Projekt edukacyjny w gimnazjum. Wspaniały sposób na nauczenie uczniów
pracy w grupie. Bo przecież to właśnie jest teraz na rynku pracy potrzebne i
cenione. Trzeba tworzyć „teamy” i mieć „feeling” i „timing”. No dobra, już się
nie wyżywam. Po prostu chcę napisać o czymś, co doprowadza mnie do białej
gorączki. Praca w grupie, w zespole, czy jak zwał tak zwał.
Mam nieszczęście być osobą, która woli pracować sama. Taka Zosia
Samosia. Nie twierdzę, że to zawsze jest dobrze. Czasami łeb mi pęka od
nadmiaru wrażeń, kiedy wezmę na siebie za dużo. Jednak praca w grupie po prostu
mi nie leży i się do niej nie garnę. Zazwyczaj nie muszę. Są jednak momenty,
kiedy trzeba się wysilić i popracować z innymi na spółkę. I właśnie wtedy budzi
się we mnie furia. Ostatnio również, a jakże, spotkał mnie ten zaszczyt. I
największym problemem jest fakt, że przyszło mi pracować z ludźmi, którzy są
ode mnie zupełnie różni.
Szlag mnie trafia, bo jestem osobą bardzo „poukładaną”. Nie przekłada
się to na „uporządkowaną”. Lubię po prostu mieć robione wszystko po kolei,
lubię jasne sytuacje i konkretne plany oraz jasny podział obowiązków. Tymczasem
właśnie biorę udział w czymś, co jest jakimś dziwnym przedstawieniem szalonego
scenarzysty. Nikt się z nikim nie spotyka, bo przecież po co. Ktoś rozmawia z
kimś innym, ale nie z resztą, bo po co. Szczegółów nie ustalamy, bo po co, mamy
jeszcze tyyyyyyyle czasu. Nikt nic nie wie, ale podobno wszyscy wszystko
wiedzą. I tylko ja się czepiam.
I to określenie, które „kocham”: zrobi się. Pewnie, zrobi się. Samo.
Bez naszego udziału. Tylko że to „zrobi się” okupione jest czyjąś pracą.
Zazwyczaj nie tego, który tak twierdzi. A ja się męczę, katuję, denerwuję. Bo
dla mnie takie „zrobi się” nie ma prawa bytu. Mam to zrobić i robię, i tyle.
Męka. To jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy uświadamiam
sobie, że pracuję w grupie. I to nawet nie jest wina tych ludzi. Oni po prostu
inaczej pracują, inaczej funkcjonują i dla nich wszystko jest ok i cacy. To
tylko dla mnie jest be. I pewnie można powiedzieć, że to ja mam problem.
Możliwe. Jednak wydaje mi się, że można by to wszystko pogodzić tak, żeby
wszyscy byli w miarę zadowoleni. Potrzeba tylko trochę dobrej woli.
Też nie cierpię czegoś takiego a jak mam z takimi pracować to upominam ich a potem robię jak oni, jeśli coś nie pójdzie to ja katuję ich moim: "A nie mówiłem" : P
OdpowiedzUsuńProjekt i grupa uczniów, czy też masz inną grupę na myśli ?
OdpowiedzUsuńTym razem mam inną grupę na myśli. Chodzi bardziej o moją pracę. Myślę jednak, jakiego pecha mają ci uczniowie, którzy są w tym względzie podobni do mnie i też zmusza się ich do robienia czegoś, w czym się w ogóle nie odnajdują.
UsuńPrzecież każdy uczeń projekt wybiera sam, każdy nauczyciel odpowiada za realizację własnego projektu, po co łączyć grupy ? Jaki sens tego ?
OdpowiedzUsuńKto mówi coś o łączeniu grup? Chodzi mi o to, że w ramach jednego projektu uczniowie mają pracować w grupie. A co się dzieje, jeśli ktoś nie lubi pracować w grupie, tak jak ja? Nikogo to nie interesuje, ma pracować i już.
UsuńTymczasem ja też dostałam pracę, gdzie musiałam podzielić się obowiązkami z innymi osobami, ale za całokształt odpowiadałam ja (nie mówię o projekcie) i to był dla mnie koszmar.
Projekt jeden zakłada kilka działań. Uczeń wybiera zadanie i sam pracuje na siebie, pokaz jest grupowy.
OdpowiedzUsuńJesteś przewodniczącą zespołu przedmiotowego ?
Owszem, projekt jeden zakłada kilka działań i każdy uczeń ma swoje do zrobienia. Potem jednak projekt zakłada pracę w grupie, czyli przedstawienie swoich rozwiązań grupie i ustalenie dalszych działań (tak jest przynajmniej w teorii). No i na końcu przedstawienie swoich wniosków, na które składa się praca CAŁEJ GRUPY. Więc jak ktoś nawali, to nawala cała prezentacja. A to już jest demotywujące. Tymczasem nikt nie będzie za kogoś robił, bo to nie na tym ma polegać.
UsuńNie jestem przewodniczącą zespołu przedmiotowego. Organizowałam imprezę razem z kilkoma koleżankami. I to właśnie ich podejście do sprawy skłoniło mnie do takich wniosków.
Widzisz, piszesz że nie lubisz, nie umiesz - bo nie pracowałaś tak w szkole? Możliwy jest taki scenariusz. Skoro Ty odpowiadasz za całość, to nie umiesz również nad grupą zapanować i wyegzekwować od niej zrealizowania określonych zadań. Też nie wyćwiczone. Ja pracuję w grupach i metodą projektów od 1 klasy podstawówki. I już w drugiej efekty są zadowalające, a w trzeciej - zaskakują nawet mnie. Ale jest to kwestia nauczenia wszystkich uczestników, JAK w grupie pracować i jakie są konsekwencje braku samodyscypliny. Współpracuję też z różnymi dorosłymi w szkole i jeśli odpowiadam za projekt, egzekwuję od każdego zrobienie tego co ma zrobić. Ja wiem, ze jest to trudne w przypadku współpracowników. Ale trzeba się tego po prostu nauczyć. I łatwiej nabyć te umiejętności w wieku lat kilku/kilkunastu, niż kilkudziesięciu
OdpowiedzUsuńNo fakt, tego trzeba się nauczyć. A co, jeśli ktoś się tego nauczył (bo musiał), a mimo to tego nie lubi? Po prostu nie lubię pracować w grupie, wolę sama. I tyle. Mam do tego prawo. I zazwyczaj nikt mnie nie zmusza do pracy wbrew sobie (na szczęście).
UsuńTego trzeba też nauczyć i tego się od nas, nauczycieli, wymaga. I teraz tylko moje pytanie - jak im pokazać konsekwencje braku samodyscypliny, skoro mamy takich uczniów, którym na niczym nie zależy? Nie przerażają ich złe oceny, nie interesuje ich to, że zawalą innym prezentację... Ja nie widzę na nich bata. I tak jest zawsze, czy to w szkole, czy w dorosłym życiu.
A bo tu batem winna być presja grupy. I to, jak grupa zareaguje. Zarówno u współpracujących uczniów, jak i u współpracujących dorosłych.
UsuńOczywiście że można nie lubić. Co nie znaczy że ma się nie umieć. Tak jak wielu innych rzeczy w szkole, uczyć się tego trzeba, niezależnie od lubienia bądź nie.
Pamiętam takie lekcje w szkole na "lddw" -jakieś brystole, mazaki itd. Teraz pracuje i powiem Wam, że chyba rzecz na tym samym polega, czyli na współpracy; każdy ma jakieś KONKRETNE zadanie; a na koniec widać efekt pracy CAŁEJ grupy.
OdpowiedzUsuń