poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Książki.

Post zainspirowany tym tekstem (nieco chaotycznym) pana Damiana Gajdy, znalezionym na Onet.pl.

Książki towarzyszyły mi od zawsze. Najpierw czytała mi mama, potem, kiedy nauczyłam się czytać, obie siedziałyśmy wieczorem na fotelach z książką w dłoni. Czytał też mój dziadek. Niemal ciągle widziałam kogoś z książką w swoim otoczeniu. Nie sposób w takiej sytuacji nie lubić czytania. Książki połykam w każdej wolnej chwili (częściowo teraz książki zastąpiły mi blogi). Jedyna rzecz, która nie podoba mi się w rodzicielstwie to fakt, że już nie mogę sobie usiąść w dowolnej chwili i poczytać. Nie ma czasu, żeby porządnie skupić się na książce, bo trzeba się liczyć z obudzeniem Młodego. No ale nic, nastaną lepsze czasy. Nie znaczy to, że przestałam czytać w ogóle, po prostu czytam rzadziej, a więc mniej. Nie jest to jednak istotne.

Wychowałam się na książkach lekkich, łatwych i przyjemnych (jakie inne mogło czytać dziecko, a potem nastolatka). Nigdy nie widziałam nic złego w tym, że ktoś zamiast dzieł Joyce’a trzyma na kolanach książkę Grocholi. Wręcz przeciwnie. Śmiem twierdzić, że wiele osób sięgających po tak zwaną „literaturę ambitną” niewiele z niej rozumie i wynosi. Czytają, bo tak jest modnie, bo tak wypada, ale w rzeczywistości ich nudzi, męczy, katuje. Mało tego – zaryzykuję nawet stwierdzenie, że niektórzy krytycy, wychwalający jakieś dzieło pod niebiosa robią to tylko dlatego, że go nie rozumieją i boją się przyznać, że to zwykła szmira, żeby nie zostać posądzonym o brak inteligencji przez innego płytkiego krytyka (dla ścisłości, mam takie samo zdanie względem sztuki, poezji czy filmu). Czy nie lepiej w takiej sytuacji poczytać dla przyjemności Musierowicz?

Jestem jedną z tych osób, które z literatury lekkiej czerpią ogromną przyjemność. Nie wstydzę się przyznać, że czytałam Siesicką, a teraz zaczytuję się w Grocholi czy J.K. Rowling. Nie mam nic przeciwko tym pisarzom, którzy ubarwiają rzeczywistość, sprawiają, że jest dla ich bohaterów lżejsza do zniesienia (vide: Judyta buduje dom niemal własnymi rękoma – jakim cudem nie tonie w długach i jest spokojna o swój byt codzienny? „Nigdy w życiu” Grocholi), nawet jeśli ci pisarze robią to tylko dla pieniędzy (a Szekspir to pisał dla przyjemności? no nie rozśmieszajcie mnie).

Nie rozumiem tego pędu za tym, żeby książka MUSIAŁA być poważna, smutna, dołująca, a jednocześnie przekazująca jakieś tam wartości, których ja jako czytelnik mam się w bólach domyślać. Nie wiem dlaczego tak bardzo lubujemy się w literaturze, która pokazuje nam to samo bagno i ten sam bezsens, który mamy na co dzień, wystarczy poczytać gazety albo włączyć telewizję.

Są ludzie, którzy w książce szukają chwili zapomnienia, lepszego dzisiaj i jeszcze lepszego jutra. Chcą wierzyć, że istnieje rycerz na białym koniu i że kiedyś po pocałowaniu żaby zobaczą pięknego księcia. Czy to jest złe? Przecież i tak potem wracają do tego świata pełnego głupich ludzi, beznadziejnej rzeczywistości, niepoważnych przepisów. A może po tej lekturze łatwiej jest żyć?

Oczywiście jest jeden warunek: należy pamiętać i zdawać sobie sprawę z tego, że fikcja jest tylko fikcją.

4 komentarze:

  1. wódki jej, bo dobrze mówi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no jasne, że czytanie ma być i jest przyjemnością.Inaczej kto by sięgał po książki:)?
    Wiele razy nad tym się zastanawiałam (jestem, a raczej byłam gigantycznym molem książkowym przed zadziecieniem)z czego wynika ta przyjemność? co sprawia,że sięgam po tę,a nie inną książkę? I...nadal nie wiem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Asiek: Za wódkę dziękuję, ale piwko bardzo chętnie ;)
    @kyja: Przed zadziecieniem to było co najmniej dwie książki w miesiącu (chyba że wyjątkowo grube, to jedna). Teraz jest bida z nędzą i strasznie mi to dokucza.
    A co do przyjemności... Niektórzy czytają coś, bo jest modne (pamiętam, jak była "moda na Coelho"). Jak dla mnie to niepoważne, ale każdy ma własny rozum.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wg mnie czytanie ambitniejszej literatury to jest kwestia wyrobienia czytelniczego. Czytasz ksiazki latwe, lekkie i przyjemne, ale w pewnym momencie zaczynaja Cie nudzic, zazwyczaj sa takie same i oparte na tym samym schemacie (nie mowiac juz o ubogim zazwyczaj jezyku).
    Siegasz po literature ambitniejsza, przy ktorej czytaniu musisz sie juz troche wysilic - i stwierdzasz, ze ach, jakie to piekne, jakie wyjatkowe, jakim niezwyklym jezykiem napisane.
    A potem siegasz po cos jeszcze trudniejszego. I jeszcze. I tak to leci ;-)).

    OdpowiedzUsuń