wtorek, 6 listopada 2012

ADHD.


Wiele już napisano o ADHD i wcale nie mam zamiaru tego powtarzać. Jedni są za, inni przeciw, niektórym to zwisa. Dla jednych to tylko i wyłącznie kaprys, dla innych realny problem. A jak jest naprawdę? Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że ADHD wcale nie dotyka tak szerokiej rzeszy populacji, jak się zwykło wydawać. Jest to około „4-8% dzieci w wieku wczesnoszkolnym (6–9 lat)” (Wikipedia), czyli całkiem niewiele. Jest to jednak doskonała wymówka dla rodzica, który nie może zapanować nad dzieckiem. I nie mówię tu o ruchliwym trzylatku, który jest po prostu ruchliwy, czy o uczniu drugiej klasy, któremu ciężko jest usiedzieć w miejscu przez 45 minut. Mówię o uczniu gimnazjum, który powinien nad sobą w minimalnym stopniu panować i znać wszelkie normy oraz ich przestrzegać, choćby nawet zdarzało mu się wybuchnąć od czasu do czasu. Jeśli tego nie robi, to nie jest ADHD, bo nad ADHD DA się zapanować, pomimo powszechnej opini, jakoby było to niemożliwe.
Ileż to już razy słyszałam teorię, że któryś z naszych uczniów ma ADHD. Jeśli tylko nie potrafi się zachować na lekcji, przeszkadza, jest chamski czy wulgarny, rodzic od razu wyskakuje z teorią, że jego dziecko na pewno ma ADHD. I tu zaczyna się cyrk, bo żadnego stwierdzenia oczywiście dziecko nie ma, ale rodzic oczekuje od nas, że będziemy traktować go łagodnie i delikatnie, bo przecież jego dziecko jest chore, a nie niewychowane. I nie dociera tłumaczenie, że żadne ADHD nie wchodzi tu w rachubę, że powinien bardziej zapanować nad swoim dzieckiem i wpoić mu kilka zasad. Nad dzieckiem chorym trzeba się litować, a nie egzekwować od niego właściwe zachowanie.
Nie wiem, skąd przekonanie, że skoro dziecko jest chore, to nie należy od niego niczego wymagać. Po mojemu powinno być normalnie – czyli oczekujemy, że dziecko dostosuje się do norm na tyle, na ile jest w stanie, będzie uczyło się nad sobą panować i pomimo faktu, że wymaga to od niego niezwykłego wysiłku, musi to wyćwiczyć. Tymczasem większość rodziców po pseudodiagnozie dochodzi do wniosku, że już wszystko w porządku i nic nie muszą, bo im dzieciom należy się specjalne traktowanie.
Wtręt: Bardzo podobny mechanizm działa w przypadku dysleksji czy innych dys. Jak tylko zostaną stwierdzone, i rodzic, i uczeń czują się usprawiedliwieni i szczęśliwi, bo oni już nic nie muszą. I nie dociera tłumaczenie, że praca dopiero się tutaj zaczyna. Według nich dziecko nic już nie musi robić, a wszystko zostanie im zaliczone. Tymczasem według mnie dzieci ze wszelkimi dys powinni mieć obowiązkowe lekcje dodatkowe, gdzie będą ćwiczyć i pracować i powinni być z tych godzin rozliczani. Koniec wtrętu.
Oczywiście nauczyciele już tacy współczujący nie są i próbują jeszcze choć trochę „niesfornego” nastolatka wychować, ale szarpanie się z nim, podczas gdy w domu panują zupełnie inne zasady, jest całkowicie bezcelowe. I tak zostajemy na placu boju z uczniem rzekomo mającym ADHD, nad którym nikt nie jest w stanie zapanować. Rodzice czują się rozgrzeszeni, my miotamy się jak lwy w klatce, a dzieciak ma niezły ubaw.
No i ostatnia sprawa, która mnie bulwersuje. Mianowicie to, że każde dziecko z ADHD, z którym miałam do czynienia, było wulgarne i agresywne. Bardzo. Przekleństwa, bicie, „stukanie” kolegów i koleżanek po głowie podczas chodzenia po klasie – to była codzienność. I zastanawiam się, czy to faktycznie wina choroby, czy po raz kolejny zaniedbanie rodziców. I znowu kolejny raz obawiam się, że choroba to kwestia drugorzędna. Dlatego właśnie rozumiem rodziców, którzy bulwersują się, gdy do klasy z ich dzieckiem chodzi dziecko z ADHD. Bo dla nich liczy się ich własne dziecko, które nagle zostaje narażone na „stukanie” po głowie czy zarzucenie przekleństwami.
I oczywiście w tym wszystkim najbardziej cierpią dzieci, które są faktycznie chore, bo postrzegane są przez pryzmat tych wykorzystujących sytuację.


3 komentarze:

  1. Zgadzam się w pełnej rozciągłości i podpisuję wszystkimi kończynami!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno mi skomentować Twój wpis - nie wiem, jak bym reagowała i czuła się jako rodzic zdrowego dziecka. Nie miałam nigdy do czynienia z taką sytuacją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, że Twoje dziecko (zdrowe lub nie, to nie ma znaczenia) jest regularnie bite lub "szturchane" przez inne dziecko. I tyle. Już sama myśl o tym wywołuje mój sprzeciw. I nie ma znaczenia, czy to drugie dziecko ma ADHD czy też jest po prostu niewychowane. ADHD na poziomie gimnazjum (bo nie piszę tu o młodszych dzieciach, które mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że robią coś złego) nie powinno wyglądać tak, ze się dziecku na wszystko pozwala, bo ma ADHD. A tak najczęściej wygląda.

      Usuń