czwartek, 11 czerwca 2015

O pewnej pani, co dziecka mieć nie zdążyła.


O, zadziało się w internetach, zadziało. Pewna fundacja zrobiła pewną kampanię, pewnie miała nadzieję na wdzięczność społeczeństwa, a tu społeczeństwo zadkiem się odwróciło i kampanię skrytykowało. No to teraz fundacja mówi, że dokładnie o to im chodziło, ale też co innego ma mówić? 
Kilka słów o samej kampanii. Jest tak bezdennie głupia i nieprzystająca do polskich realiów, że to aż boli. Jeśli ktoś przypadkiem nie widział (bo czasem takie jednostki się zdarzają, czasem jestem to i ja), to jest pewna pani - atrakcyjna, stosunkowo młoda i ewidentnie bogata, bo chatę ma taką, że oko bieleje. I ona przechadza się po tym domu z uśmiechem na twarzy, wyliczając co też udało jej się w życiu osiągnąć. Zrobiła karierę, wyjechała gdzieś tam, kupiła dom. I tu następuje nagły i jakże dramatyczny zwrot akcji, bo nagle pani staje przed wielkim oknem, łza spływa jej po policzku i stwierdza, że tylko dziecka nie zdążyła mieć. Fini.
Ogólny zamysł słuszny - nie powiem. Dzietność spada, a dzieci są nam potrzebne. Dlaczego więc po obejrzeniu tej kampanii nie wskoczyłam z mężem do łózka? Może dlatego, że jeszcze nie zdążyłam zrobić tego wszystkiego co ta pani, a moja sytuacja życiowa po prostu nie pozwala mi na masowe rozmnażanie? Otóż to, brawo. I w mojej sytuacji jest większa część społeczeństwa. I nie mówię tu o kobietach (choć twórcy kampanii zapomnieli, że i pan by się przydał do tego dziecka - chyba że in vitro popierają, ale o tym za chwilę), a o całym społeczeństwie.
Zainspirowana kampanią weszłam na stronę fundacji. Taka sobie ciekawość mną szarpnęła, żeby sobie mózg zryć od czasu do czasu. No i się nie zawiodłam. Szczególnie wzruszył mnie list do pani Marii Lorek, twórczyni podręcznika MENowskiego. Doprawdy, płakałam jak czytałam. Sama nie wiem, czy ze śmiechu, czy z rozpaczy. Oto fragmenty, które trafiły do mnie najmocniej (wszystkie cytaty wzięte ze strony http://www.mamaitata.org.pl/petycje/list-otwarty-do-marii-lorek, zaznaczenia moje)

"Czytając niedawny wywiad z Panią widzimy presję różnych wpływowych środowisk, by w Pani podręczniku dominowała jedyna słuszna dziś perspektywa - perspektywa równości płci."

"Chcielibyśmy tylko, żeby podczas pracy nad podręcznikiem równą wrażliwość okazała Pani dla art. 18 Konstytucji RP, który mówi - Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej - oraz art. 48 - Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami."

"Chcielibyśmy, żeby pamiętała Pani, że miliony dzieci w Polsce wychowują się w klasycznych rodzinach. Nie jest rolą żadnego podręcznika podkopywanie w nich przekonania, że Mama i Tata to było, jest i będzie najlepsze środowisko dla dziecięcego rozwoju.

Chcielibyśmy, żeby nie ulegała Pani presji współczesnej poprawności politycznej, upowszechniającej sztucznie brzmiące neologizmy w rodzaju "inżynierek" i "naukowczyń".

Chcemy, żeby szanując nasze przywiązanie do szkoły wolnej od ideologicznych ambicji, stworzyła Pani podręcznik, który zgodnie z Konstytucją nie będzie naruszał naszego prawa do wychowania dzieci według naszych przekonań."

I po raz kolejny uderza mnie fakt, że tacy państwo (nie wiem dokładnie ile osób podpisało sie pod tymi wypocinami, ale trochę tego jest) pod płaszczykiem "nienarzucania mi swoich poglądów" wymuszają zmiany, które właśnie tym są - narzucaniem mi swoich poglądów. Oczywiście można się kłócić, że wpisana w podręcznik różnorodność byłaby narzucaniem im moich poglądów, tyle że prezentowanie różnorodności (w przeciwieństwie do ograniczania się do ideologii jedynie słusznej) sprawia, że można wyrobić sobie własne zdanie, patrząc pod wieloma kątami i podejmując pewne decyzje. Dostając gotowca na tacy nie mamy wyboru.
Jak się domyślacie, najbardziej wzruszył mnie ten pierwszy fragment. Doprawdy, co za skandaliczna perspektywa - perspektywa równości płci. No nie, nie może być, że mężczyzna i kobieta są sobie równi i powinni być traktowani tak samo (i nie mylmy tu zwykłej uprzejmości typu przepuszczanie w drzwiach za oznakę braku równości - czyli coś w rodzaju damskiej dominacji). To się nie godzi. Ta "jedyna słuszna dziś perspektywa" zaczyna mącić ludziom w głowach i doprowadzi do degeneracji społeczeństwa, ogólnej degrengolady i rozpadu rodziny. Nie zgadzam się, aby mój syn myślał, że ja i mój mąż jesteśmy równi! Ma być wychowany na pana i władcę, któremu kobieta ma usługiwać (sprzątać, gotować, podawać gazetę i jeszcze pracować, bo przecież z jednej pensji nie wyrobi) i rodzić i wychowywać dzieci! No i oczywiście ten apel, żeby pani w równym stopniu pamiętała o tym, że prawdziwa rodzina też istnieje i ma się dobrze. Siedzę w kąciku, kiwam się i łkam ze wzruszenia.
Ludzie, myślmy! O tej fundacji nie powinno być głośno (to co ja robię, siedząc i o niej pisząc :( ), bo robi polskiej rodzinie ogromną krzywdę. Zarówno jeśli chodzi o samą kampanię (pokażcie mi, gdzie trzeba być, żeby się ustawić jak ta paniusia, skoro duża część ludzi w Polsce - przynajmniej w moim środowisku - kopie się, jak dać radę od pierwszego do pierwszego), jak i o ich stronę i postulaty.
Skoro tak bardzo państwo martwią się o to, że nie pozwala im się wychowywać dzieci zgodnie z ich przekonaniami to niech wiedzą, że ja nie wychowuję dziecka zgodnie z ich przekonaniami i jeśli mi je narzucą to ja wstanę i napiszę wzruszający list. Czyżby bali się, że ich dzieci zaczną myśleć samodzielnie i coś im się nie spodoba? Czy że za dużo możliwości zobaczą i nie poprą tej jedynie słusznej? Powtórzę raz jeszcze - żeby mieć wybór, trzeba znać różne możliwości i opcje.
A tak w ogóle to zmieniam front i idę wychować dziecko na prawdziwie dobrego obywatela, bez mieszania mu w głowie tą równością płci. TFU!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz