czwartek, 29 września 2011

One Lovely Blog Award.

Chociaż największy bum na One Lovely Blog Award już się skończył, ja właśnie teraz zebrałam się do skończenia tego posta. Jego część powstała już jakiś czas temu, ale nie miałam jakoś serca go opublikować. Dlatego jakiekolwiek nieścisłości proszę złożyć na karb rozciągnięcia w czasie :)

Szczerze nienawidzę wszelkiego rodzaju łańcuszków szczęścia, idiotycznych maili w stylu „przedstawiamy ofertę SPECJALNIE DLA PANI”, czy tym podobnych rzeczy. Nie mogę patrzeć, gdy nagle milion osób ma te same znaczki, bransoletki, łańcuszki czy inne ozdóbki. Rozumiem łączenie się w bólu czy też ogólną solidarność narodu, a mimo wszystko tego nie lubię. Ok., moje prawo :).
Jednak kiedy dostałam nominację do One Lovely Blog Award od racjoo pomyślałam, że głupio byłoby nie skorzystać i olać. W końcu była ona tak miła, że uznała między innymi mój blog za warty uwagi i nominacji. Jakże mogłabym zrobić jej taki afront i olać dziewczynę, no jak? Zwłaszcza że jej nominacja, jak i sam fakt, że mojego bloga czyta, był dla mnie nie lada zaskoczeniem :). Dlatego też zacznę od faktu, że dziękuję za nominację i w końcu piszę tego posta.



Zasady są takie:
1. Trzeba umieścić u siebie link do bloga osoby, która przesłała nominację.
2. Należy wkleić logo na swoim blogu.
3. Napisać 7 rzeczy o sobie.
4. A na końcu nominować 16 osób i poinformować je o tym, pisząc odpowiedni komentarz.

Dwa pierwsze punkty to pan pikuś, dwa ostatnie już mi nieco doskwierają. Niby wiem, że te siedem rzeczy to nie musi być grom z jasnego nieba ani żaden wielki sekret, który do tej pory pozostawał ukryty, ale jednak mam wrażenie, że czytający chętnie poznaliby kilka ciekawych szczegółów na temat mojej skromnej osoby. Zaś nominowanie 16 blogów to już doprawdy wyzwanie. Owszem, czytam tyle blogów albo i więcej, ale komu tu wysłać nominację??? Są tacy, co już zostali nominowani, tacy, którzy prawdopodobnie nie są zainteresowani i tacy, którzy pewnie by się ucieszyli, ale pewności nie ma.

A ponieważ zabawa już nikogo nie rajcuje, jak jeszcze kilka miesięcy temu, postanowiłam nie nominować nikogo konkretnego. Jeśli kogoś tym uraziłam, przepraszam.

Także pozwólcie, droga gawiedzi, że poniżej rozprawię się z ostatnim punktem.

SIEDEM RZECZY O MNIE:
  1. Kocham swoją pracę. Nie ważne, jak bardzo narzekam, jak mało dostaję pieniędzy i jak wiele mam w niej problemów – nie mogłabym pracować niegdzie indziej. Znaczy moglabym, ale nie chcę.
  2. Zaczynam lubić siebie. Nie swój charakter, ale wygląd. Jednak chudnięcie pomaga. Nie czułam się dobrze w rozmiarze 48. Wczoraj spojrzałam w lustro (tak naprawdę spojrzałam, a nie rzuciłam okiem na świeżo ułożone włosy) i spodobało mi się to, co tam zobaczyłam. Teraz muszę tylko zmienić oprawki okularów, żeby lepiej było widać moje piękne, duże oczy ze zmysłowo długimi rzęsami.
  3. Jestem złą matką. Często denerwuję się na syna, czasem krzyczę, kilka razy zdarzyło  mi się przeklnąć, a niejednokrotnie (o zgrozo!) dostał po łapach. Kwalifikuję się właściwie do patologii. I mam to w nosie. Wierzę i widzę, że mój syn jest szczęśliwy. I mam nadzieję, że jednak nauczę się mniej denerwować.
  4. Tak samo często denerwuję się na dzieciaki w szkole. Nie przeklinam ani nie walę po łapach, ale ciśnienie skacze mi, jak po dobrym espresso. Staram się mniej przejmować, ale zależy mi na tych dzieciakach. Co począć?
  5. Jestem leniwa. Jak nie wiem co. Mogłabym spać całą dobę. Czasami tylko dostaję jakiegoś kopa od losu i wtedy moglabym góry przenosić. Na co dzień wolę spać.
  6. Jestem głupia i nie mam hobby. Nie chodzi o taką „prawdziwą” głupotę, ale raczej o ignorancję. Jeśli coś mnie nie interesuje, nie zajmuję się tym. Nie czytam na ten temat, nie wgłębiam się w problem, olewam innymi słowy. Moim hobby jest język i praca w szkole, ale nie wiem, czy to można tak do końca nazwać hobby. Nie zbieram znaczków, nie śmigam po falach, nie chodzę po górach, w ogóle jestem mało mobilna.
  7. Kocham swoje życie. Już pisałam o tym obszerniej tu, więc proponuję się przenieść, jeśli kogoś to interesuje. Tyle że odkrywam to co jakiś czas na nowo. Jestem spełniona, a mam dopiero 31 lat :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz