czwartek, 17 września 2009

Ciężki dzień.


Oj, nerwy dzisiaj były, jak nie wiem co. Ciężko jest to wszystko przedstawić tak, żeby każdy mógł zrozumieć (zwłaszcza ten, który o pracy nauczyciela wie niewiele:)), ale postaram się.
Zaczęło się od tego, że po południu mieliśmy zostać na specjalne zebranie Rady Pedagogicznej, a dokładnie zostać mieli nauczyciele, którzy uczą klasy 2a i 2b. Zostaliśmy, a jakże, wyjścia nie było. Temat: rodzice przychodzą i skarżą się, że nauczyciele nic nie robią, dzieci się nudzą, a dyscypliny brak. Rodzice szantażują nas wypisaniem dziecka ze szkoły, co w efekcie grozi połączeniem klas i zmniejszeniem etatów. Tak więc i rodzice, i pani dyrektor mają na nas haka. Tylko, że o jakim haku mówimy, skoro nikt nie wie tak naprawdę, o co chodzi… Pani dyrektor bowiem postanowiła nie ujawniać ani nazwisk rodziców, którzy przyszli na skargę, ani nauczycieli, co do których pretensje zostały zgłaszane. W związku z tym siedzimy sobie przez godzinę i gadamy o niczym właściwie, czego wnioskiem ma być: co robić dalej?
Tyle że kto i co ma robić dalej, skoro nie wiadomo, o co chodzi? I tak na okrągło… W końcu pada wniosek, żeby ujawnić, o kogo chodzi, zrobić konfrontację, bo inaczej się nie da. Na zebraniu pani wicedyrektor wydelegowana przez panią dyrektor, bo główna na jakimś spotkaniu. Słyszę:
-To trzeba powiedzieć pani dyrektor.
-To trzeba powiedzieć.-odpowiadam bezczelnie, bo w końcu to ona ma taki obowiązek.
Wnioski: nie wiem. Przykro mi. Siedziałam na spotkaniu godzinę, każdy pogadał i ponarzekał, ale w gruncie rzeczy żadnych wniosków nie było, bo nie było ich z czego wysnuć.
Co w takim razie wynikało z tych pogaduszek… Ano to, że wkrótce chyba będziemy musieli tańczyć na rurze, bo przecież uczniowie się nudzą i trzeba zrobić coś, co ich zainteresuje. Nooooooooooo, z całą pewnością nie będzie to zdobywanie wiedzy, bo jakże to tak?! Uczyć się w szkole?! A ja pytam, czego ja mam uczyć, jak, skoro na ostatniej lekcji czworo z niemal dwudziestu uczniów miało książkę. Reszta siedziała sobie, nic nie robiła całą lekcję, co najwyżej gadała. Jak ich ochrzaniłam to się uspokoili, ale do odpowiedzialności się nie poczuwają. Jak oni mają się nie nudzić, skoro w ogóle nie mogą wiedzieć, o czym ja mówię, nie mając książki przed sobą? Nie wspomnę nawet o uczniach, którym wydaje się, że wszystkie rozumy pozjadali i wszystko już umieją, a błędy robią takie, że aż zęby od zgrzytania bolą.
-Dlaczego nic nie robisz?-pytam.
-Bo ja to umiem i się nudzę.
No to zadaję proste pytanie z aktualnego tematu. Delikwent bredzi tak, że aż paznokcie mnie bolą. Udowadniam mu błędy, zwracam uwagę, że jednak nie wie wszystkiego i powinien trochę uważać. Widzę głupie miny i dąsy, delikwent wie lepiej. Obraził się na mnie, bo udowodniłam mu, że ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Nie wygram. Skoro pani dyrektor nie daje mi szansy na obronę, na konfrontację, żeby uświadomić rodzicom, że ich dzieci nie są kryształowe, a nauczyciele nie są nierobami.
Mój wniosek: albo oni, albo ja. Zamierzam rozpocząć walkę. Może nie brzmi to szlachetnie, ale mam dość pięknych słówek. Dość mam nazywania uczniów bezczelnych-niesfornymi, a beznadziejnych rodziców-niewydolnymi wychowawczo. Dlatego właśnie zamierzam ich zgnębić, Wydam majątek na telefony, bo zamierzam dzwonić do rodzica za każdym razem, kiedy uczniowie nie mają podręczników albo nadepną mi na odcisk w jakikolwiek inny sposób, ale trudno. Zamierzam robić kartkówki co lekcję, bo dość mam powtarzania cały czas tego samego. Oj, jeszcze kilka rzeczy zamierzam, ale post już za długi nieco, poniosło mnie. Wyniki przedstawię pewnie wkrótce.

4 komentarze:

  1. nie zazdroszczę Twoim uczniom.. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Czytam Ciebie i mam wrażenie jakbym słyszła własne myśli:)))dzieli nas co prawda różnica wieku(pikuś)oraz nauczany język, ale poglądy mamy podobne.Dzięki Ci, że nie oceniasz swoich uczniów pzrez perspektywę podstawówki, bo oni często udają, że nic nie robili pzrez 3 lata. Byle pzreciagnąć lekcje. Pozdrawiam i będę często Cię dowiedzać chociaż trudno się do Ciebie tu dostać. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo siły:)Inna

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nie zazdroszczę sobie :( Ile nerwów mnie to będzie kosztować i ile uporu to w ogóle szkoda słów...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem Cię. Niestety ludzie, którzy nie są nauczycielami często nie potrafią tego.

    Gdyby uczniowie robili tylko to co do nich należy (posiadali książki, pisali, starali się słuchać) byłoby zupełnie inaczej. Niestety rodzice nierzadko mają fałszywy obraz swoich dzieci i w domu zamiast budować autorytet nauczyciela, poważnie go podkopują. Wiadomo, nauczyciel nauczycielowi nierówny, ale niech każda ze stron zachowa uczciwość i obiektywizm, a skorzystają na tym wszyscy, a w szczególności dzieci.

    OdpowiedzUsuń