czwartek, 29 września 2011

Moja praca.

Jestem świeżo po lekturze wywiadu z pewnym panem, który znalazłam w pewnym brukowcu. Nie będę podawała ani nazwiska owego pana, ani tym bardziej nazwy pisemka, wspomnę tylko o wniosku, jaki wyciągnęłam z tego całkiem niezłego zresztą wywiadu. Otóż pan ten czuje się spełniony i szczęśliwy, bo jego praca daje mu satysfakcję, a życie prywatne dostarcza wielu radości. I tak sobie w związku z tym pomyślałam, że mnie też praca dostarcza wiele satysfakcji. Właściwie na równi z frustracją, niestety, ale zdałam sobie bardzo mocno sprawę z tego, że ja lubię uczyć.
Ile już razy obiecywałam sobie, że rzucę tą robotę i najmę się do jakiejś korporacji do prowadzenia szkoleń z języka albo na tłumacza. Przynajmniej zarobię normalne pieniądze i nie będę musiała kombinować od pierwszego do pierwszego. I za każdym razem na czczych pogróżkach się kończyło. A czemuż to? Bo kocham to, co robię. Wśród tych wszystkich żalów, które wylewam wartkim strumieniem, wśród tej papierkowej roboty, której nienawidzę, kryje się coś, co uwielbiam, co jest moim motorem, napędza mnie i pozwala cieszyć się życiem – uczeń.
Kocham te dzieciaki. Czy ten lepszy, czy ten gorszy, każdy jest w jakimś stopniu mój. Każdego w jakimś stopniu kształtuję. Czy robię to dobrze, czy źle, policzone mi zostanie nieco później. Nie jestem w stanie tego zweryfikować, bo rzadko kiedy mam okazję usłyszeć kilka słów prawdy od swoich uczniów. Kiedy dorastają, nie bawią się w odwiedzanie starych nauczycieli. A jeśli nawet odwiedzają, to nie wychodzi się poza zwyczajowe ramy (co tam w nowej szkole, jak Ci wyszło życie, co teraz robisz?). Nikt nie mówi: „wiele Pani zawdzięczam, chcę podziękować”, czy „strasznie Pani nie lubiłam, była Pani zbyt ostra” (dementuję przekonanie, że ostrych nauczycieli pamięta się najmilej – do dziś wspominam swoją ostrą nauczycielkę ze szczerą nienawiścią). 
Natomiast na pewno kocham to, co robię. Kiedyś, gdy szłam na kolejny kurs czy inne szkolenie, usłyszałam od męża: „Ty chyba to lubisz. Tak latać z kursu na kurs czy na inne głupie rady pedagogiczne”. Wtedy zaparłam się tego, jak żaba błota. Teraz odpowiedziałabym inaczej. Tak, lubię to. Nie dlatego, że mogę się czegoś nowego nauczyć, ale dlatego, że to jest część pracy nauczyciela, a ja kocham być nauczycielką. Pomimo wielu problemów, trudności, kłód rzucanych nam pod nogi.
Przygotowuję każdą lekcję najstaranniej jak się da. To nieprawda, że po kilku latach nauczyciel ma system i już nic nie musi robić. Dobry nauczyciel uczy się każdej klasy z osobna i do dzieci dostosowuje prowadzone lekcje. Czasem można zrobić więcej, czasem mniej, zawsze trzeba być na bieżąco. Można wymyślać nowe lekcje, chodzić z dziećmi do kina, na wycieczki, pracować z tablicą multimedialną, wchodzić na strony internetowe. To wszystko zajmuje czas, wymaga mojego poświęcenia, czasem kosztem dziecka i rodziny. Tyle że, jak już napisałam, tam też są „moje” dzieci, które mniej lub bardziej świadomie, ale jednak na mnie liczą. Czasem cierpi rodzina, czasem szkoła. Nie można mieć wszystkiego.
Najważniejsze jednak, że daję z siebie wszystko, a czasem nawet więcej. Dlatego właśnie czuję się spełniona. Bo wiem, że nie odwalam fuszerki i jestem w porządku w stosunku do samej siebie. Ostatnio pewien dyrektor z pewnej szkoły powiedział kilka bardzo mądrych zdań. Brzmiało to mniej więcej tak:
„Jako nauczyciele jesteśmy odpowiedzialni tylko i wyłącznie za to, co robimy, jak nauczamy, czy robimy to dobrze. Nie jesteśmy jednak w najmniejszym stopniu odpowiedzialni za wyniki uczniów. Co oni robią z tą wiedzą, zależy od nich. My mamy ich uczyć, ale nauczyć muszą się sami.”
I niech te słowa, które stały się moim mottem, będą tu puentą.

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tym co napisałaś. Ja generalnie przechodzę jakiś taki kryzys zawodowy, ale wiem na pewno, że chcę pracować w szkole, mieć kontakt z uczniami. Pracowałam w różnych miejscach, wielu różnych, ale naprawdę najlepiej czuję się w tej pracy. I nieważne są te wakacje, ferie czy inne podobne udogodnienia. Nie zrezygnowałabym z tej pracy nawet gdyby nam te wakacje i ferie zabrali. Bo to nie jest zawód, tylko powołanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo praca nauczyciela jest BARDZO frustrująca. Nic na to nie poradzimy, tak po prostu jest. Pewnie tak samo jest w przypadku lekarza czy sprzedawczyni, gdzie ludzie potrafią być różni.
    Nie zgodzę się jednak z tą teorią z wakacjami :) Nauczyciel też musi odpocząć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja wolałabym te 26 dni urlopu, ale biorę go kiedy ja chcę. Niepotrzebne są mi te dwa miesiące (poza tym, ze zwykle mam niepłatne, bo mam umowy do końca czerwca)Chodziło mi bardziej o to, że nie zrezygnowałabym z tej pracy nawet gdyby zabrali te wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nikt nie mówi: „wiele Pani zawdzięczam, chcę podziękować”, czy „strasznie Pani nie lubiłam, była Pani zbyt ostra” (dementuję przekonanie, że ostrych nauczycieli pamięta się najmilej – do dziś wspominam swoją ostrą nauczycielkę ze szczerą nienawiścią)"

    Życzę Ci, żebyś kiedyś doczekała się podziękowań. Ale jestem przekonana, że nawet jeśli nikt Ci tego nie powiedział, gdzieś tam po świecie już chodzą osoby, które wiedzą, że wiele Ci zawdzięczają i może zresztą dzielą się tym spostrzeżeniem z innymi, więc kiedyś prawda dotrze do Ciebie okrężną drogą? Mnie się kilka razy zdarzyło usłyszeć coś takiego od byłych uczniów lub studentów i było to bardzo budujące. Z zawodem zerwałam chyba już na zawsze, ale przynajmniej wiem, że warto było się dla nich wypalić.
    A co do "ostrych" nauczycieli, przyjaźnię się od niedawna z byłą uczennicą, która przeze mnie (czy może mojego hopla na punkcie transkrypcji fonetycznej) chciała w pierwszej klasie zrezygnować ze szkoły.
    (ipi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia.
      A że chodzą to jestem niemal pewna. Niech dowodem będzie krotka historia.
      Na pierwszym roku studiów uczyłam klasę z zawodówki przez trzy miesiące. Epizod. Miałam inne nazwisko, bo to jeszcze przed ślubem. Po około 7 latach od tego epizodu na Naszej Klasie pisze do mnie chłopaczek, który twierdzi, że uczyłam go kiedyś tam, w tej właśnie szkole. I on mnie pamięta! I mnie znalazł! I to był szok, który do dzisiaj wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

      Usuń