poniedziałek, 6 lipca 2009

Otyłość.

To taka ładna nazwa na bycie grubym. Coś o tym wiem, bo do najszczuplejszych przed ciążą nie należałam (a teraz to w ogóle szkoda gadać). I mogę powiedzieć tylko jedno-świat nie lubi grubszych ludzi.
Pierwsza sprawa to sposób, w jaki na nich patrzy. W gazetach nie ma zdjęć kobiet o nieco większych kształtach. Nie mówię tu nawet o osobach naprawdę otyłych, ale takich choćby nieco bardziej okrągłych. Każda gwiazda, której przybędzie choć trochę kilogramów, jest wyśmiewana, wytykana palcami, obsmarowywana. Nieco inaczej jest, gdy takoważ gwiazda ma anoreksję... Jest troszkę wytykana palcami, może trochę się ją skrytykuje, ale na pewno nie jeździ się po niej, jak po łysej kobyle. Już nie wspomnę o osobach grubszych, które ubiorą się nie tak, jak społeczeństwo by chciało. Wtedy to już nie ma zmiłuj. Można się na taka osobę gapić, pastwić się nad nią, wyśmiewać bardziej albo mniej publicznie. A społeczeństwo nie jest łaskawe-osoba gruba nie może pokazać choćby kawałka nogi, bo to przecież takie obrzydliwe i nieestetyczne, oglądać takie okropieństwa...
Tymczasem jakby ktoś przeszedł się po sklepach dla osób puszystych (kolejne wspaniałe określenie) to zrozumiałby, że dla młodych osób takie sklepy nie mają nic do zaoferowania. Wszystkie ubrania wyglądają jak worki pokutne, czasami w różnych kolorach i nie wiadomo co gorsze-założyć ubrania, w których nie wygląda się doskonale (jakby w tych worach było doskonale!), czy włożyć coś, co z wyglądu przypomina rozciągniętą szmatę. 
Sama mam ten problem. W sklepach sieciowych, jeśli jest dział dla osób puszystych, to są to ubrania, w których krowy bym nie poszła doić, bo mleko by jej się zsiadło. Tymczasem jeśli już na sklepie jest coś w większym rozmiarze, to tak naprawdę jest w mniejszym, tylko rozmiarówka jest popaprana. Na przykład nosiłam rozmiar 46 i niby wszystko pięknie, taki rozmiar jest. Problem zaczyna się przy przymierzaniu, bo ta kiecka wchodzi na moją koleżankę, która ma rozmiar 38, a na mnie ani trochę. W sklepach "specjalnych" z kolei ubierać to może się jakaś pani prezes banku, ale na pewno nie nauczycielka (choć tam wcale z ciuchami nie jest lepiej). Najbardziej podobają mi się sytuacje, gdy na sklepie jest rozmiarówka do 44, a w części dla puszystych od 46. I tu zaczyna się zagwozdka, bo na sklepie 44 na mnie za małe, a w 46 dla grubasów się topię... I bądź tu człowieku mądry.
I ja rozumiem, że skoro się otyłym nie podoba, to powinni schudnąć... łatwo powiedzieć. Nie jest tak łatwo schudnąć, a dobrze wyglądać chce się w każdej sytuacji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz