piątek, 11 lutego 2011

Zabawki.


Jest już lepiej. Ze wszystkim. I kondycja psychiczna lepsza (tak, wyrwałam się na miasto), i Młody lepiej się czuje. Nie wiem, czy tak do końca od szpitala uciekliśmy, ale pani doktor na kontroli karetki wzywać nie kazała, więc chyba idzie ku lepszemu. Przy okazji dziękuję za wsparcie :)
Ale ja nie o tym. Ostatnio Młody dużo czasu spędza w domu. Rozumiem więc, że mu się nudzi. Cały czas te same twarze, te same kąty i te same zabawki. Postanowiłam wobec tego umilić mu nieco pobyt w więzieniu i zakupić mu nową zabawkę. Mam świadomość tego, że Młody po około 5 minutach zabawką przestanie się interesować, ale czego się nie robi dla dziecka. Niechby nawet na te pięć minut…
Udałam się do sklepu. Wprawdzie tylko osiedlowego, małego, ale przynajmniej ceny też nie powalają, jak w jakimś molochu. Da się żyć. Rozpoczęłam penetrację półek… i po pół godzinie zwątpiłam. Okazało się, że mogę mu kupić grającą kierownicę, coś pluszowego, gryzaczek albo gumową kaczuszkę. Wszystkie inne rzeczy są dla dzieci od lat trzech. Łapię klocki, od lat trzech… Łapię jakieś plastikowe owoce, od lat trzech… Łapię kółka, od lat trzech. Bączka odechciało mi się łapać…
To nie tak, że do tej pory tego nie zauważyłam albo nie kupowałam dziecku zabawek. Kupowałam. I owszem, takie, które nadają się do zabawy od lat trzech. Po prostu za każdym razem kiedy idę do sklepu po kolejne zakupy zdumiewa mnie asekuranctwo producentów. Wszystko, co nie jest wielkości słonia, gumowe albo szmaciane, jest automatycznie zabawką od lat trzech. O dziwo, te same zabawki (plastikowe, z małymi elementami), jeśli tylko mają piszczący badziewny mechanizm (czyli piszczy, pojękuje albo nawala fanfarami) nadają się do zabawy od 6 lub 12 miesięcy. Zdumiewające…
Zdarzyło mi się zakupić pianinko i grający samochodzik, po czym zostaliśmy uszczęśliwieni grającą żyrafą. Nie powiem, nie było tak źle przez pierwsze dni. Ale kiedy po raz enty pianinko zaczęło wydawać z siebie to tamtaramtam po naciśnięciu guziczka mamusia i tatuś podziękowali zabawce i wysłali ją na banicję na szafkę (mogło trafić gorzej). Żyrafa ma lepiej, bo można jej dźwięk wyłączyć, a zabawa nadal jest.
A tak w ogóle to ulubionymi zabawkami mojego syna są w kolejności: korek do wanny, szczotka do modelowania włosów, buty i leżaczek, na którym właśnie się zapamiętale buja. Cała reszta zabawek jest na szarym końcu listy…
P.S. OGROMNE podziękowania dla Kruszyzny za misia i królika. Chyba jednak nie wrócą do Was, bo Młody pokochał misia miłością wspaniałą i bezwarunkową. Na misiu uczył się przytulania i teraz chodzi i przytula go do oporu. Królik zaś robi karierę i furorę w domowym teatrzyku.

1 komentarz: