poniedziałek, 13 sierpnia 2012

I kolejny nowy rok szkolny...


Coraz większymi krokami nadchodzi nowy rok szkolny. Najważniejszy moment w pracy nauczyciela. Trzeba w końcu zacząć się do niego przygotowywać. O tak. Dla tych, co to myśleli, że nauczyciele nie muszą nic robić przez cały rok, a na pewno nie przez wakacje to z pewnością jest zaskoczenie. Jednak prawda jest taka, że jeśli ktoś ma odpowiednią motywację (na przykład lubi swoją pracę), musi zacząć się starać nieco przed pierwszym września. Nie ma mowy o leniuchowaniu przez bite dwa miesiące.
No ale do rzeczy. Po pierwsze primo, zmienia nam się pani dyrektor. Wprawdzie stara zostaje na stanowisku wicedyrektor, ale jednak co nowa twarz to nowa twarz. Tym samym nowe wymagania. Jakie, nie wiem. Dowiemy się pewnie na początku współpracy. Po drugie primo, jest to drugi rok mojego awansu zawodowego. A jak wiadomo, przy trzyletnim cyklu drugi rok jest najgorszy. Najbardziej pracowity, najbardziej zajęty. W pierwszym roku człowiek się wdraża, w trzecim przygotowuje do egzaminu, a w drugim zapiernicza. Takoż i ja mam zamiar zapierniczać. Po trzecie primo, muszę w końcu przystąpić do projektu edukacyjnego. Na jaki brandzel ktoś to wymyślił, tego nigdy pewnie się nie dowiem, ale jest i trzeba w tym cyrku udział wziąć.
I właśnie dlatego teraz siedzę i wymyślam wygląd gazetek klasowych, dumam sobie nad konkursami szkolnymi, próbuję wymyślić temat projektu (jeszcze do uzgodnienia z dzieciakami), debatuję nad pomocami naukowymi, planuję lekcje otwarte, etc. Pod koniec minionego roku szkolnego aktualna (jeszcze) pani dyrektor zarzuciła mi, że za mało robię „na zewnątrz”. Owszem, spełniam się we wszystkich inicjatywach, które nie wymagają pokazywania się w szkole/poza szkołą, a pozostają w zaciszu klasowym (ewentualnie jakieś wyjście z klasą na pokaz/projekcję), ale w ogóle nie pokazuję szkoły na zewnątrz. Dlatego też w tym roku zamierzam się rozdwoić i poświęcić wszystkie moje nerwy na wszelkiego rodzaju inicjatywy, i te wewnątrz, i te na zewnątrz.
Dlatego trzymajcie za mnie kciuki, bo ten rok będzie doprawdy pracowity.

11 komentarzy:

  1. Jak widać po tekście fajna z pani nauczycielka. A czego pani uczy jeśli można wiedzieć? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Doczytałem i uczy pani z angielskiego, tak? Tak się składa, że to mój ulubiony przedmiot! :) Czekam na kolejne wpisy. Aha, i poleciłbym mówić otwarcie do nich to co tutaj pani pisze. O tym wszystkim. Sądzę, że taka szczera rozmowa da więcej niż podchody. :) Powodzenia!

      Usuń
    3. Tak, uczę angielskiego.
      Nie stosuję żadnych podchodów, ale też nie o wszystkim uczniom mówię. To najczęściej są moje, nauczycielskie problemy i bolączki i to ich nie musi interesować. Ale że ich lubię to mówię zawsze.
      Cieszę się, że lubisz angielski. Może dołączysz do grona anglistów w przyszłości... :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Tak, właśnie mam plany na filologię Angielską (lub Francuską). :) Powiem szczerze dziwnie pisać w nauczycielem w swobodny sposób, ale nie sądzę, że ich to nie interesuje. Nie chce być pani dla nich przyjaciółką? Przyjaciele mówią sobie o swoich bolączkach. Nie chodzi mi o jakieś wielkie zwierzanie, ale zahaczenie o jakiś temat. Sam chcę być nauczycielem i myślę nad tym często dopóki mam przyjemność być po tej drugiem stronie. Może to dziwne, ale jeśli ma pani jakiś problem z uczniem chętnie coś doradzę. Jak pisałem dużo czasu zastanawiam się nad pracą nauczyciela. Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Jeśli zdecydujesz się na bycie nauczycielem to od razu mogę Ci powiedzieć, że bycie przyjacielem nie do końca zdaje egzamin. Owszem, traktuję uczniów dość swobodnie, nie robię z siebie Wielkiej Pani Profesor (zresztą i tak nikt by nie uwierzył, nie mam wystarczająco surowego wyrazu twarzy :)), ale jednak moimi przyjaciółmi uczniowie nie są. I to nie jest żaden zarzut, żadne wywyższanie się czy uważanie, że nie są na to dość dorośli. Po prostu tak się nie da. Tak samo, jak rodzic mimo wszystko musi być rodzicem, a nie tylko przyjacielem, tak samo nauczyciel jednak musi być nauczycielem. Taka rola nas, dorosłych.
      A moi uczniowie dość często rozmawiają ze mną swobodnie, więc nie masz się co dziwić. Ja też, tak jak Ty, jestem człowiekiem i to jest najważniejsze.
      Na razie problemów z uczniami nie mam, ale zgłoszę się pewnie we wrześniu :) Ciekawie będzie posłuchać drugiej strony w dzisiejszym świecie (bo jednak ja uczennicą byłam już kilka... lat temu). A z kolei moi uczniowie (jakkolwiek szczerzy) nie powiedzą mi jednak wszystkiego.
      I powodzenia w planach.
      P.S. Też uczyłam się francuskiego, ale bez większego powodzenia. W tej materii jestem nieuleczalny matoł.

      Usuń
    6. Zobaczę na sobie. :) Ja francuskiego też się nie uczyłem, ale zamierzam zacząć w liceum. Chętnie w czymś doradzę.

      Usuń
  2. trzymam kciuki! z własnych doświadczeń stażowych powiem, że faktycznie to wychodzenie z działaniami poza mury szkoły to był mocny punkt w moim dorobku i stażach na nauczyciela mianowanego i dypomowanego. jestem po kursie na eksperta MEN do spraw awansu zawodowego i takie pozaszkolne działania są istotne oraz ważne. a zatem powodzenia :)

    pozdrawiam
    dorota

    OdpowiedzUsuń
  3. projekt zrobi Pani ciekawy w międzynarodowym programie eTwinning
    www.etwinning.pl www.etwinning.net

    jola

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam koleżankę po fachu :) U mnie trzeci rok awansu, za to pierwsza klasa, więc wiele niewiadomych przed pierwszowrześniowym spotkaniem i świadomość bardzo ciężkiej pracy do grudnia. No ale - warto teraz max sił włożyć, żeby przez następne 2,5 roku mieć zgraną fajną klasę. Prezentowanie klasy/szkoły na zewnątrz wcale nie musi boleć, nie musi być związane z uzewnętrznianiem się - biorę udział z dziećmi w różnych ogólnopolskich konkursach (jeden wygraliśmy nawet, w drugim zajęliśmy 3 miejsce) - efekty wspaniałe, ale nie trzeba było "się" pokazywać, a sądzę, ze tu problem leży największy. Jak masz chęć pozablogowo pogadać o zawodowych sprawach, zapraszam na basiekjaga(małpa)gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie chodzi o to, że to musi mieć związek z uzewnętrznianiem się, zresztą raczej nie mam z tym problemu. Po prostu pewne wydarzenia sprawiły, że postanowiłam się "zewnętrznie" nie wychylać. Powodem była właśnie pani dyrektor (choć ona pewnie nie zdaje sobie nawet z tego sprawy), ale nie będę roztrząsać tego na blogu, bo sprawa stara.
      Dzięki za kontakt. Z pewnością się odezwę, ale chwilowo mam tyle roboty, że nie mam czasu.

      Usuń