Czuję się całkiem jakbym wróciła do szpitala po porodzie, a to za sprawą cudownej diety. Nie jem nic smażonego, nic ciężkostrawnego, nie piję kawy, napojów gazowanych, nie jem słodyczy… Taaaaak, chciałam schudnąć, ale niech nikt nie pomyśli, że ja tak z własnej woli i dla szczupłej sylwetki to robię. O nie, na to jestem zbyt wielką hedonistką (dlatego, jak wielokrotnie pisałam, chyba nie dane mi jest schudnąć). Nie, dieta spowodowana jest czymś zupełnie innym. Otóż wysiadła mi wątroba. Wątroba, woreczek żółciowy, przewód pokarmowy… co by to nie było, coś wysiadło. Wizyta na izbie przyjęć z jakimś tam enzymem wątrobowym podniesionym dziesięciokrotnie uświadomiła mi, że już nie będę się katować myślami o wspaniałych rzeczach, których NIE POWINNAM jeść w czasie diety, bo po prostu NIE MOGĘ ich jeść z rozwaloną wątrobą (czyż nie wpaniała jest umiejętność znajdowania pozytywów w każdej popierdolonej sytuacji?).
Dlaczego wysiadła mi wątroba? Nie wiem. Posądzana byłam o notoryczne nadużywanie alkoholu, zwane potocznie pijaństwem, ale na to byłam nieco za trzeźwa. Potem podejrzenia padły na ciążę, jako że podobno dość często po ciąży dostaje się kamieni. Ok., nie będę się dalej wymądrzać, bo nie mam pojęcia, co mi jest i dlaczego, ale lekarze część swojego już zrobili. Wszystkie enzymy wątrobowe szaleją, normy przekroczone są dziesięciokrotnie i trzeba zacząć dalszą diagnostykę.
Także po pierwszych dniach pracy (gdybym poszła do swojej lekarki, to pewnie i tych pierwszych dni by nie było), wybieram się do szpitala na nieco dłużej. Z pewnością moja pani dyrektor będzie tryskać entuzjazmem, zgoła jak fontanna wrocławska, a i ja sama (o dziwo) wcale nie jestem zachwycona tą perspektywą, ale jak trzeba to trzeba. Czeka mnie USG brzucha i gastroskopia (niech kto żyw trzyma za mnie kciuki w poniedziałek), po których to badaniach powinnam wiedzieć już coś konkretnego. Właściwie nie ja, tylko lekarze, bo w ich ręce oddaję się całkowicie jako kompletny laik.
Pewnie coś tam jeszcze do czasu wizyty w szpitalu wyskrobię, ale chwilowo pochłania mnie wywołująca odruch wymiotny wizja połykania rurki…
Szczerze Ci współczuję, bo takowa wizja mnie by chyba przeraziła na maksa z efektem? Nie stawienia się na badania:)Sama jestem po kilku operacjach, w tym po skręcie jelit, ale wątroba moja jest ok ( na razie:)Życzę Ci dużo zdrowia i trzymam kciuki za polepszenie stanu wątroby:)
OdpowiedzUsuńTo powyżej napisałam ja, czyli...Inna:))))
OdpowiedzUsuńO, oł....no to faktycznie średnio. Gastroskopia brrr...ale na pewno już dałaś radę, bo piszę we wtorek, więc jesteś super-dzielnym-pacjentem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń