sobota, 10 stycznia 2015

Matka niepokorna.


I kolejna burza w temacie rodzicielskim rozpętana przez jakąś panią, której wypowiedzi wprawdzie nie czytałam (znajduję tylko fragmenty, a oryginału nie chce mi się szukać), ale znam na tyle, żeby się wypowiedzieć. Wprawdzie nie mam zamiaru ustosunkowywać się do wypowiedzi tej pani, bo nie mam zdania w tej kwestii, ale napiszę co nieco w podobnym temacie niegdyś bardzo popularnym, czyli zakaz wstępu do restauracji rodzicom z dziećmi.
Głośno całkiem niedawno było, że właściciel jakiegoś baru czy restauracji zabronił przekraczać jej progi rodzicom z dziećmi. Ileż gromów się na niego posypało, ileż obrońców rodziców wystąpiło to nie zliczę. A ja, jako matka, jestem w stu procentach za. I to nie tak, że za a nawet przeciw. Całkiem za. Po prostu uważam, że skoro jest zapotrzebowanie (a czasami sama mam zapotrzebowanie pobyć bez swojego czy cudzych dzieci w okolicy) to jest i odpowiedź na owo zapotrzebowanie. I ja je popieram. Rozumiem ludzi, którzy nie chcą mieć w pobliżu dziecka, bez względu na to, czy ono będzie grzeczne czy nie. A biorąc pod uwagę doświadczenia własne raczej to drugie. Rozumiem ludzi, którzy chcą kontemplować posiłek czy zimne piwko bez słuchania ciągłych upomnień swojego potomka ze strony rodzica (i tak, zazdroszczę tym, których dzieci są taaaaaaaaaaaaaaaaakie grzeczne w restauracjach, ale siadając obok rodziny nie jestem w stanie tego przewidzieć, bo nawet mega grzeczne dziecko potrafi dać w kość - vide moja własne). Także dajmy tym ludziom możliwość poprzebywać we własnym towarzystwie, bo mają do tego prawo. Tak samo jak rodzice mają prawo wybywać na miasto ze swoimi dziećmi i tu przechodzimy do drugiej kwestii.
Jestem również za tym, aby restauracje czy kawiarnie, których ambicją jest lokal "przyjazny rodzicom z dziećmi" faktycznie takim był. To nie jest przymus, nikt nie musi mi przygotowywać atrakcji dla mojego dziecka tylko dlatego, że pojawiłam się w progach akurat tego lokalu. Jednak jeśli już ktoś wmawia mi, że fajnie jest tam przyjść z dzieckiem, bo nie wynudzi się ono jak mops, podczas gdy ja będę delektować się kawą to niech to będzie prawda. Nie wymagam niczego ponad kącik do rysowania, choć pewnie przez chwilę każdy pomyślał, że żądam co najmniej małpiego gaju, ale niech ten kącik będzie zadbany i wyposażony. Niech nie będzie tam tysiąca (tylko) połamanych kredek i pokolorowanych kolorowanek czy jedynie zużytych kartek. Niech to dziecko ma szansę coś pokolorować, pomalować. Niech ten właściciel zadba o to, żeby to miejsce realnie czemuś służyło, a nie było tylko stolikiem, przy którym dziecko sobie posiedzi. Bo skoro już obiecują, to niech tej obietnicy w minimalnym zakresie dotrzymają. A skoro jednak okazuje się, że to się nie opłaca, niech to miejsce zlikwiduje i niech rodzice mają jasną sytuację.
Także lokalom zakazującym wstępu rodzicom z dziećmi mówimy stanowcze i zdecydowane TAK!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz