W szkole wynaleziono coś, co nazywa się zajęciami opiekuńczo – wychowawczymi. Na czym to polega? Otóż jeśli uczeń nie przyniesie kartki, że ma się nim kto zająć w dni wolne (albo ustalone przez szkołę jako wolne, jak na przykład w poniedziałek), to ma obowiązek stawić się w szkole. Nie ma lekcji (dni wolne od zajęć dydaktycznych), a jedynie nauczyciele mają nad nim sprawować opiekę, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Oczywiście w praktyce wygląda to nieco inaczej.
Podam przykład naszej szkoły. W piątek pojawił się plan lekcji sklecony dla osób, które kartek nie przyniosły. Ku mojemu zdziwieniu pojawił się tam napis „język angielski”. Tylko co ja mam z tymi dziećmi robić, skoro nie mogę robić angielskiego, bo nie ma zajęć dydaktycznych (poza tym połowa klasy została zwolniona przez rodziców, więc i tak musiałabym robić ten sam temat dwa razy). Oczywiście efekt końcowy jest taki, że w szkole pustki, nikt nie przyszedł, a zgraja nauczycieli siedzi w pokoju nauczycielskim. Po uporządkowaniu i uzupełnieniu papierków pozostaje nam siedzieć i patrzeć się na siebie nawzajem. Nikt nie wziął żadnych sprawdzianów ani kartkówek do sprawdzania, bo przecież miały być zajęcia.
No i siedzimy sobie w pokoju nauczycielskim i gadamy o dupie Maryni. Jedni siedzą na necie, inni (moi) piszą posty na blogi, jeszcze inni grają na telefonie. Nie rozumiem tej idei. Mamy teraz siedzieć do 11, bo taka jest zasada. Siedzieć kompletnie bezproduktywnie.
Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Rozumiem (chociaż też nie do końca) świetlicę, że musi być otwarta. A ci, którzy nie przyszli a mieli być, powinni być jakoś ukarani!! Tylko fakt, nie ma takiej możliwości. Wiele jest absurdów w tym zawodzie, niestety. Ale myślę sobie, że to akurat zależy od dyrekcji. Pracowałam w trzech gimnazjach i dwóch postawówkach i nigdy w życiu nikt czegoś takiego nie wymyślił
OdpowiedzUsuń