niedziela, 20 lutego 2011

Żłobek.


Ponieważ dzisiaj rocznica powstania naszego żłobka, postanowiłam z tej okazji sklecić słów kilka. Wierszy ani innych rymowanek pisać nie umiem, pozostanę przy starej, dobrej prozie. Osoby uważające, że żłobek jest złem wcielonym, narzędziem szatana i że moje dziecko w przyszłości nie będzie umiało stworzyć właściwych relacji międzyludzkich, po czy zostanie alkoholikiem zapraszam do odwiedzenia innego bloga.
Otóż nasz żłobek jest placówką prywatną. Gdyby nie pomoc babci Młodego, pewnie nigdy nie byłoby nas na niego stać, ale z owym przypływem części gotówki jakoś sobie radzimy. No ale cena ceną, jeśli opieka warta ceny to nie ma co gadać, płacić trzeba. Jak to jest w naszym żłobku? Otóż sprawa jest bardzo prosta – jest bosko. Młody ogólnie jest otwarty na ludzi i chętnie lgnie w cudze ramiona, więc nie ma się co dziwić, że w żłobku jest nie inaczej.
Poszedł tam w wieku dziesięciu miesięcy, czyli teoretycznie wtedy, kiedy jego więź z matką zaczęła się tworzyć i zacieśniać. Wszyscy przepowiadali, że Młody będzie rozpaczał i kwilił z tęsknoty za rodzicielką, tymczasem okazało się zgoła inaczej. Oznacza to, że albo nie posiadamy owej więzi, czyli ja jestem jakąś złą, wybrakowaną matką albo Młody po prostu lubi ludzi (wolę wierzyć, że to drugie). Teraz ma 15 miesięcy i w jego reakcjach nic się nie zmieniło. Chętnie idzie do obcych, nie boi się ich i nie rozpacza, kiedy matka zniknie mu na sekundę z oczu. Dość powiedzieć, że pewnego dnia, kiedy weszliśmy do przedpokoju, żeby się rozebrać, Młody podbiegł do drzwi i płakał, że nie chcę go wpuścić od razu (no bo po co komu jakieś głupie rozbieranie). Po wejściu zaś w ogóle przestaje zwracać na mnie uwagę i leci do zabawek. Na moje „papa” reaguje co najwyżej lekceważącym spojrzeniem, ewentualnie nie reaguje wcale.
No ale miałam pisać o żłobku… Mieści się on w domku jednorodzinnym, na parterze jest sekcja starszaków, na piętrze maluchy. Oczywiście cały dom jest odpowiednio zabezpieczony (bramki na schodach, rogi mebli osłonięte, etc). Co do atmosfery, jest wspaniała. Kadra robi, co może, żeby dzieci czuły się tutaj komfortowo. Organizuje bale, Mikołajki, imprezy. Opiekunki są wesołe i profesjonalne (papierków nie sprawdzałam, mówię z obserwacji, ale jak znam życie, papierki też są). Wszystko jest  na wysokim poziomie, włącznie z jedzeniem. Catering, dzieci chętnie wcinają (przynajmniej moje dziecko :)).
Minusy… Spokojnie, te też są. Głównym minusem są schody do wejścia. Ciężko się na nie wchodzi z dzieckiem na ręku. Drugi minus to choroby. Dzieci jak to dzieci, łapią wszystko i zanim ktokolwiek zdąży się zorientować, że są chore, te zarażają już połowę żłobka. Ale umówmy się, że w państwowym nie jest inaczej. Wszędzie panują takie same pandemonia i tak samo szybko się roznoszą. Także w sumie jest jeden minus, na który w zasadzie nie da się nic poradzić (co zrobić z tymi przeklętymi schodami…).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz