sobota, 12 lutego 2011

Zamiast.


Ostatnio jestem desperacko przepełniona myślami o diecie. Nie żebym jakąś stosowała, ale wiem, że by się przydała. Jak na razie żadna mi nie pasuje, bo do diety trzeba mieć przede wszystkim silną wolę. Ja najwyraźniej aż tak silnej nie mam. No ale mniej więcej już się z tym pogodziłam, tylko czasami napadam na gazety, które na okładce mają coś o diecie czy chudnięciu. Ostatnio kupiłam gazetę, gdzie mieli nauczyć mnie, jak nie jeść słodyczy, które w moim przypadku są zdecydowanie największą drogą do zguby. Nie żebym żarła je bez ograniczeń, ale jem za dużo i o tym wiem. Nazwy gazety litościwie nie wymienię, bo takie same albo podobne artykuły pojawiają się w wielu innych (co jeść, żeby nie tęsknić za batonikiem).
No to mi przywalili… Odradzają jedzenie nie tylko słodyczy takich jak czekolada, ale też oczywiście picie napojów energetycznych, soku jabłkowego, używanie ketchupu czy jedzenie jogurtu smakowego. Zamiast tego można jeść ciasteczka owsiane, świeże i suszone owoce i bardzo rzadko ciemną czekoladę. Za to bez ograniczeń mogę zaszaleć z orzechami, jogurtem z otrębami czy owsianką.
Jeju, ale jestem szczęśliwa! Doprawdy owsianka zastąpi mi kawałek czekolady czy batonika! Będę już szczupła i szczęśliwa, bo zamiast poczuć w ustach cudownie rozpływający się mleczny smak będę zajadać jogurt z otrębami! Zamiast chipsów będę się rozkoszować smakiem suszonych owoców (których, tak na marginesie, nienawidzę… oprócz rodzynek, których też mi pewnie nie wolno, bo za słodkie)!
LUDZIE!!! Czy to tylko ja, czy trzeba być idiotą żeby napisać taki artykuł i jeszcze się z tego cieszyć? Ja rozumiem, że żeby schudnąć należy przede wszystkim ograniczyć albo najlepiej w ogóle nie jeść słodyczy. Ale wmawianie mi, że JOGURT Z OTRĘBAMI zastąpi mi smak batonika to już jawna bezczelność! Po pierwsze, niemal wszystkie te propozycje są dla mnie wstrętne. Naturalny jogurt wywołuje we mnie drgawki, otręby czy owsianka jeszcze większe, przy jedzeniu ciemnej czekolady mam niemal odruch wymiotny (co to ma być – gorzka czekolada??? a może jeszcze słodka cytryna… chociaż ciepłe lody są…).
Właściwie jedyną opcją są dla mnie orzechy i owoce, które jem nie zamiast, a oprócz.  Dlaczego? Dlatego, że ani orzechy, ani owoce nie zastąpią mi tego wspaniałego smaku czekolady, batonika czy innej słodkości. Bo one mają zupełnie inny smak i nie mają na celu zastępowanie czekolady. Takie gadanie, że można jeść „coś” zamiast „czegoś” zupełnie do mnie nie przemawia. Bo za każdym razem substytut jest dla mnie o wiele gorszy niż oryginał. Chcesz iść do fast fooda? Walnij sobie owocka, na pewno zapomnisz o tym cudownym mięsku i rozpuszczonym serze. Pragniesz schabowego z ziemniaczkami i tłuszczem? Zrób sałatkę (im więcej zieleniny tym lepiej), na pewno będzie smakowała dokładnie tak samo, nie poczujesz różnicy, a o ile zdrowiej…
Bzdura! Albo rezygnujemy i nie oszukujemy się, że nam z tym lepiej, albo nie chudniemy (oj, ta druga opcja jest mi chyba bliższa). Jak dla mnie nigdy nie będzie lepiej z substytutami. Oczywiście, mogę zrezygnować z wielu rzeczy – ze słodyczy, fast foodów, tłuszczu, ale nigdy nie powiem, że nagle lepsze stały się sałatki, skoro do tej pory wpierniczałam ziemniaki polane tłuszczykiem aż się kurzyło. Zdrowsze to będzie na pewno, rezultat zostanie osiągnięty, ale świadomość straty pozostanie. Na zawsze.

9 komentarzy:

  1. Pozostań przy ulubionych smakołykach i zapomnij o diecie. Ja musiałam zrezygnowac z ukochanej pizzy i wina. Własnie wcinam zdrowy serek z papryką i chudą szynką, uwierz, wolałabym pizze z owocami morza, ale trudno się mówi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest cena rezygnacji versus cena bycia wielorybem... Ciągle rozważam.

    OdpowiedzUsuń
  3. pamiętam,że wieki temu uwierzyłam,że kotlety sojowe zastąpią mięso.Przez 3 miechy jadłam kotlety sojowe(całą paczkę czyli z 12-13 sztuk na obiad, bo najeść się nimi nie mogłam)i coraz bardziej tęskniłam do schabowego.Nie muszę dodawać,że gdy byłam na diecie bezmięsnej przytyłam gdzieś ze 3 kg-bo żreć się chciało i dopychałam się orzeszkami:)Po trzech miechach z dzika przyjemnością rozszarpałam schabowego:) i tak mam do dziś, hehe.U mnie skuteczna i jedyna dieta to MŻ (mniej żreć, nadal wszystko, ale mniej)plus spaziergangi z dzieciarnią po parku.Zaczęłam wchodzić i zapinać się w portkach sprzed 1 ciąży:)!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczy sojowych i tofu spróbowałam kilka razy w życiu. Za każdym razem łudziłam się, że poprzednio może tylko mi się wydawało, że to jest takie wstrętne. Także nikt nie może mi zarzucić, jeśli teraz z całą mocą i przekonaniem piszę: TO JEST WSTRĘTNE. Nigdy więcej.
    W portki sprzed ciąży to ja się zaczęłam zapinać od razu po ciąży, bo nigdy do najchudszych nie należałam,a nawet PO ciąży byłam chudsza niż PRZED. Ale potem znowu przybyło. No i tak się szarpię z tymi kilogramami... Może rzeczywiście latem, jak Młody zacznie szaleć po dworze to zgubię prędzej. Bo dłuuuuuuugie spacery na początku nie pomogły.
    A tak w ogóle to mam bardzo sympatyczną osobowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Blogging, dla mnie to wyczyn nie lada zapiąć się w portkach sprzed 1 ciąży, bo kupiłam je 8 lat temu :)dumna jestem z siebie,że pomimo niemal dekady i 2 ciąż jakoś udaje mi się (po czasie, nie czarujmy się,że od razu) nosić ten sam rozmiar :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też mam takie spodnie, w które chciałabym się zmieścić. Leżą sobie spokojnie w szafie już od niemal 10 lat. Tyle że u mnie nie ciąże były powodem... Smutne.
    I pomyśleć, że kiedyś ważyłam 57kg i uważałam, że to dużo, a teraz 80kg na skali :( Przy wzroście 164 (i niech ktoś mi jeszcze powie, że nie jestem gruba, tylko tak mi się wydaje).Żeby tak chociaż 65... Duuuuuuuuużo mi brakuje i nie przewiduję, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie.
    A ja nadal będę obstawać przy tej czarującej osobowości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie, no, Blogging, my tu skupione na ciałku :) osobowość,swoją drogą, z pewnością jest czarująca :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, ale trzeba się jakoś pocieszyć, skoro sylwetka daleka od ideału (w moim przypadku, rzecz jasna).

    OdpowiedzUsuń
  9. Luz, moja droga, luz. Pięc miesięcy po porodzie nadal noszę portki ciążowe. Nie mówię, ze mi dobrze, bo nie jest dobrze, ale gorzej mi, jeśli wejdę w zwykłe (bo wejdę) i widzę nad paskiem mega-oponę. Wygoda jednakowoż przede wszystkim, a nie znam wygodniejszych portek niż ciążowe. No to noszę i może schudnę latem, kiedy będę zasuwać z wózkiem po parku :)

    OdpowiedzUsuń