Ostatnio było miło i optymistycznie. O tym, jak dobrze się ze sobą czuję i jak fajnie być matką, nie zapomninając o sobie. Dzisiaj będzie dołująco. O tym, jak na nowo odkryłam swoje ciało po ciąży. Będzie sporo niezbyt przyjemnych spraw, więc co wrażliwsi powinni się jednak powstrzymać od czytania.
No cóż. Nasłuchałam się cudownych historii, jak to w magiczny sposób stanę się szczupła, jeśli tylko będę karmić piersią. Bullshit. Powinno się karać za takie historyjki z palca wyssane. Odżywiałam się rozsądnie, chociaż niewielu rzeczy sobie odmawiałam, kiedy karmiłam piersią. Po porodzie okazało się, że jestem szczuplejsza niż przed. To znaczy zwały skóry pozostały, mój pępek wyglądał dziwnie, jak jakaś czarna dziura, ale wagowo byłam chudsza. Cóż za cudowne plany miałam! Jak to w trakcie karmienia piersią jeszcze bardziej schudnę, a potem zacznę chodzić na siłownię i zacznę wyglądać jak Kate Moss (i tak niedoczekanie moje, pomijając mały szczegół, że kobieta nie podoba mi się jak cholera).
Tymczasem karmienie piersią skończyło się dość szybko (może dlatego nie schudłam tak, jakbym chciała), a moje ciało wygląda… Nawet nie wiem jak to opisać. Piersi opadające na brzuch, bęben wielki jak u Świętego Mikołaja, waga wróciła do tej sprzed ciąży, zwały tłuszczu nagle i niespodziewanie powróciły. No i te rozstępy! Jednego dnia są jaśniejsze, mniej wyraźne, innego z kolei aż krzyczą do mnie z lustra. Wszystko jest źle. Z całą pewnością jest to moja wina, nie przeczę, ale to nie zmienia faktu, że jestem tym załamana.
Dzisiaj nienawidzę siebie, swojego ciała. Nie umiem i nie lubię o siebie dbać. Oczywiście nie chodzi mi o codzienne mycie, golenie nóg czy używanie perfum, bo to podstawa. Chodzi tu raczej o wklepywanie tych wszystkich cudownych kremów, na które mnie nie stać, o codzienną gimnastykę, choćby 15 minut dziennie. W zasadzie mam kiedy ćwiczyć, bo moje dziecko o ósmej już smacznie śpi, ale wieczorem jestem za bardzo zmęczona. Rano budzi mnie Młody i nie ma takiej siły, która zmusi mnie do ćwiczeń z samego rana, bo najpierw muszę się umyć. A jak się już umyję to nie chce mi się ćwiczyć i pocić.
Pamiętam jak chodziłam na siłownię, jak świetnie się po tym czułam. Tylko że teraz nie mam czasu na siłownię. Nie mam z kim zostawić Młodego, a ze sobą go przecież nie wezmę. A w domu nie ma szans, nie zbiorę się w sobie i nie zacznę ćwiczyć. To nie w moim stylu. Pozostaje mi nienawiść do swojego ciała, a tym samym do siebie :(
może poproś swojego lubego żeby został z małym a Ty zajmij się sobą przez te 2-3 godziny?;-)
OdpowiedzUsuńNiestety, jak już wcześniej pisałam, luby nie może zająć się dzieckiem. I nie jest to jego widzimisię, tylko nasza sytuacja życiowa. Nie chce, żebym opisywała szczegóły, trzeba tylko wiedzieć, że tak po prostu jest.
OdpowiedzUsuńCholera, jakie to wszystko poplątane.. Ja też mam zwały tłuszczu, bęben wielki jak w szóstym miesiącu ciąży, rozstępy niemal wszędzie, upodabniające mnie do tygrysa.. Piersi mam małe, więc nie mają fizycznej możliwości by spoczywać na mym brzuchu, ale myślę że to tylko kwestia czasu aż będę wyglądać jak jedna z tych murzynek z plemion afrykańskich, które pokazują w tv. A jednak.. Ja mam jak na razie zupełnie inne odczucia niż Ty. To cholernie dziwne, ale ja się teraz dopiero czuję.. kobieco? wiem, że to może dziwne, ale zauważyłam że od kiedy w moim życiu jest moja córka (ur.12.2009), czuję się znacznie lepsza, ładniejsza, choć to śmieszne biorąc pod uwagę że wyglądam masakrycznie ;) Mam nadzieję, że ten stan mojej psychiki szybko się nie zmieni, a i Tobie życzę nieco łagodniejszego spojrzenia na siebie.. Wiosna idzie, więc i spacery częstsze- może to nam pomoże zmienić się w Moss-ki;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAgnieszka