sobota, 16 kwietnia 2011

O egzaminie gimnazjalnym.

Mogłabym napisać, jaki to debilny pomysł, żeby katować uczniów egzaminami już od podstawówki (sprawdzian szóstoklasisty). Mogłabym podać jeszcze kilka powodów, dlaczego całe gimnazjum, a wraz z nim egzamin gimnazjalny to poronione pomysły, ale dzisiaj chcę napisać o czymś innym. Chcę napisać o egzaminie gimnazjalnym z punktu widzenia nauczyciela.
A on wcale nie jest taki fajny, jak się wydaje, o nie. I nie chodzi tutaj o stres, którego nie ma, czy o wysiłek, którego też nie ma. Chodzi tu o problem zgoła odwrotny. Ponieważ nie ma  ani stresu, ani wysiłku, nauczyciel nie musi nic robić na takim egzaminie. Ma siedzieć i patrzeć. A kiedy tak siedzi i patrzy to po około piętnastu minutach zaczyna… zasypiać. Może nie  wszyscy nauczyciele tak mają. Pewnie są tacy, co cierpią na bezsenność i nawet we własnym łóżku mają problemy z zaśnięciem, ale ja do  nich nie należę. Śpię wszędzie i zawsze, jeśli tylko spełniony zostaje jeden tylko warunek, czyli konkretnie nic do roboty. Nie ma znaczenia, czy stoję, czy siedzę, jadę autobusem, czy czekam na coś. Jeśli tylko nic nie robię, natychmiast zasypiam (to nie narkolepsja tylko permanentne zmęczenie).
I tak też stało się tym razem. Pierwsze piętnaście minut było banalne. Patrzyłam na uczniów, jak są ubrani, jak wyglądają tacy wystrojeni, jakie mają buty, jakie fryzury, jak bardzo skupiają się na zadaniach, czy nie ściągają, nie odwracają się, etc. Jednak w piętnaście minut to wszystko zostało przyswojone i nie pozostało nic do roboty. Ponieważ zmiana pozycji siedzenia co około 30 sekund mogłaby wywołać zbyt wiele hałasu i poruszenia, nie mogłam się zbytnio wiercić. I w ten właśnie sposób przysnęłam. Oczywiście tylko na chwilę, ale potem była kolejna chwila i kolejna, i kolejna… W ciągu pierwszej godziny przysnęłam chyba z trzy albo cztery razy. Na szczęście po godzinie można było już wychodzić, a ponieważ nie wszyscy uczniowie są na tyle bystrzy, żeby rozwiązywać rzetelnie wszystkie zadania, zaczął się ruch. I tylko to mnie uratowało.
I tu pojawia się moje pytanie – co za półmózg wymyślił, że nauczyciele mają siedzieć bez ruchu? Ja rozumiem, że jedzenie kanapek i chodzenie po sali może uczniów rozpraszać, ale wystarczyłaby zwykła kawa albo książka. I domyślam się, że zaraz posypią się na mnie gromy, że jak to czytać książkę, skoro ma się pilnować uczniów. Ano wszystko pięknie ładnie, ale jak się śpi to też się nie pilnuje. Percepcja człowieka jest być może nawet bardziej zaburzona, kiedy ma cały czas wpatrywać się w jeden punkt niż kiedy ma co robić, a od czasu do czasu może się oderwać i przelecieć salę wzrokiem. Dlatego właśnie nie rozumiem, co komu to przeszkadza.

1 komentarz:

  1. Ja tego też za nic w świecie nie mogę zrozumieć. Ja na egzaminie (wersja hard-dyslektycy, czyli godzina dłużej po obejrzeniu wszystkich fryzur, ubrań itd., żeby nie zasnąć, liczyłam osoby w garniturach, samych koszulach, spódniczkach, spodniach, później przeliczałam procentowo... następnie oglądałam wszystkich skarpetki, buty(- odkryłam, że jeden z moich uczniów ma gigantyczną stopę-chyba 47). Nie mam pojęcia w jakim celu ktoś wymyśla takie debilne przepisy, nigdy tego nie zrozumiem, nigdy...
    Pozdrawiam
    Wcześniej -starszapanna.blog.onet.pl teraz - psotkowa.blog.onet.pl- taka mała zmiana

    OdpowiedzUsuń