czwartek, 1 stycznia 2015

Ateizm po polsku.


Ostatnio w TV obejrzałam reportaż pod tym właśnie tytułem. Wynikało z niego, że polski ateista jest konformistycznym i niezdecydowanym małym człowieczkiem, bo chociaż sam zdradza niechęć do religii i żadnych stosunków z kościołem nie utrzymuje to mimo wszystko dziecko i ochrzci, i na religię pośle, i komunię mu nawet wyprawi. Ci, którzy są nieco bardziej ekstremalni nawet tego nie robią i konsekwentnie trzymają swoje dzieci w religijnej niewiedzy.
No i teraz nadchodzi to, na co wszyscy czekają z zapartym tchem, czyli co myślę o tym JA, zapalona ateistka (choć nie apostatka, nie składa się, a powinnam to w końcu zrobić). Otóż zupełnie nie rozumiem takiego trwania w rozkroku pomiędzy byciem ateistą a chrzczeniem dzieci dla świętego spokoju. Dupa a nie ateista. To tylko ktoś, kto nie ma ochoty praktykować, ale zasady katolickie zakorzenione są w nim tak głęboko, że nie może przestać być katolikiem. Jak dla mnie taki człowiek nie może w pełni nazywać się ateistą, a jedynie kimś, komu z kościołem nie po drodze. I nie trafiają do mnie tłumaczenia, że jest ciężko, że nic nie jest czarno-białe. Nie jest, to prawda, ale mimo wszystko minimum konsekwencji by się przydało. Jak takie dziecko będzie wychowywane? Przez rodziców "ateistów" w wierze katolickiej? (bo do tego się zobowiązują na chrzcie rodzice chrzestni, a pośrednio i rodzice) Przykro mi, ale nie rozumiem.
Jest i taki pogląd, jaki zdarza mi się słyszeć wielokrotnie i jakiego doprawdy nie rozumiem. "Poślij dziecko na religię, co ci zależy, niech ma wybór." Jaki wybór ja się pytam? Między religią katolicką a katolicką? Nie pojmuję tej logiki. Gdyby jeszcze w naszym kraju uczono wiedzy o religiach to rozumiem - pozna dziecko, zrozumie, wybierze. Ale nauczanie jedynie słusznej religii i nazywanie tego wyborem to już przerasta moje granice pojmowania. Zaś chrzczenie dziecka dla spokoju babć i cioć to już doprawdy hipokryzja, która jest szeroko praktykowana według mojej wiedzy. No bądźmy poważni...
I na koniec taka mała dygresyjka. Moje dziecko na religię nie chodzi. Nie pozwalam. W tym czasie (dwa razy w tygodniu - sic!) wychodzi z paniami do innej sali albo na dwór. Nie żyje w zamknięciu, więc o religii wie, bo mówią o niej inne dzieci i jest wszechobecna wokół nas, ale specjalnie mu jej nie brakuje. Dziecko będzie się stykać z religią i wiarą choćby w czasie świąt, tego nie da się uniknąć, ale to nie znaczy, że powinnam zrezygnować z własnych przekonań. I nie, nie obrzydzam mu ani kościołów, ani księży, po prostu ignorujemy kwestie religii jak tylko się da, a w razie pytań tłumaczymy racjonalnie.
Tymczasem i nam zdarza się popełniać błędy. Otóż w ostatnim czasie i szale na Jasełka daliśmy się przekonać, żeby nasze dziecko również się w przygotowania włączyło. Biernie wprawdzie, ale też nie do końca mieliśmy wybór, bo próby i nauka kolęd odbywały się na zajęciach przedszkolnych, a nie tylko w czasie religii. I tak chcąc nie chcąc nasze dziecko śpiewa kolędy, a nawet było w Jasełkach tłem (pastuszkiem śpiewającym kolędy). Teraz wiemy, że to był błąd i nawet na to nie powinniśmy byli się zgadzać, ale stało się, za rok będziemy mądrzejsi.

4 komentarze:

  1. kolędy nie muszą być religijne, to element tradycji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolędy zawsze są religijne, bo traktują o narodzeniu Chrystusa. To piosenki "okołobożonarodzeniowe" (czyli Jingle bells czy Last Christmas) i zimowe nie są religijne.

      Usuń
  2. Myślę, że jeśli mieszka się w kraju, którego historia ściśle związana jest z religią, nie da się odciąć od niej. Zabudowa sakralna, literatura, malarstwo, wreszcie to, o czym dyskutujemy - pieśni - wszystko to łączy się i współistnieje. Archiwa kościelne są najstarszymi zbiorami dokumentów, zawierają dane demograficzne bo to na proboszczach spoczywał obowiązek rejestracji ludności. Jeśli dziecko bierze udział w przedstawieniu jasełkowym to śmiało można to potraktować jako element sezonowej zabawy i nic poza tym. Kolędy puszczane są też w marketach i nikt z tego powodu nie czyni sobie wyrzutów. Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie napisałam, że "Dziecko będzie się stykać z religią i wiarą choćby w czasie świąt, tego nie da się uniknąć". I ja nie wierzgam z tego powodu. Jednak czym innym jest "stykanie się", a czym innym świadome uczenie go czegokolwiek. Wziął udział w jasełkach i już, nic mu nie ubyło, ale więcej nie będziemy się na to zgadzać, póki to będzie zależeć od nas. I tylko tyle.

      Usuń