Kiedyś to ja tam stałam. Niby śpiewałam słowa hymnu, bo tak mnie nauczyli, ale czekałam na spotkanie z koleżankami i pogadanie o chłopakach. To było ciekawsze, wazniejsze, szacunek dla własnego państwa obchodził mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Nauczycielka próbowała wyegzekwować spokój i zazwyczaj jej się to udawało, ale to ze strachu przed konsekwencjami, a nie przez dobrą wolę. Kiedyś to ja chciałam natychmiast rozpakować prezenty. Kolacja wigilijna była tylko do nich dodatkiem. Pamiętam, jak mama kazała mi chodzić do swojego pokoju i wypatrywać pierwszej gwiazdki, a w tym samym czasie ona i dziadek chowali prezenty pod choinką. Długo wierzyłam w gwiazdkę i świętego Mikołaja, którzy przynosili prezenty. Jednak śpiewanie kolęd już nie było takie ważne, chciałam się tylko bawić albo ewentualnie pokazać prezenty koleżance. Upływ czasu był bardziej abstrakcją niż faktem. Otaczali mnie ludzie, którzy byli dla mnie opoką i mieli być zawsze. Kiedyś wiele rzeczy wydawało mi się trywialnych, głupich, niepotrzebnych, przesadzonych, zbyt pompatycznych.
Dzisiaj jestem tutaj. Śpiewając słowa hymnu bardzo często nie mogę powstrzymać się od płaczu. Jeśli jakieś dziecko to widzi zazwyczaj nie może powstrzymać się od uwagi rzucanej koledze czy koleżance. Już mnie to nie boli, nie ma dla mnie znaczenia. Liczę na to, że oni też kiedyś zrozumieją. Święta nie stały się dla mnie przeżyciem na miarę religijną, ale raczej na miarę rodzinną. Siedzę z ludźmi, których kocham i którzy kochają mnie i nie ma wtedy znaczenia to, że prezentów brak, a na stole nie leży dwanaście potraw. Niektórych ludzi już nie ma i nigdy nie wrócą i boli mnie to tak, że czasami płaczę niby bez powodu. Przeraża mnie to, że odszedł mój dziadek. Wprawdzie stało się to dawno temu, ale do dziś o nim pamiętam. Patrzę na moją mamę i przeraża mnie to, że ją też będę musiała pożegnać. Może dopiero za kilkanaście lat, ale to moja mama i miała zostać ze mną na zawsze. Niewiele rzeczy jest już dla mnie pompatycznych, niepotrzebnych czy głupich.
Dorosłam. Nie wszystko w tej dorosłości jest fajne, ale właśnie to, co opisałam podoba mi się najbardziej. Zmieniły się priorytety i te teraźniejsze są jakby milsze, a na pewno ważniejsze.
Życzę wszystkim moim czytelnikom i tym, którzy się tu tylko zaplątają, żeby mieli tak udane i cudowne życie jak ja. Żeby mieli swoje małe wzruszenia i się ich nie wstydzili. Żeby święta nie były tylko bieganiną i sprzątaniem, ale rozmowami z bliskimi, których kochamy tak czy inaczej. Żeby rozumieli, że to wszystko kiedyś się skończy i zatęsknią za każdą pompatyczną minutą swojego życia, którą kiedyś uważali za zbędną.
Życzę Wam po prostu wszystkiego najlepszego, cokolwiek by to nie było w danym momencie Waszego życia.
Hej skylark. Normalnie jakbym to ja napisała...Podobne przemyślenia mam na te Święta, kiedy zostałam mamą i stanęłam po drugiej stronie. Ciekawe czy uda nam się przezwyciężyć tę pompatyczność czy bunt naszego syna jak będzie nastolatkiem? Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńduszka84