No tak, Młody poszedł do żłobka. Miałam nadzieję, że będę miała więcej czasu na pisanie, trochę wolnego czasu dla siebie, a tu nic z tego, nadal orka na ugorze. Młody rano do żłobka, ja do pracy i tak do 15, kiedy to muszę odebrać Młodego. Czasami zaprowadzam go troszkę później, żeby później móc go odebrać, ale oczywiście to nie pomaga, bo cały ten czas spędzam w pracy. Dzisiaj w końcu się zbuntowałam i postanowiłam nieco dłużej pobyczyć się w domu.
Przede wszystkim, jak widać, gastroskopię przeżyłam. Ledwo… Koleżanka poradziła mi, żeby wszystko opisać ze szczegółami, plastycznie, ale chyba się jednak nie pokuszę :). Miłe to nie było, ładne też nie, ale trzeba było przeżyć. Okazało się, że mam kamień w woreczku żółciowym i refluks żołądkowo – przełykowy. Oczywiście najbardziej rozbawił mnie główny lekarz (nie jestem pewna czy był to ordynator, ale mój lekarz poszedł do niego po konsultację). Ja: „panie doktorze, kiedy trzymam ścisłą dietę, wszystko jest dobrze, ale jeśli tylko zjem choćby kluski śląskie to znowu boli”. Naiwna myślałam, że znajdzie jakieś rozwiązanie sytuacji. On: „skoro panią nie boli, jak pani trzyma ścisłą dietę, to niech pani trzyma ścisłą dietę”. No tak, służba zdrowia. Za biedna na leczenie, dochodzenie przyczyn bólu i jego likwidowanie. Tak więc trzymam ścisłą dietę, bo wtedy nie boli, biorę leki (oczywiście bajecznie drogie) i mam zgłaszać się regularnie na konsultacje u gastrologa. Nie wiem tylko, jak długo wytrzymam zanim napiję się kawy i z bólami trafię na pogotowie…
Teraz praca. Najczęściej mam na dziesiątą albo jedenastą, co jakoś wcale mnie nie cieszy, bo wolałabym wcześniej zaczynać i wcześniej kończyć, skoro i tak przez Młodego jestem na nogach o siódmej. Ale oczywiście w sprawie planu mam niewiele do gadania. Poza tym dostałam nową salę, która świeci pustkami i którą w związku z tym muszę zapełnić. Wyskrobałam małe pisemko w prawie pomocy dydaktycznych, pewne szanse realizacji istnieją, ale nie przywiązuję się do tej myśli. Przy okazji okazało się, że takie pomoce są cholernie drogie, bo taka choćby tablica z czasownikami nieregularnymi o wymiarach 100x70 potrafi kosztować prawie 200 złotych. Ale oczywiście z obawy o finanse szkoły wybrałam takie tańsze. Na szczęście i takie są.
O uczniach chwilowo nic nie napiszę, bo jak to zwykle na początku roku bywa, ważniejsza jest papierologia niż uczniowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz