sobota, 29 grudnia 2012

Niezły biznes.


O Średzkim Parku Wodnym brać blogowa już co nieco napisała, ale ja wypowiem się w nieco innym kontekście, gdyż właśnie zdarzyło mi się w tym przybytku gościć. A że tematów szkolnych trochę mi ostatnio brak, to popastwię się nad naszym wspaniałym, polskim „byznesem”. Może i jestem niesprawiedliwa, może i on nie tak całkiem polski, może w innych krajach też tak ludzi robią w bambuko, ale ja nie w innych krajach mieszkam, tylko w Polsce i dlatego się czepiam (podejrzewam, że nie chodzi tu również o Środę Śląską konkretnie, ale tylko tam zdarzyło  mi się odwiedzić Park Wodny, co – tak na marginesie – brzmi o wiele dumniej niż zwykły basen). A czepiać się jest czego.
Już pomijam kwestię windy, którą podniosła Kruszyzna, bo udało mi się bez ofiar w ludziach wózek do góry wnieść. Problem zaczyna się, kiedy kupujemy bilet. Mówimy, że na godzinę, bo jesteśmy (ja i babcia) z dzieckiem, a wiem, że Młody nie wytrzyma całej godziny w wodzie, więc zostanie nam te 15 minut na przebranie się i wysuszenie czupryny. Pani pyta, czy może jednak na dwie godziny (pewnie nauczona doświadczeniem), ale grzecznie stwierdzamy, że dziękujemy. O my naiwne!
Nie mam pretensji o to, że ma się godzinę na WSZYSTKO, od wejścia i przebrania się począwszy, a na wymyciu, przebraniu i wysuszeniu się skończywszy. Byłabym wtedy zbyt czepialska, gdyż – jak już pisałam – z pewnością ta sama zasada działa w innych przybytkach zwanych szumnie aquaparkami. Przyczepię się do czegoś innego. W swej bezgranicznej wierze i nadziei nie przewidziałam bowiem dwóch rzeczy. Primo, prysznice siąpią wodą, jak przy suszy w Afryce, przez co choćby umycie włosów staje się sportem ekstremalnym. No ale spoko, czuprynę mogę sobie w domu umyć, nie bądźmy tacy małostkowi.
Secundo, suszenie szanownej rozczochranej. O ile myć nie muszę, co zaoszczędzi mi jakieś 10 minut (dokładne spłukanie szamponu niewykonalne), o tyle z mokrym łbem na mróz wyjść się nie podejmuję. I co widzę? Dwie (DWIE!!!) suszarki do włosów, które swoją mocą powalają. Podejrzewam, że prędzej wysuszyłabym włosy dmuchaniem mojego syna. Doprawdy, żenujące. Albo spodziewali się dwóch klientów na godzinę, przy czym oboje musieliby być niemal łysymi osobnikami (w końcu kobieta też może być łysa), albo poważnie sobie w kulki lecą, próbując wyrolować ludzi na kasie. Bo przecież licznik bije, a suszarek na zewnątrz brak. Oczywiście można przynieść swoją turbo suszarkę i zaoszczędzić pewnie jakieś 20 minut przy moich włosach, ale po pierwsze trzeba o tym wiedzieć, a po drugie trzeba mieć siłę nosić te toboły (jak przynieść prysznic?).
I tu właśnie mózg  mi stanął w poprzek. Cena za godzinę wprawdzie nie powala (za to już we wrocławskim aquaparku i owszem, a zasady te same, tyle że nie wiem, jak działają prysznice i suszarki), ale biorąc pod uwagę wszystkie czynności towarzyszące, które muszę wykonać przed wejściem i po wyjściu z wody na samo pluskanie zostaje mi jakieś 20 minut i to tylko wtedy, jeśli nie natrafię przy wyjściu na tłum ludzi pod suszarką choćby. Oczywiście mogę zapłacić za dwie godziny, względnie pominąć wszelkie czynności towarzyszące, ale nie sądzę, żeby klienci byli z takich opcji szczególnie zadowoleni.
Dlatego właśnie uważam, że aquaparki to świetny biznes i naciąganie ludzi na kasę. W ogólnym rozrachunku posiadam dwa wnioski. Uno, do aquaparku w Środzie zajrzę od czasu do czasu, jak będę cierpiała na nadmiar gotówki. Do wrocławskiego nigdy, żeby nawet rafę koralową mi tam zainstalowali. Nie za te pieniądze. Duo, albo ludzie są szaleni, albo biznes szybko przestanie być opłacalny i aquapark w Środzie obniży swoje loty albo zniknie. Stawiam na to drugie, bo nawet wspaniała zjeżdżalnia, z której korzystałam pierwszy raz w życiu i niemal jestem gotowa zamontować ją u siebie w domu nie przekona mnie do tego, żeby bywać tam częściej (chociaż oczywiście aquapark sam w sobie jest świetny). Bo nie lubię, jak się mną manipuluje i robi się mnie w ..... sami wiecie w co.

2 komentarze:

  1. Biznes, to jest biznes : P Tak samo w Hiszpanii jak byłem to jak wszedłeś do aquaparku to musiałeś jeszcze 10 euro za czepek zapłacić, a wcześniej to jakiś nikt nie poinformował...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ale denerwuje to strasznie. Na tyle, że albo tam nie wracam, albo zabieram ze sobą bagaż, żeby tylko nie siedzieć tam minuty niepotrzebnie.

      Usuń