niedziela, 24 czerwca 2018

Moje wielkie zaskoczenie.

Dwa lata temu poszłam na studia podyplomowe. Jakie bywają studia podyplomowe, wiedzą ci, którzy mieli okazję  tego doświadczyć. Są cięższe, ale są i lżejsze i do tej drugiej kategorii moje się zaliczały. Oczywiście jeśli ktoś się chce nauczyć to się nauczy i nie przeszkodzi mu w tym żadna szkoła :) Dość powiedzieć, że kierunek, na który poszłam to Wychowanie do życia w rodzinie i Wiedza o społeczeństwie. Oczywiście chciałam iść tylko na WDŻ, ale uznałam, że wtopienie 3500 w przedmiot, który nie jest obowiązkowy i niczego mi nie gwarantuje to nieco za dużo. Dlatego jak nadarzyła się uczelnia, która te dwa przedmioty połączyła, byłam w siódmym niebie.
WOS jednak mnie przerażał. Nie wyobrażałam sobie pod żadnym pozorem nauczać tego przedmiotu. Za nudny, za trudny, zupełnie nie dla mnie. Po ukończeniu studiów okazało się, że nie będzie mi dane uczyć ani jednego, ani drugiego i tak dyplom sobie leżał aż do zeszłego roku. kiedy to nadeszła zmiana miejsca pracy. Otóż w nowej rzeczywistości zaczęłam uczyć języka i WOSu. Początki były wyboiste i trudne, ale starałam się jak mogłam i nagle okazało się, że... uwielbiam to. Zaczęło mnie to fascynować, bawić, ekscytować.
Na przykład taka Konstytucja. Wprawdzie na WOSie przeznaczono na to aż, zdaje się, dwie jednostki lekcyjne, ale mimo to ja postanowiłam temat nieco rozszerzyć i niemal na każdej lekcji znalazł się fragment Konstytucji, który nawiązywał w jakiś sposób do materiału. Okazało się, że większość moich uczniów (pamiętajcie, mówimy już o tej "lepszej" szkole) nie widziało dokumentu na oczy. Mało tego, mimo że w szkole prężnie działa Samorząd Szkolny, zdobywający nagrody i w ogóle, większość uczniów nie ma pojęcia o zapisach we własnym Statucie. Nie znają swoich praw, swoich obowiązków... Doprawdy ciekawie było odkrywać z nimi meandry dokumentów.
I tutaj niestety nieco smutnej refleksji. Po pierwsze, dzieci, ale i dorośli obawiam się, nie znają dokumentów, które ich obowiązują. I Statut szkoły, i Konstytucja (bo nie wymagam znajomości jakichś skomplikowanych ustaw czy rozporządzeń) były im całkowicie obce. Tak prawdopodobnie dzieje się w całym kraju. Bo czy ktoś może uczciwie przyznać, że Konstytucję przeczytał? Nawet kiedy mówimy o przypadkach łamania tejże, zazwyczaj opieramy się na informacjach z gazet czy telewizji, mało kto zajrzy do samego dokumentu, żeby zobaczyć, jaki konkretnie artykuł został złamany i dlaczego. A nie da się ukryć, że jest to sprawa dość skomplikowana, ponieważ Konstytucja w swej naturze jest dość ogólna i jej zapisy nie są bezboleśnie jednoznaczne.
I drugi wniosek - lekcji wiedzy o społeczeństwie jest zabójczo mało. Jak można powiedzieć o Konstytucji na jednej czy dwóch lekcjach? Jak można temat Statutu zamknąć w jednej godzinie? Żeby dzieciaki nauczyły się te dokumenty czytać i rozumieć, żeby potem mogły czytać i rozumieć ustawy, potrzeba o wiele więcej niż 45-90 minut.  W sumie mamy po jednej godzinie w ciągu dwóch lat, a materiał do przerobienia jest bardzo szeroki - od własnego podwórka począwszy, na świecie i globalizacji skończywszy, po drodze zahaczając o ekonomię. I potem dziwimy się, że dzieciaki nie potrafią rozliczyć PITu, a znają daty wejścia do Unii Europejskiej wszystkich krajów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz