Już na początku tego roku szkolnego zostałam mianowana na koordynatora
do spraw projektów oraz koordynatorem do spraw WKE. Nie ważne nawet, co to
oznacza. Dla mnie oznacza to po prostu masę roboty. Dodatkowo muszę prowadzić
swój własny projekt (bo już najwyższy na to czas). Oczywiście poza tym mam i
tak kupę pracy, bo łapię się za wszystko w związku z awansem.
I właśnie przez te wszystkie jakże kreatywne aktywności zdałam obie
sprawę z jednej podstawowej rzeczy – nie jestem kreatywna. Jestem odtwórcza.
Onieśmiela mnie fakt, że są wokół mnie ci wszyscy kreatywni ludzie, którzy mają
tyle pomysłów podczas gdy ja siedzę i nie potrafię wymyślić nawet głupiego tematu
dla własnego projektu. Oni wszyscy wymyślają nie tylko tematy, ale mają w
głowie całe scenariusze. A ja potrafię jedynie wykonać polecenia, skorzystać z
czyichś pomysłów i wprowadzić je w życie, ale kiedy przychodzi do wymyślania,
zastygam jak żona Lota. Spełniam się w realizacji. Wymyślanie to nie dla mnie.
Nie wiem, czy to coś złego. W dzisiejszym, jakże pełnym kreatywności,
świecie - pewnie tak. Przynajmniej tak czuję. Zastanawiam się jednak, czy tak
być powinno. Nie wszyscy muszą być super kreatywni, tak jak nie wszyscy muszą
mieć maturę. Nie powinnam czuć się gorsza tylko dlatego, że zamiast rzucać
pomysłami jak z rękawa potrafię jedynie grzecznie siedzieć i te pomysły
przyjmować. W grupie takich ludzi czuję się jednak jak nieudacznik, który nie
umie wykrztusić z siebie słowa. I to nie jest wina tych ludzi, bo oni nijak nie
dają po sobie poznać, że uważają mnie za gorszą. Ale przecież musi tak być.
Skoro zgadzam się na wszystko, nie wysuwam własnych pomysłów, nie wyrażam
swoich myśli, to musi być ze mną coś nie tak.
I tu dochodzi drugi problem. Nie potrafię pracować w grupie. Samej mi
lepiej. Jak tak sobie spokojnie usiądę w kąciku to jest szansa, że może coś
jeszcze spłodzę. Kluczem jest samotność i dużo czasu. A w grupie czuję się
głupio. Patrzę na tych ludzi pełnych werwy, przerzucających się pomysłami i
zastygam. Prawdopodobnie nie za dobrze wybrałam sobie zawód, skoro mam problemy
pracować w grupie. Tyle że ja się spełniam w pracy z uczniami. To jest mój
żywioł, to kocham. I myślę sobie, co z tymi uczniami, którzy tak jak ja zupełnie
się w grupie nie odnajdują, a każe im się pracować nad projektem z kilkorgiem
innych osób. Jak biedne muszą być te dzieciaki, którym głos zastyga w gardle i
wydaje się, że nic do pracy nie wnoszą? Dlaczego zmuszane są do czegoś, w czym
się nie odnajdują? Dlaczego każe im się działać wbrew sobie, przymusza do
„nauki” pracy w zespole, skoro oni wspaniale radzą sobie sami ze sobą?
Nie rozumiem tego i chyba nie będzie mi dane zrozumieć. Być może to ja
nie mam racji i powinnam zastanowić się nad zmianą zawodu, ale mimo wszystko
uważam, że również jako nauczyciel wcale nie muszę mieć talentu pod tytułem
„pracujmy wszyscy razem i bądźmy kreatywni”.
P.S. Temat projektu wstępnie wymyśliłam i brzmi chyba dumnie :)
‘W krainie skrzatów i elfów, czyli jakie legendy
i baśnie skrywają Wyspy Brytyjskie?’
Oczywiście do dalszych konsultacji z
dzieciakami.