sobota, 1 stycznia 2011

Uaktualnienie.


Trzeba było jakoś uaktualnić tego bloga, bo Młody skończył rok i nie wygląda już jak ten niemowlaczek na zdjęciu. Właśnie teraz lata wkoło mnie jak bączek i coś tam sobie gada do siebie. Na dodatek ostatnio postanowił wzbogacić swoje słownictwo. Szkoda tylko, że to wzbogacanie dotyczy tylko jednego słowa: Tata. Ostatnio nasze dialogi wyglądają mniej więcej tak:

Ja: Powiedz mama.
Młody: Tata.
Ja: Powiedz mama.
Młody: Tata.

I tak w koło Macieju. Nie chce mówić „mama” i już, za to „tata” wychodzi mu genialnie.
Inna historia. Młody cały czas tylko „tata” i „tata”. Wprawdzie raz wychodzi mu „dada”, a raz poprawnie, ale widać od razu, że chodzi o tatę, a nie mamę. Małżonek (z pewnością, żeby poprawić mi nastrój) stwierdza:
On i tak nie mówi „tata” tylko „dada”.
Młody w tym momencie spojrzał na Małżona i z błyskiem w oku stwierdził głośno i wyraźnie: „TATA”. No cóż, pokazał smarkacz, co potrafi. Oczywiście „mama” nadal nie ma szans, choć próbuję już cztery dni :(. Nadal jednak cierpliwie pracuję nad rozwojem mowy Młodego. W końcu kiedyś to „mama” muszę usłyszeć :).
Z nieco smutniejszych wiadomości. Młody nigdy nie był na nic uczulony i nie przewidywaliśmy innego scenariusza, bo żadne z nas nie cierpi na żadne alergie. Okazało się jednak, że coś mu szkodzi. Dostał plam na buzi, skórę ma suchą, popękaną i cienką jak pergamin. Na łokciach i kolanach skóra też zrobiła się szorstka i nieprzyjemna. Kąpiemy w emolium, smarujemy kremami, przeszliśmy na Bebilon pepti, ale nic nie pomaga. Nie mogę dojść do tego, co go uczula. Przez te uczulenia co chwila coś „gra mu w oskrzelach”, jak stwierdza nasza pani doktor. Na początku grudnia antybiotyk, teraz bez antybiotyku, ale niewykluczone, że jednak… Szkoda mi go strasznie, chociaż nie wygląda, jakby się męczył, jest jak zwykle uśmiechnięty i wesoły. Jednak kiedy go dotykam i czuję pod palcami tą szorstką skórkę to aż mi serce staje. Dostaliśmy skierowanie do alergologa.
No i oczywiście nie można nie wspomnieć o nowym roku, który jeszcze niedawno był blisko, a teraz stał się faktem. Nie byliśmy na żadnym balu (NIGDY jeszcze nie byłam na balu sylwestrowym, zaliczyłam jeno kilka domówek), ale nie mogę powiedzieć, że BARDZO mi tego żal. Może troszkę, ale na pewno nie bardzo. Siedzieliśmy sobie w domu, gadaliśmy o wszystkim i o niczym i było naprawdę miło… po czym Młody postanowił się obudzić. Pierwsza w nocy i prawdopodobieństwo braku snu aż do rana przeraziły mnie tak bardzo, że poszłam spać, nie zwracając uwagi na brykającego w łóżeczku dzieciaka. I był to bardzo dobry pomysł, bo Młody brykał tak do 4 rano i pewnie brykałby nadal, gdybym się jednak nie przebudziła, nie dała mu butli i nie pokołysała do snu. Oczywiście to nie tak, że Młody krzyczał i nie mógł biedactwo usnąć, a wyrodna matka ignorowała go z premedytacją, on po prostu nie chciał spać tylko się bawić, więc spokojnie bawił się sam ze sobą do 4 rano, kiedy to w końcu rodzicielka postanowiła, że co za dużo, to niezdrowo. I taki był Sylwester :)
Teraz jest nowy rok i zastanawiam się, co nowego przyniesie…


1 komentarz:

  1. Moja córka tez mówiła "tata", a "mama" dopiero grubo później. I tak padają mity :)

    OdpowiedzUsuń