Jak to jest prowadzić nową maturę ustną z kimś, kto ma wprawdzie
uprawnienia egzaminatora, ale na temat nowej matury nie wie NIC? Koszmar.
Prawda jest taka, że bałam się trochę prowadzenia tej matury. Jednak byłam
pewna, że przewodniczący komisji, jako egzaminator, mnie w tym wyręczy,
przynajmniej na początku. Popatrzę, wdrożę się i będzie git. Tymczasem okazało
się, że dostała mi się pani, która nowej matury na oczy nie widziała bo w
międzyczasie przestała uczyć w szkole, przeniosła się na studia i już nie jest
na bieżąco, bo nie musi. Oczywiście okazało się, że ona liczy na mnie, bo pan
dyrektor przekazał, że ma się nie martwić, że ja wszystko wiem (pominę nazwę
szkoły i nazwisko dyrektora, bo chłopina szuka jak może, żeby znaleźć kogoś na
sobotę – powiem tylko, że liceum prywatne).
W pierwszej chwili stanęłam w stuporze. Bo jak można zgodzić się na
egzamin i właściwie nie wiedzieć, na co się zgadza? Uprawnienia egzaminatora
są, ale żadnych szkoleń w kierunku nowej matury już nie. A wytyczne się
zmieniły, zadania też. Ja rozumiem, że wiedza językowa połączona z czytaniem ze
zrozumieniem pozwoli prowadzić tą maturę całkiem sprawnie, ale najpierw jednak
trzeba mieć o niej jakieś pojęcie. Tymczasem najpierw musiałam panią wprowadzić
w temat, a potem sama egzaminować, żeby pani mogła się wdrożyć. No to z sercem
na ramieniu egzaminowałam.
A teraz kilka uwag odnoszących się do samego egzaminu:
- mówienie po polsku. Wchodzi i mówi „dzień dobry”, czego nie powinien był robić, bo egzamin od początku do końca w języku obcym.
- mówienie za długo. Elokwentna, ewidentnie z dużą wiedzą uczennica postanawia się popisać, a ja muszę jej przerywać. Mówienie zbyt wiele przy tak ograniczonym czasie nie popłaca.
- odnoszenie pytań za bardzo do siebie. Pytanie „tell me about an unusual experience that you had when going to Mars”. Uczeń odpowiada “I never had such an experience” (no, może nieco mniej poprawnie, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia). Powtarzam pytanie jeszcze trzy razy, bo ono nie brzmiało „have you ever had an unusual experience when going to Mars”. Miał opowiedzieć, więc musi opowiedzieć, a nie twierdzić, że takowego nie miał (oczywiście z powodów oczywistych pytanie nieco zmienione, ale sens ten sam).
- niezrozumienie pytań w zadaniu trzecim. To jest właśnie to, czego bałam się najbardziej. Człowiek w nerwach, ma mało czasu na przyswojenie informacji, a tutaj nagle każą mu myśleć o tym, jaka restauracja będzie odpowiednia dla rodziców jego dziewczyny i dlaczego (pytanie z informatora, więcej o tym tutaj). Najczęściej odpowiadają, która restauracja IM się podoba i dlaczego by ją wybrali. I odpowiedź niezaliczona.
Nie wiem, może inni nauczyciele i egzaminatorzy będą bardziej łaskawi,
ale ja oceniałam tak, jak mnie nauczyli na tych trzech kursach, na których
byłam. Tam kazali ostro, a życie pewnie przyniesie inne rozwiązania.
P.S. Wszyscy zdali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz