusowymi lekcjami historii niczego nie zdziałamy. Weźmy choćby mój własny przykład. Chodziłam do liceum ogólnokształcącego i historii miałam w brud. Czy nauczyłam się czegoś szczególnego? Nie. Nauczycielkę miałam wspaniałą i historię uwielbiałam, ale lubiłam tylko i wyłącznie słuchać nauczycielki, bo ona faktycznie mówiła z pasją. Tymczasem sama uczyłam się wymaganego minimum i po wyjściu ze szkoły prawie niczego już nie pamiętałam. Gdyby spytać mnie o powstanie styczniowe czy listopadowe, zamilkłabym haniebnie. Czy to dlatego, że nauczycielka nie miała czasu mnie tego nauczyć? Nie. To dlatego, że sama się tego nie nauczyłam i podejrzewam, że już raczej się nie nauczę. Historii zaczęłam „uczyć się” jako dorosła już kobieta, bo wtedy zaczęły mnie te wszystkie zależności między światem dzisiejszym a najnowszą historią interesować.
I nie mówię tu, że jestem tak wspaniała, że trzeba brać mnie za przykład i obcinać lekcje historii. Jestem przeciętna i uczyłam się pewnie tak samo, jak większość dzieciaków. Dlatego niech nikt mi nie wmawia, że większa ilość godzin zmieni stan rzeczy. Nie zmieni. I pisałam już o tym tu. Trzeba samemu do wielu rzeczy dorosnąć. Kto dorośnie, nauczy się sam. Kto nie dorośnie, pozostanie historycznym głąbem i ignorantem całe życie i żadna ilość godzin historii w szkole tego nie zmieni.

6 komentarzy:

  1. W walce o historię nie mówi się jednego - dzisiejsza świadomość historyczna i tak jest żenująca, pomimo tego że niby tyle tych godzin jest. To w sposobie nauczania jest problem, nie w ilości godzin. To zresztą można odnieść do każdego innego przedmiotu, np. matematyki. Matematyka czy fizyka nie są głupie ani trudne. Wymagają myślenia i kombinowania, problem w tym, że nikt tego myślenia nie uczy. Albo czasem ma się takich nauczycieli fizyki, jakich ja miałam: alkoholik nieprzychodzący na lekcje, wiecznie nieobecna pani w liceum, studentka na zastępstwo, która nie umiała niczego wytłumaczyć (skoro ja rozumiem, to wy też powinniście). Fizyka to do dziś mój ulubiony przedmiot, z którego nie wiem kompletnie nic. Dla porównania chemia to również mój ulubiony przedmiot, godzin było dokładnie tyle samo, trudność też na tym samym poziomie, ale sposób przekazywania wiedzy diametralnie różny. Efekt - nie schodziłam poniżej 5 na semestr (bo były i 6-tki) i do dziś pamiętam tyle, że nie ma obciachu ;) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też jestem podobnego zdania. Musi się zmienić sposób nauczania, bo o ile w nauce języka obcego, nie ma bata i trzeba po prostu zacząć od wykucia słówek, a potem móc je wykorzystać w konwersacji, to w przypadku historii warto byłoby zmienić metodę.Żeby pokazać,że jeden fakt wynika z drugiego, a nie wykucie na blachę jednego tematu i koniec. A za 2 miesiące uczeń nie pamięta już tego, co wykuł(bo nikt nie nauczył go, jak wykorzystać przyswojone fakty do interpretacji kolejnych historycznych wydarzeń).I dlatego też jestem zdania,że nie każdy nauczyciel powinien być nauczycielem.Ukończenie 5 lat studiów kierunkowych plus blok pedagogiczny nie czyni z każdego absolwenta dobrego nauczyciela(powinien być ostry odsiew przy zatrudnianiu do szkół). To raz,a dwa: metody lub choćby sposób przekazywania wiedzy. Do dziś pamiętam zastępstwo na języku polskim w liceum, gdzie uczył nas przez moment nauczyciel mojej wychowawczyni (przedwojenna szkoła nauczania)i kazał wykuć na blachę kilka zdań o stepach akermańskich Mickiewicza (no, bo "Mickiewicz wielkim poetą był" - z tym się nie dyskutuje i basta, osobiście III część Dziadów wycięłabym z programu).

      Usuń
    2. Tylko że nawet dobrzy nauczyciele, którzy uczą z powołania i właśnie tak, jak piszesz - czyli starają się uczyć zależności, mają konkretny problem. Bo bardzo często w tym wieku się tych zależności i powiązań nie rozumie - ja nie rozumiałam. Ponadto trzeba się po prostu uczyć, od tego trzeba zacząć.

      Usuń
  2. Czasem wydaje mi sie, ze Ci wszyscy ludzie, ktorzy tak bardzo buntuja sie przeciw tym zmianom programowym, maja powazny problem z glowa. Spiskowa teoria dziejow sie klania. Albo inna Schizofrenia paranoidalna. Pewnie slysza glosy w glowie, ktore im mowia, ze to opozycja. A przeciez to oczywista oczywistosc, ze jak ktos sie zainteresuje historia/fizyka/matematyka/biolologia czy czymkolwiek, to nawet przy godzinie tygodniowo w szkole wygrzebie informacje ktore go interesuja - w bibliotece czy w googlach i ilosc godzin w szkole bedzie miala na to taki sam wplyw, jak swiatlo ksiezycowe na pozycie intymne robaczkow swietojanskich :D Szkoda ze niewielu ludzi potrafi spojrzec na rzeczywistosc z dystansem, na chlodno, bez zbednych emocji i podejrzliwosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, uważaj, bo jeszcze się okaże, że światło księżycowe ma bardzo duży wpływ na pozycje intymne robaczków świętojańskich, co będzie znaczyło, że miałaś złego nauczyciela, który Cię tego nie nauczył :)
      Spiskowa teoria dziejów była, jest i będzie, a w wykonaniu niektórych naprawdę przekracza granicę dobrego smaku i rozsądku.

      Usuń
  3. Powiem szczerze, ze nawet jesli ma to jest to tylko i wylacznie moja wina ze tego nie wiem, nigdy mnie biologia nie zajmowala az na tyle, zeby robaczki blizej poznac - chociaz godzin mielismy wystarczajaco ;)

    OdpowiedzUsuń