Nigdy nie myślałam, że powiem to moim uczniom. Zwłaszcza że sama nienawidziłam, kiedy jakiś nauczyciel (zwłaszcza z przedmiotu, w którym nie widziałam swojej przyszłości, jak biologia czy fizyka) mówił, że jego przedmiot jest najważniejszy i inne go nie interesują. I starałam się, naprawdę się starałam, żeby moi uczniowie nie usłyszeli tych słów z moich ust. Jednak okazało się, że tak się nie da.
Kiedy nie było egzaminów z języka, można było jeszcze tego uniknąć. Dzieci albo widziały sens w uczeniu się języka, albo nie i to był ich własny wybór. Oceniałam ich według wiedzy, ale także częściowo według chęci, bo nie każdy ma zdolności do języka. W pewnym momencie jednak i ja zaczęłam być oceniana. Oceny wystawiane przeze mnie zaczęły być weryfikowane przez egzamin zewnętrzny. A egzamin zewnętrzny bierze pod uwagę tylko i wyłącznie wiedzę. I tu zaczął się problem. Już nie mogę oceniać dobrych chęci. Już muszę oceniać tylko i wyłącznie wiedzę. Są tego plusy – bo w końcu o to chodzi, żeby się porządnie nauczyć, ale są też minusy – bo naprawdę nie każdy ma talent do języków i ja to mogę zrozumieć.
Dlatego właśnie w tym roku moi uczniowie po raz pierwszy usłyszeli te okropne słowa : „Angielski jest najważniejszy. Nie interesuje mnie, ile sprawdzianów macie ani z jakiego przedmiotu. Dla mnie liczy się tylko mój przedmiot.” I koniec. Nie powiem, że lubię siebie za te słowa. I wiem, że język jest ważny i z pewnością wcześniej czy później oni też się o tym przekonają i będą musieli wziąć prywatne lekcje, bo przecież ta głupia pani w szkole niczego ich nie nauczyła. Jednak chciałabym, żeby moi uczniowie nie przekonali się o tym w ten sposób. Żebym nie musiała używać takich słów, których obiecałam sobie nie używać. Tyle że inaczej się już nie da.
Ewentualnie jeszcze inny język obcy - wszak niekoniecznie z angielskiego muszą egzamin zdawać. Choć może nauczasz w gimnazjum, tam nie zawsze jest wybór.
OdpowiedzUsuńNapisałam powyższe, choć święcie się z Tobą zgadzam, sama jestem anglistką w końcu, i sama tego niechcianego argumentu użyłam już niejeden raz, niestety.
W związku z tym na nowy rok obu nam życzę, byśmy miały w rękawie bardziej przyjazne nam i uczniom argumenty :)
No tak, mają wybór, teraz nawet w gimnazjum, ale jest to wybór tylko pozorny. O tym jednak napiszę może w innym poście.
OdpowiedzUsuńNo i oby w końcu nawet uczniowie gimnazjum zrozumieli, że języka trzeba się uczyć, bo to podstawa przy poszukiwaniu pracy w dzisiejszych czasach.
No oczywiście, że angielski jest najważniejszy. :D Można podejść do układu trawiennego parzystokopytnych, polityki późnych Piastów tudzież zasobów mineralnych Tanzanii metodą trzech Z (zakuć, zaliczyć, zapomnieć), ale język to język i nigdy nie wiadomo, kiedy nam się przyda tak durne słówko jak silverfish (rybik, Stanisławski otwierał mi się na nim samoistnie) albo ambidextrous.
OdpowiedzUsuń(ipi)
Mnie się ani jedno, ani drugie jeszcze nie przydało, ale wszystko przede mną :)
Usuń