sobota, 22 września 2012

Komitet rodzicielski.


I znowu jasny szlag mnie trafił, bo przez całkowity przypadek trafiłam na ten cudny artykuł. Och, ach, jak wspaniale, pani minister. Ależ oczywiście, że rodzice nie muszą płacić. I mają tego świadomość, o mają.
Swego czasu, gdy byłam wychowawczynią, zdarzyło mi się organizować na przykład klasową wigilię. Oczywiście, że mogłam wszystko zrzucić na uczniów, ale nie miałam sumienia. Normalnie talerzyki, kubeczki, serwetki i tego typu rzeczy zakupiłabym z pieniędzy „klasowych”, czyli właśnie z komitetu, ale niemal nikt nie wpłacił, więc kupowałam ze swoich. Tak samo było na inne okazje. Koniec roku nadszedł i „moje” dzieci nie dostały nagród (choćby za dobrą frekwencję czy cokolwiek) jako jedyne. Bo nie miałam z czego im ich kupić. Było im przykro, choć udawali twardzieli.
Dodam tylko, że komitet w naszej szkole to zawrotne 20 złotych za rok, niekoniecznie płatne we wrześniu. A jeśli chodzi o to, że szkoła powinna załatwiać takie rzeczy jak nagrody to proszę w takim razie, niech pani da szkole przyzwoite pieniądze. Nie tylko na prąd, ogrzewanie i marne środki czyszczące, z którymi potem muszą zmagać się panie sprzątające.
Kurczę, muszę przestać czytać takie rzeczy, bo mi się spać odechciało (a pewnie napisałabym coś lepiej i składniej, gdyby nie to, że padam na klawiaturę).

6 komentarzy:

  1. Rozumiem żal i gratuluję normalnego podejścia.
    Bo akurat normalne podejście w moich czasach szkolnych (nie tak dawno, raptem parę lat temu) nie było często spotykane - oprócz komitetu (50 zł) była też wpłata na osobne "klasowe". Powiem szczerze, że nie mam pojęcia na co szły tamte pieniądze, natomiast przy dość dowolnej okazji organizowane kolejne zbiórki -jako uzupełnienie "klasowego"- na przykład na "kwiatki z okazji ...". Na wigilię klasową i prezent dla wychowawczyni na koniec roku też była osobna zrzutka.
    Podsumowując - od rodziców oczekiwano pieniędzy praktycznie co wywiadówkę. Wywiadówki odbywały się raz w miesiącu.
    I obawiam się, że moja szkoła nie jest wyjątkiem.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem się nie zgadzam z Tobą. To jest kwestia właściwej organizacji oraz przepływu informacji, a także uczciwości. Z całego artykułu niepotrzebne jest tylko ostatnie zdanie, ale jest ono zapewne reperkusją jakże częstych w szkole stwierdzeń: jak dziecko nie zapłaci na komitet, nie dostanie świadectwa, co jest oczywistym nadużyciem. Prawdą jest, ze składka na komitet (a właściwie: na Radę Rodziców) jest dobrowolna. Powinno też być co roku jawne rozliczenie wpływów i wydatków na RR. Rodzice, wiedząc, na jakie cele są przeznaczane te pieniądze i nie oszukiwani, ze zapłacić muszą, a przekonywani, że zapłacić warto, zazwyczaj płacą. U mnie w szkole ściągalność tej składki jest bardzo wysoka. I jeszcze coś: we wrześniu Rodzice dostają do wypełnienia deklarację, na której sami się zobowiązują, ile zapłacą na RR - na podstawie deklaracji RR robi plan budżetowy. I potem owszem, domaga się pieniędzy, ale zadeklarowanych wcześniej, a nie kwoty ustalonej odgórnie. Nie deklarują - nie płacą i wolno im. Jednakże jest zasada, że dzieci, których Rodzice nie płacą na RR (nie z powodu biedy, tylko niechęci), jeśli dostają nagrody, to skromniejsze (np. nagroda książkowa na koniec roku może kosztować do 35 zł, dla tego dziecka zamówię za 12-15, skromniejszą książkę) - nie wyobrażam sobie natomiast zupełnie tego, o czym napisałaś, ze dzieci nie dostają nagród z tego powodu.
    Co do klasowych wydatków, mylisz pojęcia, bo składka na RR nie jest od finansowania talerzyków na klasową Wigilię. Od tego jest składka klasowa. Ja namawiam Rodziców na stworzenie funduszu klasowego, po 5zł miesięcznie - z tych pieniędzy kupują rzeczy na potrzeby klasy, np. te wspomniane kubeczki i talerzyki. Starcza i na mikołajkowe drobiazgi, i na kolorowy papier dla dzieciaków na plastykę, i na wiele innych rzeczy. Ja, chcąc zrobić warsztaty plastyczne na lekcji, nie proszę każdego żeby przyniósł np metr wstążki albo żeby przyniósł złotówkę na wstążkę - kupuję wstążkę i z tych pieniędzy skarbnik klasowy mi zwraca albo skarbnik kupuje wstążkę dla wszystkich. I wszyscy są zadowoleni.
    Nie na panią minister więc w tym wypadku należy "zwalić" winę, a na niekompetencje szkoły - dyrektora, nauczycieli i rodziców z rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że na rzeczy typu talerzyki na klasową wigilię powinny iść ze składek klasowych, ale jeśli ktoś nie płaci RR, to na pewno nie zapłaci mi dodatkowych pieniędzy na talerzyki. I tak kończę, płacąc sama.
      Oczywiście, że są szkoły, w których ściągalność jest wysoka. Moja do takich nie należy. I ja nie oczekuję, że pani minister powie, że nagle RR jest obowiązkowy, bo faktycznie nie jest, ale trzeba rodzicom uświadomić, że to nie są dodatkowe pieniądze dla nas, a właśnie dla ich dzieci i przekonywać ich do płacenia, a nie ich od tego odstręczać.
      Dzieci nie dostają nagród, bo jeśli nikt nie zapłaci RR, to ja nie mam z czego kupić im tych nagród. Dyrektorka mi nie da, bo nie ma. Ja z prywatnych też nie wydolę. Więc skąd brać, skąd brać?

      Usuń
  3. Właśnie: trzeba Rodzicom uświadomić i ich przekonać. Uświadamiacie? Przekonujecie? Ilu z nich rzeczony artykuł przeczyta? Na pewno więcej z nich Was słucha. Tylko trzeba do nich mówić. A wbrew pozorom na klasowe i tak chętniej ludzie płaca, niż na RR, bo to bezpośrednio dla ich dziecka jest. Nie zdarzyło mi się usłyszeć nie. Koleżance owszem - jak rodzic musiał dać dziecku na zajęcia 5 kartek zielonego papieru do ksero i pół metra złotej wstążki (inne dzieci miały klasowe), opamiętał się - wcześniej miał opory, po co i na co, on da co trzeba swojemu dziecku. Tak naprawdę z Rodzicami trzeba rozmawiać, nie z pozycji: dajcie b trzeba, a z pozycji: to jest dla dzieci, żeby mogły więcej, niż minimum. Spróbuj, a wierzę, że się zdziwisz. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym nie próbowała, to bym nie pisała. Próbowałam przekonywać, uświadamiać, pokazywać na konkretnych przykładach. Przykre to, ale są szkoły, w których do rodziców nie dociera, że to dla ich dzieci to wszystko robimy. Albo dociera, ale olewają. Nie wiem, co gorsze. I to zaczyna się teraz już w przedszkolu, co widzę, bo jestem skarbnikiem u mojego dziecka.
      Trzeba po prostu przyjąć, że są takie szkoły, jak Twoja (i to naprawdę super), ale są też takie, jak moja, gdzie bywa ciężko. To nie jest też tak, że wszyscy rodzice wszystkich uczniów mają takie podejście, że nie dadzą, bo nie, ale niestety jak dla mnie i tak jest ich za wiele.

      Usuń
  4. OK, przyjmuję do wiadomości, ze próbowałaś i bez skutku. Czas więc na konsekwencje. Nie ma składki - nie ma Wigilii, nie ma konkursów, nie ma nagród. I z jasnym konkretnym komunikatem do dzieci i rodziców - że nie ma, bo tak właśnie zdecydowali rodzice. To nie jest Twój obowiązek, kupować za swoje - nawet więcej: nie wolno Ci tak robić. Na dłuższą metę szkodzisz tym i dzieciom, i rodzicom. Za chwilę trafią na osobę nie dającą ze swojej kieszeni i jak to tak? Ludzie muszą odpowiadać za swoje decyzje i ponosić ich konsekwencje.

    OdpowiedzUsuń