środa, 9 maja 2012

Dys...


Dysleksja, dysortografia, dysgrafia, dyskalkulia... Nie wiem, ile jeszcze tych dys... mogłabym wymienić, ale wszystko sprowadza się do tego samego – dziecko ma problem. A skoro ma problem, to trzeba próbować go rozwiązać. Prawda? Nie prawda. Przynajmniej nie w dzisiejszej szkole, nie według dzisiejszych rodziców (oczywiście piszę bardzo ogólnie, są rodzice wyjątki, ale to jednak nadal margines). Dzisiaj wystarczy stwierdzić dys..., żeby dziecko miało spokój i nigdy więcej nie musiało się przejmować swoim problemem. Takie przynajmniej jest podejście rodziców. Coś, co miało służyć pomocy dzieciom, czyli stwierdzanie wszelkich dys... i co miało prowadzić do zorganizowanej i bardzo rozwiniętej pomocy i pracy z dzieckiem, dziś stało się przepustką do lenistwa i usprawiedliwień.
Pierwsza lepsza z brzegu rozmowa pomiędzy nauczycielem a rodzicem.
- Moje dziecko ma dysleksję, wie Pani.
- No tak, wiem, ale co Pani robi z nim w domu? Ćwiczy Pani?
- Ale jak to? Przecież moje dziecko ma dysleksję!
I tyle. Koniec. Klamka zapadła. Dziecko ma dysleksję, ADHD, czy jakiekolwiek inne zaburzenie, więc odczepmy się od niego i dajmy mu spokój. Niech nic nie robi, bo się jeszcze zestresuje tą swoją dysleksją, zakmnie w sobie i nie odkryjemy jego wyjątkowych talentów. A i dziecko jest już na tyle cwane, że będzie wykorzystywało ten fakt na prawo i lewo (uczy się od najlepszych). Nie odrobił pracy, bo ma dysleksję i nie wiedział, jak to napisać. Nie napisał dyktanda, bo przecież przy dysortografii nie ma sensu się męczyć. I tak w koło Macieju. 
Tymczasem stwierdzenie dys... to dopiero początek drogi, która jest dłuuuuuuga i wyboista. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, a nie iść na łatwiznę i usprawiedliwiać wszystko opinią z poradni. Trzeba wyrobić u siebie zdolność, którą inni tak po prostu posiadają. To nie jest ani przyjemne, ani łatwe, ani sprawiedliwe i wywołuje mnóstwo frustracji, ale tak właśnie być powinno. Wychodzi jednak na to, że podejście pod tytułem „przecież ja/moje dziecko ma dysleksję” jest o wiele bardziej popularne. Wkurza mnie to, ale muszę to respektować. Znaczy muszę respektować opinię z poradni, nawet jeśli uważam, że dziecko oprócz otrzymania diagnozy powinno również obowiązkowo korzystać z pomocy. Nie mam tu nic do gadania. 
I nawet nie chodzi mi o to, że za naszych czasów dysortografia była uważana za jakiś wymysł, a uczniowi kazało się po prostu ćwiczyć i uczyć więcej. To pewnie też nie było zbyt fortunne rozwiązanie. Chodzi mi po prostu o to, żeby wszelkiego rodzaju stwierdzenia dys... nie były końcem, a dopiero początkiem. Żeby z tymi dziećmi ktoś obowiązkowo pracował, pomagał, uczył i ćwiczył, nie tylko w szkole, ale też w domu. Bo praca w szkole nie wystarczy.

3 komentarze:

  1. Kolejny temat, pod którym podpisuję się obiema rękami, choć nauczycielką nie jestem i temat nie dotyka mnie bezpośrednio. Coraz częściej mam wrażenie, że dziś od dzieci i młodzieży przestaje się wymagać...
    Mam sporo młodszego brata i gdy obserwuję pewne zjawiska, włosy mi się jeżą na głowie. Począwszy od kilkudniowych przerw w lekcjach z okazji rekolekcji.

    Swoja drogą szkoda, że za naszych czasów nikt nie wymyślił "dysfizyki" na przykład - z chęcią bym ja wtedy u siebie zdiagnozowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie mamy przerw przez rekolekcje, ale kilka ciekawych zjawisk z pewnością by się znalazło. Wymagania maleją, bo takie mamy przykazy, niestety :(
      A do dysfizyki się przyłączam, tak samo jak do dyschemii i dysbiologii. Byłam i jestem na to chora w stu procentach ;)

      Usuń
  2. Ja tylko na dysfizykę cierpię :)

    Ten temat jest mi też bliski, ale już jakoś niebardzo się tym wszystkim przejmuję. Na sprawdzianach to i owszem nie czepiam się dys..., ale w pracach domowych nie ma zmiluj! Trudno. A też mi mówią, że mają dysleksję, więc pytam co w związku z dys.. robisz w domu, bo przecież zalecenia na opinii masz? Jak uczeń mówi, że nic. To ja odpowiadam, ze skoro Ty się nie stosujesz do zaleceń poradni to ja też nie muszę... I koniec dyskusji. Dyslektyk obrażony siada do ławki. Nie widzę powodu, dla którego osoba dotknięta dys... w domu nie mogłaby (mając dużo czasu) sięgnąć do słownika. Generalnie jakoś słabo mnie te dys...irytują, myślę raczej o tych ludziach ze współczuciem. Wątpię, żeby na studiach czy w przyszłej pracy ktokolwiek się przejmował czyimś dys... I kolejne rozczarowanie przyjdzie im przeżyć, i znów będzie, ze szkoła nie przygotowuje do życia.Ehhh

    OdpowiedzUsuń