Ponieważ po wczorajszym kursie czuję się bardzo wyedukowana,
postanowiłam dać maturzystom kilka rad odnośnie egzaminu ustnego z języka
angielskiego (tudzież niemieckiego, ogólne zasady te same). Dzisiaj wstęp, bo
temat przydługi i naprawdę tych absurdów nie da się wyczerpać jednym krótkim
postem.
No właśnie, absurdy. Egzamin jest ich pełen. Pierwszym i nie jedynym
jest brak czasu na przygotowanie. Zarówno dla ucznia, jak i nauczyciela. Skutki
mogą być naprawdę opłakane i bolesne, o czym przekonałam się na symulacji.
Okazało się, że mimo odgrywania roli prymuski, dostałam 3 punkty na 6
możliwych, bo sama nie wyczerpałam tematu, a nauczyciel nie miał już czasu mi
pomóc. To naprawdę szaleństwo. Na przeczytanie zadania pierwszego jest 0,5
minuty, trzeciego 1 minuta, a drugiego wcale. Nerwy, rozbiegane literki,
trzęsące się ręce… i nie mówię tu wcale o zdającym, a ten ma jeszcze gorzej.
Ciężko jest się skupić w takim czasie, a egzaminujący ma do przeczytania więcej
niż uczeń. No i przy którymś tam uczniu każdy jest najzwyczajniej w świecie
zmęczony.
Kolejna dziwna rzecz to kwestia tego, że jeśli uczeń nie przystąpi do
jakiegoś zadania (ma takie prawo), odejmowane są mu punkty za gramatykę, wymowę
i płynność. Jednak jeśli przystąpi do wszystkich zadań, ale na jedno lub dwa
nie powie ani słowa (i mam tu na myśli siedzenie tych kilka minut w całkowitym
milczeniu, bo uczeń nie ma nic do powiedzenia), tych punktów mu się nie
odejmuje. Efekt niby jest taki sam, czyli uczeń nie wykonuje zadania, ale
ocenianie inne. Wniosek: za żadne skarby NIE REZYGNUJCIE Z WYKONANIA ZADANIA!!!
Lepiej sobie pomilczeć i przejść do następnego niż oficjalnie zrezygnować.
No i wisienka na torcie. Zadania muszą być wykonywane w takiej
kolejności, w jakiej są w arkuszu. Kiedyś pytało się ucznia, czy woli zacząć od
sytuacji, czy od obrazka. Teraz tego problemu nie będzie. Najpierw zadanie
pierwsze, potem drugie, na końcu trzecie. I nie da się inaczej. Nie można też
wrócić do poprzedniego zadania, żeby coś dodać, bo akurat przypomniał się jakiś
zwrot czy jakieś słówko. Jedno zadanie od A do Z i koniec. Póki jesteśmy przy
danym zadaniu, można coś dodawać, jak jest już następne to pozamiatane.
Ostatnią kwestią, jaką poruszę w tej części będzie rola egzaminatora.
Bardzo trudna, choć może wydawać się banalna, bo przecież on język zna. I nie
będę się rozpisywać, jak to jesteśmy zmęczeni po przepytaniu 10 uczniów, bo nie
o to tu chodzi. Egzaminator ma pomagać, ale nie za bardzo. W żadnym razie nie
może podpowiadać. Może tylko naprowadzać. Czyli jeśli ktoś nie zrealizuje
jakiejś części zadania (bo się zdenerwował na przykład) egzaminator nie powie:
„Jeszcze jedna kwestia”, tylko „czy ma Pan/Pani coś do dodania?”. To może być
sygnał do tego, że o czymś zapomnieliście, ale nie musi. Egzaminator może o to
samo zapytać, jeśli po prostu nie jest pewny, czy uczeń już skończył.
Po drugie egzaminator musi liczyć czas. I to nie tak, że „mniej więcej”
dwie minuty na rozmowę wstępną, ale DOKŁADNIE dwie minuty na rozmowę wstępną.
Czyli nerwowe spoglądanie na stoper czy zegarek nie będzie oznaczać tego, że
egzaminator się nudzi czy chce szybciej skończyć, ale po prostu MUSI
kontrolować czas. Jeśli więc zobaczycie zegarek, telefon ze stoperem czy stoper
leżący na stole to nie denerwujcie się, drodzy maturzyści. Takie mamy
procedury.
Egzamin przeprowadzany jest w całości w języku obcym. Od momentu wejścia do momentu wyjścia egzaminator i uczeń muszą mówić po
angielsku (niemiecku/francusku/włosku…). Jest jednak JEDEN WYJĄTEK. Jeśli uczeń
rezygnuje z jakiegoś zadania (co może zrobić, ale zupełnie mu się to nie
opłaca) egzaminator musi poinformować go PO POLSKU, że nie ma możliwości
powrócenia do tego zadania. Czyli jak już raz zrezygnowałeś to koniec, przepadło.
Wszystkie pozostałe polecenia, pytania, rozmowy przeprowadzane są po angielsku.
No i egzaminator jest zobowiązany zwracać się do ucznia per Pan/Pani. Oczywiście to samo dotyczy drugiej strony. Angliści mają łatwo, bo niczym nie różni się to od "Ty", ale już w innych językach słychać różnicę. Także żadnych "koleżeńskich" wtrętów i luźnej atmosfery. Egzamin to egzamin, z całą jego powagą i oficjalnością. Dodatkowo egzaminator nie może być zbyt uśmiechnięty. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale nie powinniśmy uśmiechać się od ucha do ucha i przytakiwać przy każdym pytaniu, bo to może wprowadzać ucznia w błąd. Oczywiście to nie tak, że mamy siedzieć skwaszeni, miły uśmiech nie zaszkodzi. Ale jeśli egzaminator będzie miał poważną minę to nie dlatego, że źle mówicie, nie lubi Was czy też ma zamiar dać Wam banię, ale dlatego, że jest już zmęczony albo nie ma już siły przemiło, ale nie zanadto, się uśmiechać :)
W następnym odcinku napiszę o samych zadaniach, a na koniec o sposobie
oceniania. Na każde pytanie odpowiem, czyli komentarze mile widziane. I na
koniec zapraszam każdego maturzystę do odwiedzenia strony OKE (w linku
wrocławski) i przeczytanie informatora maturalnego. To może naprawdę pomóc, a
na pewno nie zaszkodzi.
O matko....
OdpowiedzUsuńNie jestem już w wieku szkolnym, a moje dziecko jeszcze nie jest, więc te tematy zwykle tylko gdzieś tam w pośpiechu przelatywały przez moją głowę. Miałam świadomość istnienia wielu absurdów, ale chyba nie docierała do mnie ich skala.
Pytanie nasuwa mi się jedno - sprawdzenie CZEGO ma na celu taki egzamin?
Pozdrawiam.
Do mnie nadal nie dociera skala tych absurdów, a jestem ze wszystkim na bieżąco :) Jak spytałam pani, dlaczego nauczyciele idą na rzeź, jak te barany, zamiast zaprotestować, to usłyszałam, że taka z nas grupa społeczna, a jak raz zaprotestowaliśmy to dostaliśmy w dupę i teraz się nie wychylamy. No cóż, sama na barykady nie pójdę, bo mój jeden głos się nie liczy :(
UsuńA co do sprawdzenia... Nie wiem, co on sprawdza, bo wiedzę ucznia i jego umiejętności można sprawdzić w o wiele normalniejszy i łatwiejszy sposób. Może odporność na stres? :) No dobra, to nie jest śmieszne...
Włos mi się na głowie zjeżył(a czuprynę mam bujną) jak to przeczytałam. Jako żywo stanęła mi własna matura przed oczami i nie wyobrażam sobie skali stresu jaki będą musieli przejść teraz maturzyści. Mnie bardzo pomogła rozluźniająca atmosfera i uśmiechy nauczycieli. I ten zawężony czas i kolejność... Absurd absurd pogania :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maturzyści mają stres i ja to rozumiem, ale żebym ja jako egzaminator miała stres to już doprawdy dziwne. Skoro znam język to czym mam się stresować? A teraz mam czym.
UsuńA tak a propos uśmiechów to pani na szkoleniu opowiedziała nam anegdotkę. Pewna dziewczyna zdawała maturę. Panie się uśmiechały, przytakiwały, wszystko wyglądało pięknie (na starej maturze też nie wolno było uczniów poprawiać). Przy okazji panienka zauważyła, że jej wpisali 5 za egzamin, więc zadowolona nie poczekała na oficjalne wyniki tylko wypruła do domu. W domu szczęśliwa i dumna opowiadała, że z matury ustnej to spoko, bo ma 5. Można sobie wyobrazić jej zdziwienie, gdy okazało się, że nie zdała, bo miała 5, ale nie ocenę tylko punktów, a na zaliczenie trzeba 6.
Efekt? Poszła skarga do OKE, że jak to tak panie się uśmiechają i kiwają główkami, więc wygląda na to, że wszystko jest OK, a córeczka nie zdaje?
Jak to łatwo człowieka w błąd wprowadzić :) Myślę, że metoda złotego środka to jednak nie istnieje i szczerze współczuję nie tylko maturzystom ale i kadrze nauczycielskiej
Usuńbez przesady dlaczego na 19 lub 20 letnich ludzi trzeba mówić per pani lub pan, brak słów a pewnie do gimnazjalistów by się mówiło kochanie ,słoneczko i uśmiechało (żeby się 'dziecko"czasem nie zestresowało ) 16 letni człowiek to nie jest juz dziecko
OdpowiedzUsuńA dlaczego nie miałabym mówić do nich per Pan/Pani? Oczywiście że można na Ty, ale nie widzę powodów, żebym do dorosłych ludzi nie miała mówić Pan/Pani. Jak idę do sklepu i jest tam 19letnia sprzedawczyni to nie walę jej na Ty, jak przeprowadzam rozmowę z kandydatem do pracy, który jest w wieku 20 lat to też mówię Pan/Pani. A dlaczego nie miałoby być tak na egzaminie?
Usuń