Ostatnio w TV obejrzałam reportaż
pod tym właśnie tytułem. Wynikało z niego, że polski ateista jest
konformistycznym i niezdecydowanym małym człowieczkiem, bo chociaż sam zdradza
niechęć do religii i żadnych stosunków z kościołem nie utrzymuje to mimo wszystko
dziecko i ochrzci, i na religię pośle, i komunię mu nawet wyprawi. Ci, którzy
są nieco bardziej ekstremalni nawet tego nie robią i konsekwentnie trzymają
swoje dzieci w religijnej niewiedzy.
No i teraz nadchodzi to, na co
wszyscy czekają z zapartym tchem, czyli co myślę o tym JA, zapalona ateistka
(choć nie apostatka, nie składa się, a powinnam to w końcu zrobić). Otóż
zupełnie nie rozumiem takiego trwania w rozkroku pomiędzy byciem ateistą a
chrzczeniem dzieci dla świętego spokoju. Dupa a nie ateista. To tylko ktoś, kto
nie ma ochoty praktykować, ale zasady katolickie zakorzenione są w nim tak
głęboko, że nie może przestać być katolikiem. Jak dla mnie taki człowiek nie
może w pełni nazywać się ateistą, a jedynie kimś, komu z kościołem nie po
drodze. I nie trafiają do mnie tłumaczenia, że jest ciężko, że nic nie jest
czarno-białe. Nie jest, to prawda, ale mimo wszystko minimum konsekwencji by
się przydało. Jak takie dziecko będzie wychowywane? Przez rodziców
"ateistów" w wierze katolickiej? (bo do tego się zobowiązują na
chrzcie rodzice chrzestni, a pośrednio i rodzice) Przykro mi, ale nie rozumiem.
Jest i taki pogląd, jaki zdarza
mi się słyszeć wielokrotnie i jakiego doprawdy nie rozumiem. "Poślij
dziecko na religię, co ci zależy, niech ma wybór." Jaki wybór ja się
pytam? Między religią katolicką a katolicką? Nie pojmuję tej logiki. Gdyby
jeszcze w naszym kraju uczono wiedzy o religiach to rozumiem - pozna dziecko,
zrozumie, wybierze. Ale nauczanie jedynie słusznej religii i nazywanie tego
wyborem to już przerasta moje granice pojmowania. Zaś chrzczenie dziecka dla
spokoju babć i cioć to już doprawdy hipokryzja, która jest szeroko praktykowana
według mojej wiedzy. No bądźmy poważni...
I na koniec taka mała dygresyjka.
Moje dziecko na religię nie chodzi. Nie pozwalam. W tym czasie (dwa razy w
tygodniu - sic!) wychodzi z paniami do innej sali albo na dwór. Nie żyje w
zamknięciu, więc o religii wie, bo mówią o niej inne dzieci i jest wszechobecna
wokół nas, ale specjalnie mu jej nie brakuje. Dziecko będzie się stykać z
religią i wiarą choćby w czasie świąt, tego nie da się uniknąć, ale to nie
znaczy, że powinnam zrezygnować z własnych przekonań. I nie, nie obrzydzam mu
ani kościołów, ani księży, po prostu ignorujemy kwestie religii jak tylko się
da, a w razie pytań tłumaczymy racjonalnie.
Tymczasem i nam zdarza się popełniać
błędy. Otóż w ostatnim czasie i szale na Jasełka daliśmy się przekonać, żeby
nasze dziecko również się w przygotowania włączyło. Biernie wprawdzie, ale też
nie do końca mieliśmy wybór, bo próby i nauka kolęd odbywały się na zajęciach
przedszkolnych, a nie tylko w czasie religii. I tak chcąc nie chcąc nasze
dziecko śpiewa kolędy, a nawet było w Jasełkach tłem (pastuszkiem śpiewającym
kolędy). Teraz wiemy, że to był błąd i nawet na to nie powinniśmy byli się
zgadzać, ale stało się, za rok będziemy mądrzejsi.
kolędy nie muszą być religijne, to element tradycji
OdpowiedzUsuńKolędy zawsze są religijne, bo traktują o narodzeniu Chrystusa. To piosenki "okołobożonarodzeniowe" (czyli Jingle bells czy Last Christmas) i zimowe nie są religijne.
UsuńMyślę, że jeśli mieszka się w kraju, którego historia ściśle związana jest z religią, nie da się odciąć od niej. Zabudowa sakralna, literatura, malarstwo, wreszcie to, o czym dyskutujemy - pieśni - wszystko to łączy się i współistnieje. Archiwa kościelne są najstarszymi zbiorami dokumentów, zawierają dane demograficzne bo to na proboszczach spoczywał obowiązek rejestracji ludności. Jeśli dziecko bierze udział w przedstawieniu jasełkowym to śmiało można to potraktować jako element sezonowej zabawy i nic poza tym. Kolędy puszczane są też w marketach i nikt z tego powodu nie czyni sobie wyrzutów. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie napisałam, że "Dziecko będzie się stykać z religią i wiarą choćby w czasie świąt, tego nie da się uniknąć". I ja nie wierzgam z tego powodu. Jednak czym innym jest "stykanie się", a czym innym świadome uczenie go czegokolwiek. Wziął udział w jasełkach i już, nic mu nie ubyło, ale więcej nie będziemy się na to zgadzać, póki to będzie zależeć od nas. I tylko tyle.
Usuń