niedziela, 11 lipca 2010

Chrzest.


No i znowu rozgorzał we mnie temat kontrowersyjny, trudny, a to wszystko przez inne blogi. Nie będę tutaj przytaczać linków, bo za dużo tego było, ale ogólnie rzecz biorąc wszystkie te posty dotyczyły chrztu. No i tak pomyślałam, że wypowiem się po raz kolejny, żeby sobie ulżyć.
Młody nie jest chrzczony. Nie będzie chrzczony. Nie będzie chodził na religię, do kościoła, na pielgrzymki. Nie będzie miał nic wspólnego z kościołem, przynajmniej dopóki to my będziemy decydować za niego. Jak będzie dorosły to może sobie nawet księdzem zostać, ale chwilowo za jego wychowanie odpowiedzialni jesteśmy my, a oboje zdecydowaliśmy, że religia nam nie po drodze.
No i czytam w tych wszystkich postach, że ludzie mają wątpliwości, bo jak to tak nie chrzcić dziecka. A co powiedzą sąsiedzi, a co powiedzą rodzice innych dzieci, co powiedzą panie w szkole, w sklepie, na podwórku… A w dupie mam, co powiedzą inni. Ważne jest, co mówię ja, a ja twierdzę, że chrzczenie dziecka dla samej idei jest idiotyzmem.
Po pierwsze, nie za bardzo mam kogo wybrać na rodziców chrzestnych, ale to pewnie jakoś bym przeskoczyła. W końcu mam tam jakąś dalszą i bliższą rodzinę, ktoś by się w końcu nadał. Po drugie, kto by to dziecko uczył, chodził z nim do kościoła? Ja? Wolne żarty. Mój mąż? Nie rozśmieszajcie mnie. Chrzestni? Daleko by byli, a pewnie też by się nie pchali. Jak więc to tak? Ochrzcić dziecko, a potem zostawić to tak bez ciągu dalszego? Już sobie to wyobrażam. Przychodzi małolat do szkoły (chociaż w sumie to już w przedszkolu się zaczyna) i tam ksiądz pyta go o chrzest. Młody odpowiada: „ano tak, jestem ochrzczony”. Ksiądz: „No to powiedz nam chłopczyku „Ojcze nasz”.” Młody na to: „Nie umiem.” Oooo, już widzę, jak byłoby pięknie. Z pewnością obrazka w nagrodę by nie dostał. A tam przecież jest jakaś formułka, że zobowiązuję się wychowywac dziecko w wierze.
Dlaczego więc mam ochrzcić dziecko? Po to, żeby mu dodatkową krzywdę zrobić? Żeby przyszło kiedyś i zapytało „po co? dlaczego?”, skoro żadne z nas nie jest w stanie wychować go w wierze katolickiej… ba, w jakiejkolwiek wierze. Ktoś w takim razie powie: „A może kiedyś przyjdzie i zapyta, dlaczego nie?” To mu wtedy odpowiem. Logicznie, spokojnie wytłumaczę mu, że nie wierzymy, że nie chodzimy do kościoła, ale jeśli tylko będzie chciał, to po osiągnięciu pełnoletności proszę bardzo.
Nie powiem, że nie mieliśmy wątpliwości. Owszem, zastanawialiśmy się, jak to będzie, gdy inne dzieci będą chodzić na religię, pójdą do komunii, a on nie. Mam jednak wrażenie, że to, co robimy, jest słuszne, bo nikogo nie okłamujemy. Nie chrzcimy dziecka dla świętego spokoju, żeby tylko było jak inni. Nie pozbawiamy go niczego, bo przecież można przyjąć wiarę później, świadomie. I tu właśnie doszukuję się największego problemu i mojego negatywnego podejścia do chrztu i religii.
ŚWIADOMOŚĆ. Jaką świadomość ma dziecko, które chrzci się, gdy nie potrafi jeszcze mówić (a nawet jak potrafi, to niewiele)? Ok., wtedy to my nakładamy na siebie obowiązek czuwania nad jego wychowaniem w wierze, więc spoko. Ale w czasie komunii świętej dziecko wybiera już samo. I to jest dla mnie wielka pomyłka. Dziecko ośmioletnie nie potrafi podejmować tak wielkich decyzji, jaką jest świadome wybranie wiary. Idzie jak owieczka, tam gdzie wszyscy. Nie rozumie do końca, o co chodzi i co tak naprawdę się dzieje. No tak, pięknie jest usłyszeć z małych usteczek, że przyjmuje pana Jezusa do swojego serduszka, ale co tak NAPRAWDĘ to dziecko z tego rozumie? Śmiem twierdzić, że nic.
Czy ktoś pamięta swoją komunię? Ja tak. I choć byłam wychowywana w wierze, biegałam na lekcje religii i wierzyłam mocno i ślepo, to sprawy komunii nie potrafiłam pojąć. Owszem, mówiłam te wszystkie piękne formułki, jak ta o przyjęciu do serca pana Jezusa, ale w rzeczywistości myślałam o pięknej sukience, wypasionych prezentach i gościach na przyjęciu. Do spowiedzi poszłam, bo mi kazali. Nie rozumiałam, co ja mogłam zrobić takiego strasznego, że miałabym się z tego spowiadać. W gruncie rzeczy wymyślałam „grzechy”, żeby nie stać tam jak kołek. I jeśli ktoś twierdzi, że on to w wieku 8 lat był nad wyraz rozwinięty i wszystko rozumiał, a do tego czuł wspaniałość tego momentu to proszę wybaczyć, ale jakoś nie za bardzo mam ochotę mu wierzyć. 
Świadomy wybór to ja podjęłam dopiero w kwestii bierzmowania i choć pewnie nie powinnam się do tego przyznawać, bo to szczyt hipokryzji, ale przyjęłam je tylko i wyłącznie dlatego, żeby potem móc kroczyć w białej sukni do ślubu. Nie miałam już wtedy z Bogiem po drodze. Nie powiem, że nie jestem z siebie dumna, tak po prostu wyszło. Natomiast teraz już bardzo świadomie mówię religii nie pod każdą postacią. Nie wzięłam w końcu tego ślubu kościelnego, nie kroczyłam w białej sukni, bo moja hipokryzja osiągnęłaby gigatnyczne rozmiary (rozumiem w wieku 16 lat mieć marzenia i zrobić głupotę, ale to samo w wieku lat 25 zakrawa na śmieszność). Nie chodzę do kościoła, nie zwracam się do ksiądza per „proszę księdza”, a do siostry zakonnej per „proszę siostry”, tak jak oni nie zwracają się do mnie per „pani profesor” czy „pani nauczycielko”. Mówię „proszę pana” i „proszę pani”, a do znajomych księży czy sióstr po imieniu. Nie umiałabym wychować dziecka w wierze, ucząc go klepania modlitw, nie umiałabym chodzić z nim do kościoła, żeby mógł się przez godzinę wynudzić.
I właśnie dlatego nie będę chrzcić dziecka. 

16 komentarzy:

  1. Po pierwsze - dziękuję, że do mnie zajrzałaś. :)
    Po drugie - my też nie będziemy chrzcić małego, bo nie wierzymy w to wszystko i byłoby to szczytem hipokryzji i robieniem wszystkiego pod publiczkę. I też mi dziwnie, jak młode mamy na forach zastanawiają się, co lepsze albo - co dziwne - chrzczą dzieci, będąc ze swoim partnerem w związku bez śluby itp. i potem plują jadem, że ksiądz problemy robi itd. Dziwi mnie taka "wiara" i odcinam się od tego wszystkiego.

    kaczuszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ale jaki ma związek ślub rodziców z chrztem dziecka?

    OdpowiedzUsuń
  3. No życie razem bez ślubu jest wg KK czymś złym, o ile się nie mylę. Rodzina katolicka = rodzina po ślubie. No to taka bez ślubu to albo niewierząca jest, więc po co chrzest, albo co? Wierzymy, ale tak troszkę? Wybieramy sobie te kawałki, które nam pasują, a resztę olewamy, bo wiemy lepiej? No coś nie teges taka wiara...

    kaczuszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio jak sprawdzałam to według kościoła jestem niegodna miana żony, bo nie wzięłam ślubu kościelnego. Oczywiście są wyjątki, ale jednak księża nie zgadzają się na ochrzczenie dziecka z niesakramentalnego związku, bo nie ma pewności, czy będzie ono wychowywane w wierze.
    Dlatego właśnie ślub ma wiele wspólnego z chrztem dziecka.
    Czy mi się wydaje, czy Ty jednak żyjesz w innym kraju niż ja, Right Geek?

    OdpowiedzUsuń
  5. @Dzieckoziemi: W życiu zdarzają się różne sytuacje. Bywa i tak, że rodzice nie mogą wziąć ślubu kościelnego (nie zawsze jest to oznaka braku wiary), ale pragną, aby ich dziecko wychowywało na katolika i nie żyło w grzechu. Tu ogromną rolę odgrywają rodzice chrzestni, bo to oni biorą na siebie odpowiedzialność wychowanie młodego człowieka w duchu religii.

    OdpowiedzUsuń
  6. No i Marchewkowa napisała to, co sam bym napisał.

    Nie rozumiem, dlaczego odmawiać dziecku chrztu z powodu - niechby i faktycznych - win rodziców. Jeśli znajdą się chrzestni, którzy dziecko wychowają w wierze, to co do tego ma grzech rodziców?

    A wiem co mówię, bo mnie ochrzcić nie chciano - zrobił to dopiero zmarły wczoraj ksiądz Jankowski. Dodam, że było to w czasach, gdy uważano, że dusze dzieci nieochrzczonych nie oglądają oblicza Boga.

    Ergo, proszę nie wmawiać z pozycji niekatolickich, że za grzechy rodziców mają cierpieć dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba się nie zrozumieliśmy. JA nie mam nic przeciwko temu, żeby dzieci były chrzczone, jeśli tylko rodzice mają ochotę je ochrzcić. Twierdzę jednak, że zbyt często to właśnie KSIĘŻA mają coś przeciwko i się nie zgadzają, jeśli tylko rodzice nie mają ślubu kościelnego.

    Ergo, proszę nie wmawiać, że napisałam coś, czego nie napisałam (że za grzechy rodziców mają cierpieć dzieci).

    Może nie wiesz, ale wiele jest jeszcze takich księży (nie wiem, czy nie większość), którzy nie zgadzają się na ochrzczenie dziecka z nieformalnego związku. Także nie do mnie pretensje, jako do tej niekatoliczki, która jest (o ironio!) bardziej wyrozumiała, a do ludzi kościoła, którzy tacy tolerancyjni nie bywają.

    OdpowiedzUsuń
  8. @blogging.skylark Niczego takiego Ci nie wmawiam, odnosiłem się do wypowiedzi dzieckaziemi. Faktem jest, że często księża jedno wiążą z drugim - dlatego właśnie mnie, urodzonego w Głogowie, chrzcił ksiądz Jankowski w Gdańsku.

    Chyba tu akurat o tym samym pisaliśmy i się nie dogadaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Right Geek - ty tak na serio z tym, że ja wmawiam cierpienie dzieciom? Dżizas...

    No to od początku: możliwe, że są takie sytuacje, o których pisała Marchewkowa - że rodzicom bardzo zależy na chrzcie z przyczyn duchowych, choćby nawet nie byli poślubieni przez KK. Może. Ale jednak - chyba nie w większości? Z moich doświadczeń, obserwacji znajomych, ich dalszych znajomych czy chociażby lekturze niektórych forów dla mam/blogów odnoszę raczej wrażenie, że chrzci się dzieci dla świętego spokoju, chociaż się nie wierzy. Żeby dziecku było "lżej", bo po co ma się tłumaczyć potem, że jest nieochrzczone i dlaczego. Żeby go z grupy rówieśniczej nie wykluczono, bo jest "inne". Żeby mu nie było przykro, jak na Komunię wszyscy rówieśnicy się ładnie poubierają i dostaną wypasione prezenty, a on nie. Itd., itp. Żeby uniknąć takiej bezpośredniej konfrontacji z własnymi przekonaniami, bo czym innym jest mówić jako dorosła osoba, zwykle ochrzczona, po Komunii, bierzmowana itd., że oto ja wybrałem drogę inną i nie wierzę w Boga, a czym innym jest wychować w ten sposób swoje dziecko w kraju, gdzie ponoć 90% społeczeństwa to katolicy, choćby i "niepraktykujący".

    OdpowiedzUsuń
  10. Na szczęście żyjemy w wolnym kraju, mamy wolność wyznania i sumienia - chrzci ten kto chce ochrzcić, nie chrzci ten co nie chce itd.
    Najbardziej bolą mnie oceny i krytykowanie innych - ci co ochrzcili tych co nie ochrzcili, ci co nie ochrzcili tych co ochrzcili. TOELRANCJA to u Nas w Polsce jeszcze trudne słowo ;P

    OdpowiedzUsuń
  11. TOLERANCJA :-) a nie Toelarncja :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo to faktycznie trudne słowo ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Życie różnie się układa. Swoją pierwszą komunię przeżyłam bardzo pięknie dzięki mojej siostrze, która tłumaczyła mi ją z miłością, a nie przez pryzmat prezentów i kasy. Bierzmowanie "miałam w nosie":) i nawet nie myślałam wtedy o ślubie. Mało kto wie, że bierzmowanie wcale nie jest potrzebnym sakramentem do ślubu, tylko zalecanym.
    Ślub przeżyłam bardzo, a to dlatego, że wierzę. Nie traktuję księdza, siostry jako instytucji. To powołanie, nie zawód, dlatego szanuję i zwracam się per ksiądz, siostra, ojcze.
    Przepraszam Cię za ten wywód, wydaje mi się że jesteś tematem chrztu trochę rozgoryczona. Rozumiem i też jestem przeciw hipokryzji.
    Pomyśl, że gdybyś żyła np. w Czechach problem byłby odwrotny;)
    Nie wszyscy katolicy, księża, siostry są źli; dla niektórych wiara to naprawdę piękne i osobiste przeżycie.
    A co do chrzestnych, to w naszej kulturze przyjęło się że w razie czego zaopiekują się oni dzieckiem. Takie rzeczy się dzieją: śmierć obojga rodziców. Sama jestem chrzestną i życie postawiło mnie w takiej sytuacji.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  14. Magdaleno,
    czy fakt, że nie zwracam się do księży czy sióstr zakonnych tak jak osoby wierzące świadczy o tym, że ich nie szanuję? Nie sądzę. Po prostu jestem niewierząca i nie widzę powodu, żeby te osoby jakoś specjalnie tytułować. Mówi się, że nauczyciel czy lekarz to też zawody wymagające powołania, a jednak nikt nie mówi do mnie na ulicy "pani profesor".
    Nigdy nie mówiłam, że wszyscy księża są źli, wręcz przeciwnie. Sama w swojej okolicy mam bardzo fajnych księży, których znam, lubię i szanuję. Po prostu, tak jak w każdym innym zawodzie są ci źli, a właśnie przez to, że wiąże się ich z powolaniem, ich złe postępowania rażą bardziej.
    Jestem rozgoryczona religią, a raczej jej reprezentacją, czyli właśnie kościołem, instytucją. Porzuciłam wiarę i tyle, ale nie pluję jadem na przechodzącego obok mnie księdza. Jednak kiedy widzę, jak bardzo kościół wykorzystuje ludzi, państwo, a więc i mnie - niewierzącą - to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. "I jeśli ktoś twierdzi, że on to w wieku 8 lat był nad wyraz rozwinięty i wszystko rozumiał, a do tego czuł wspaniałość tego momentu to proszę wybaczyć, ale jakoś nie za bardzo mam ochotę mu wierzyć." Ja tak twierdze.. możesz mi nie wierzyć.. Szanuję twój wybór jak najbardziej, mądrze go argumentujesz i masz prawo wychować dziecko tak jak uważasz to za słuszne.. Ale błagam nie generalizuj!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ehhh to może bierzmowanie za rok...

    OdpowiedzUsuń