niedziela, 30 sierpnia 2009

Reklamy.

Zdarza mi się oglądać reklamy. I to nie tylko dlatego, że wciskają się one w sam środek filmu czy występują pomiędzy moimi ulubionymi programami, ale po prostu dlatego, że to lubię. Oczywiście nie za każdym razem, bo powtarzane po tysiąc razy mnie nudzą, ale gdy pojawia się jakaś nowa reklama, zatrzymuję się na chwilę i ją oglądam. To takie niemal hobby. Zastanawiam się przy tym, co kierowało ludźmi tworzącymi daną reklamę, dlaczego ona jest taka, a nie inna-zwyczajnie staram się je ocenić.
Zazwyczaj reklamy mnie drażnią. Coś takiego w nich jest, że oglądając je, czuję się albo jak ktoś, kogo na daną rzecz nie stać, albo jak ktoś, kto jest na tyle głupi, żeby daną rzecz kupić, wierząc w te wszystkie cudowności, które dany produkt ma mi zapewnić. Jednak jest kilka rzeczy w reklamach, których nie toleruję.
Po pierwsze, wszystko jest taaaaaakie idealne. Jeśli to samochód, to drogi są piękne i puste, bo przecież nie można pokazać korków czy polskich, dziurawych dróg, po których tenże pojazd się posuwa. Jeśli kosmetyki, to kobiety bądź mężczyźni są piękni, młodzi i bez żadnych wad. Nawet jeśli jest to kosmetyk do zmarszczek to nie ma takiej opcji, żeby coś odbiegało od ideału, chociaż wiadomo, że JAKIEŚ zmarszczki ma każdy, choćby kurze łapki od uśmiechu. Aha, no i te panie uśmiechać się za bardzo nie mogą, bo te kurze łapki będzie widać, wystarczy jakiś wymuszony grymas podobny do uśmiechu. Jeśli to jogurt poprawiający pracę jelit, to wszystkie brzuchy są idealnie płaskie (dozwolone ewentualnie brzuszki ciążowe). Wszelkie inne produkty przedstawiają same piękne kobiety i samych przystojnych mężczyzn.
Po drugie, teksty. Czasami jak słyszę kwestię wypowiadaną przez aktora, to wszystko we mnie krzyczy. Jak choćby reklama, w której synek chce kupkę, ale tylko u Tomka, bo tam jest coś, czego w domu nie ma (nie powiedziałam, że zapamiętuję produkty). Albo wrzeszczący (śpiewający?) pan, który drze się na pół c, bo to półcenowa oferta. Ostatnio pojawia się reklama jakiegoś faceta w rajtuzach, który wszystkich zawstydza, bo zawsze jest u niego czegoś o 50% więcej. Albo reklama, gdzie panie próbują dowiedzieć się, jaki to ból głowy ma ich koleżanka, wydając z siebie różne dźwięki. Doprawdy, zastanawiam się czasami, jacy ludzie to wymyślaja i piszą i kto im to pozwala zrealizować.
Po trzecie, adresaci. Mam wrażenie, że zęby myją tylko młodzi ludzie, piorą tylko szare kury domowe, do fast food’ów chodzą tylko atrakcyjni młodzieńcy i piękne kobiety, włosy myją jedynie panie z długimi włosami, ewentualnie panowie z łupieżem, etc. Każdy produkt ma swojego adresata, żeby nie powiedzieć target (aaaa, nienawidzę tego słowa) i ja to rozumiem, ale dlaczego wszystko jest zawsze takie samo? Żadnej różnorodności, jakby w tych reklamach występowały klony.
Jednak nie przeczę, są i reklamy, które naprawdę mi się podobają i nie mam do nich zastzreżeń. Zrobione są z jajem, mają w sobie coś, czemu nie można się oprzeć, nawet jeśli są zbyt idealne czy skierowane do konkretnej grupy odbiorców. Uwodzą jakimś szczegółem, czasami melodią, czasami osobą, czasami optymizmem czy humorem. Żeby tak kilka wymienić-metoda na głoda, dawniej babcia, która na motorze jeździła po benzynę. Miło zrobione, chwytliwe, ciekawe, niebanalne. Można? Można, ale nie zawsze się chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz