piątek, 4 września 2009

Jak ten czas leci...

Jestem w raczej melancholijnym nastroju, spowodowanym zakończeniem pierwszego tygodnia pracy. Jaki był? Za szybko się skończył, żebym miała jakiekolwiek głębsze przemyślenia, ale nic to, nadrobię po pierwszym zebraniu w poniedziałek. Kilka wspaniałych obserwacji jednakowoż uczyniłam i jak zwykle z jednej strony mnie one zdumiały, z drugiej strony wcale.
Po pierwsze, pamięć moich uczniów… albo uczniów w ogóle, bo w sumie jest to reguła, nie wyjątek. Wracamy do szkoły, powtarzamy najprostsze rzeczy, które powinny być dla nich, jak tabliczka mnożenia, jak inwokacja „Pana Tadeusza”, a tu trafiam na zmowę milczenia. NIC. Ani słówka, ani odmiany czasownika „być”, ani jednego samodzielnego zdania. Myślałby kto, że jak się uczą od podstawówki to coś tam zapamiętają, ale złudne moje nauczycielskie nadzieje. Pierwsze dni, a nawet tygodnie to żmudne powtórki, które tak naprawdę nie pomagają, bo nie uczą się w domu, a 45 minut to za mało. Dlatego w tym roku zrezygnowałam z powtórek. Podyktowałam tylko tematy, które były i które muszą zostać przez nich powtórzone na bazie starych podręczników i zeszytów. Stałam się bezwzględna, bo dość mam marnowania czasu na powtórki, które nic nie dają. To właściwie nie są powtórki tylko uczenie tego samego od nowa, a to nie ma sensu, że już nie wspomnę o tym, że nie ma na to czasu.
Druga sprawa to kwestia kultury. Wchodzi sobie uczeń do sali, siada w ławce, czapka na głowie (swoją drogą powinnam się chyba cieszyć, że bez papierosa w zębach i bez nóg na ławce).
-Zdejmij czapkę.-to ja.
-A dlaczego? Tu nie ma krzyża.-to on.
Fakt, nie mam krzyża w sali,bo sobie tego nie życzę i jak na razie nikt mnie do tego nie zmuszał, na szczęście. Zastanawiam się jednak, jakim cudem doszedł on do wniosku, że skoro w klasie nie ma krzyża to wszystko mu wolno. Myślałby kto, że jak krzyż wisi, to zachowuje się lepiej… nic z tego, ale brak tegoż jest doskonałą wymówką. Dlatego właśnie mało szału nie dostaję na tego typu odzywki, które może nie są na porządku dziennym, ale na pewno zdarzają się bardzo często. I, mówiąc szczerze, męczy mnie to. Zastanawiam się w takich chwilach, dlaczego kiedyś tego nie było. Nie przypominam sobie, żeby w mojej szkole można było tak fikać nauczycielowi. A jak się fikało, to się dostawało od rodziców i po delikwencie. Teraz rodzice nie potrafią utrzymać dzieci w ryzach, licząc na wychowanie w szkole, a my nie mamy na to ani warunków, ani narzędzi.
I tym smutnym akcentem kończę na dzisiaj.

3 komentarze:

  1. Myślę, że po prostu żaden uczeń nie chce się wychylać. Nazywa się to złym wpływem środowiska.
    Po za tym nie mają wystarczającej motywacji. Powtórki mają sens gdy są przygotowaniem do ważnego dla ucznia egzaminu, a w takiej sytuacji jak pani opisała są traktowane jako luźniejsze lekcje. Uważam, że dobrze jest skłonić uczniów do samodzielnej inwencji twórczej. Uczniowie chętniej pogłówkują niż będą recytować sztywną wiedzę. Moja była nauczycielka polskiego z liceum zadawała pytania klasie. Wielu jeśli nie wszyscy będzie milczeć, ale w takiej sytuacji można się zwrócić z pytaniami do konkretnych osób. Ważne tu jest by nie pozwalać uczniom nie odpowiadać, bo (jak z własnego doświadczenia wiem) wtedy kolejne osoby też nie będą się trudzić. Dobrym wyjściem jest tu oczywiście ocena (dobra lub zła) dla najbardziej aktywnych i nie zainteresowanych jakąkolwiek konwersacją. Nie miałem zamiaru pani pouczać, ale nie dawno siedziałem po drugiej stronie klasy wiec dzielę się spostrzeżeniami.

    Co do kwestii kultury to sam jestem bardzo ciekawy jak rozwiązać ten problem. Wspomniana polonistka zapytała mnie kiedyś co bym zrobił jako nauczyciel w sytuacji gdy uczeń przychodzi do klasy w kapturze i kładzie się na ławce nie reagując na nauczyciela. Jestem ciekawy co pani by wtedy zrobiła? Ona zaproponowała zwrócenie delikwentowi uwagi żeby wiedział iż jego postępowanie jest nieakceptowane, a potem zignorować go i prowadzić lekcje. Mi jednak za bardzo przypomina to właśnie akceptację tego zachowania poprzez brak reakcji jako że uczeń postawił na swoim. Lepszą reakcją wydaje mi się wyproszenie delikwenta- skoro nie zależy mu na nauce to niech nie przeszkadza innym- i wstawienie mu nie obecności. Obie reakcje zaobserwowałem w szkole. Choć żadna nie zmieniła ucznia to ta druga wywołała chociaż jego spokój na danej lekcji (nie chciał wyjść).

    Gratuluje ciekawego bloga.
    wsobny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o pierwsza kwestię to może i racja, może i uczniowie chętniej główkują sami, ale czasami potrzeba po prostu zrobić powtórkę, bo nie wszystko jesteśmy w stanie zamienić w przyjemność. Zabawa czy kreatywność pociąga za sobą większą ilość przeznaczonego na lekcję czasu, a czy nam się to podoba czy nie, mamy program do zrobienia i nie ma przebacz (żeby nie było wątpliwości-nie podoba się nam :))
    Co do zachowania... Niestety, nie możemy wyprosić ucznia z klasy i właśnie dlatego z tym jest taki problem. Nie wolno nam pozbawiać go możliwości zdobycia wiedzy, więc "wolno mu" zachowywać się jak neandertalczyk, a my możemy tyko na to patrzeć. Można poprosić ucznia, żeby poszedł po panią pedagog, można zadzwonić do rodzica, ale niestety często te sposoby zawodzą, bo skoro do mnie odnosi się w ten sposób to taki sam stosunek ma do innych.

    OdpowiedzUsuń
  3. z doświadczenia, jako niegdyś uczennica, potem nauczyciel (epizod na szczęście krótki), pracownik w zespole ludzi, i hehe pożal się boże pracodawca, oraz z teorii wiem, że mówienie do ogółu zwalnia z myślenia, a konkretnie z odpowiedzialności (a bo może ktoś inny się wypowie, a bo to nie do mnie). skuteczne jest pytanie wprost, z imienia. wtedy nie ma ucieczki. odpowiedzi nt to be pewnie też ;)
    zagadnienie dot. psychologii tłumu. dlatego jak ktoś Cię napadnie, to nie krzycz do ludzi "niech mi ktoś pomoże" bo nikt się nie ruszy. popatrz komus w oczy i powiedz "pomóż mi".
    dość wymądrzania się :) sorka :)

    OdpowiedzUsuń