Jestem nudna. Nie da się ukryć, że moje życie nie obfituje w ekscytujące wydarzenia. Nigdzie nie wyjeżdżam, nie chodzę na imprezki, nie bywam w modnych klubach, nie mam potrzeby chodzić do drogich knajp (że nie wspomnę o braku w finansach), nie mam żadnego fascynującego czy niebezpiecznego hobby, nie uprawiam sportów… Jednym słowem-nuda.
Kiedyś myślałam, że to straszne. Patrzyłam na Britney Spears, która sukces i dużą kasę zdobyła w wieku kilku czy kilkunastu lat, nadal patrzę na te dzieci, które przemykają się do showbiznesu i stają się gwiazdami, nie tylko w Stanach, ale nawet tutaj. Patrzyłam na to wszystko i myślałam sobie-gdzie w tym wszystkim jestem ja? Dwadzieścia kilka lat i żadnego sukcesu na koncie, żadnych dokonań, nikt o mnie nie słyszał. Kiedyś myślałam, że za mało w życiu przeżyłam, za mało doświadczyłam. Nie byłam nigdy przebojowa, imprezowa ani wyjątkowa. Bolało mnie to.
Teraz już wiem, że głupie to było, jak nie wiem co. Ale mam taka teorię-do wszystkiego się dorasta. Ja w końcu dorosłam do swojego życia. Siedzę sobie w domu i już nie myślę, że szczęśliwsza byłabym, gdybym teraz była na jakiejś imprezie, bo wiem już, że to nieprawda. Owszem, czasem mam ochotę zrobić coś szalonego i niespodziewanego, ale albo jest to zapał słomiany i szybko mi przechodzi, albo to po prostu robię. Już wiem, że nie zniosłabym życia w ciągłym zamieszaniu, na imprezach, w klubach, szalejąc bez opamiętania. To nie dla mnie…
Pogodziłam się z tym co mam nie dlatego, że wiem już, że niczego innego mieć nie będę, ale dlatego, że zrozumiałam, że to lubię. Lubię siedzieć w domu i czytać, surfować po Internecie, oglądać telewizję, chodzić do pracy. Tak, nawet chodzić do pracy, która ma tyle wad, ile tylko można sobie wyobrazić, a jednak ją lubię i jakoś nie mam ochoty zamieniać ją na żadną inną, mimo że lubię na nią ponarzekać. Lubię się nudzić, nic nie robić, wylegiwać się. Lubię robić wszystko na ostatnią chwilę, bo jestem strasznie niezorganizowana. Lubię swoje mieszkanie, mój kącik kochany, do którego wracam zawsze z tym samym entuzjazmem. Lubię wracać do swojego męża i do kota, a niedługo będę lubić patrzeć na swoje dziecko. Lubię spotkać się z przyjaciółmi, których mam naprawdę niewiele. Lubię przewidywalność dnia następnego i nie brakuje mi adrenaliny. Lubię swój zamknięty świat.
Kiedyś myślałam, że to straszne. Patrzyłam na Britney Spears, która sukces i dużą kasę zdobyła w wieku kilku czy kilkunastu lat, nadal patrzę na te dzieci, które przemykają się do showbiznesu i stają się gwiazdami, nie tylko w Stanach, ale nawet tutaj. Patrzyłam na to wszystko i myślałam sobie-gdzie w tym wszystkim jestem ja? Dwadzieścia kilka lat i żadnego sukcesu na koncie, żadnych dokonań, nikt o mnie nie słyszał. Kiedyś myślałam, że za mało w życiu przeżyłam, za mało doświadczyłam. Nie byłam nigdy przebojowa, imprezowa ani wyjątkowa. Bolało mnie to.
Teraz już wiem, że głupie to było, jak nie wiem co. Ale mam taka teorię-do wszystkiego się dorasta. Ja w końcu dorosłam do swojego życia. Siedzę sobie w domu i już nie myślę, że szczęśliwsza byłabym, gdybym teraz była na jakiejś imprezie, bo wiem już, że to nieprawda. Owszem, czasem mam ochotę zrobić coś szalonego i niespodziewanego, ale albo jest to zapał słomiany i szybko mi przechodzi, albo to po prostu robię. Już wiem, że nie zniosłabym życia w ciągłym zamieszaniu, na imprezach, w klubach, szalejąc bez opamiętania. To nie dla mnie…
Pogodziłam się z tym co mam nie dlatego, że wiem już, że niczego innego mieć nie będę, ale dlatego, że zrozumiałam, że to lubię. Lubię siedzieć w domu i czytać, surfować po Internecie, oglądać telewizję, chodzić do pracy. Tak, nawet chodzić do pracy, która ma tyle wad, ile tylko można sobie wyobrazić, a jednak ją lubię i jakoś nie mam ochoty zamieniać ją na żadną inną, mimo że lubię na nią ponarzekać. Lubię się nudzić, nic nie robić, wylegiwać się. Lubię robić wszystko na ostatnią chwilę, bo jestem strasznie niezorganizowana. Lubię swoje mieszkanie, mój kącik kochany, do którego wracam zawsze z tym samym entuzjazmem. Lubię wracać do swojego męża i do kota, a niedługo będę lubić patrzeć na swoje dziecko. Lubię spotkać się z przyjaciółmi, których mam naprawdę niewiele. Lubię przewidywalność dnia następnego i nie brakuje mi adrenaliny. Lubię swój zamknięty świat.
Tak się wzruszyłam, że aż musiałam to napisać :D.
OdpowiedzUsuńI mnie zainteresował ten wpis. Chyba dlatego, że jestem domatorką. Wprawdzie wychodzę do różnych miejsc, umiem i lubię się bawić, ale często mając wybór: siedzieć w domu i obejrzeć film na dvd albo szaleć na mieście, wybieram to pierwsze. Wygodny dres, bezmakijaż i ciepło bijące od kubka herbaty. Czegóż chcieć więcej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe wpisy. No cóż, może nie odniesiemy sukcesu, jak Britney Spears ;), ale jesteśmy szczęśliwi!
OdpowiedzUsuńPozwól, że wymienimy się linkami swoich blogów - a staniesz się blogową celebrytką :D
OdpowiedzUsuń