Jeju, jestem jasnowidzką.
Doprawdy, nie wiedziałam, że siedzi we mnie tak ogromna siła. Jutro rzucam
pracę i zaczynam nową drogę życia, zapraszam do salonu wróżki Agnieszki (nie
mylić z wróżką zębuszką). Otóż całkiem niedawno pisałam o tym, jak cudowną sprawą
jest deklaracja wiary lekarzy i że nauczyciele też powinni. Bo mnie na przykład
sumienie zabrania uczyć dzieci wychowywane bezstresowo. I oto stało się. Jakiś
bloger (OMG, czy świat zwariował??? oraz miałam nadzieję, że to ironia i żart,
ale jednak nie) postanowił skonstruować deklarację wiary i sumienia
nauczycieli.
I mam tylko jedno pytanie -
ludzie, czy Wam już całkiem na głowy padło? Jakiś totalny oszołom (a tak,
weszłam na bloga tego pana i czytałam, podbijając mu statystykę, czym zapewne
się jara, pisząc, że jego post ma 2500 lików (???) i cytowany jest na innych
portalach) napisał coś, co nie nadaje się nawet do czytania, a co dopiero do
rozpowszechniania, a nagle wszyscy dostają kociokwiku i nawet do wiadomości to
dociera. Zaczynam mieć wrażenie, że żyjemy w świecie, gdzie blogerzy dyktują
warunki i tematy do wiadomości, rządzą całym Internetem, szaleją "na
ściankach", chociaż na dobrą sprawę powinni pozostać li i tylko blogerami.
Ludźmi, którzy wyrażają swoją opinię publicznie, bo im tak wolno, ale ta opinia
jednostki nie może rządzić całym krajem. Wiem, że też jestę blogerę i zabiję za
każdy komentarz i liki (???), a statystyki spędzają mi sen z powiek, ale
doprawdy, są granice.
No i wracam ci ja do tej
nieszczęsnej deklaracji. Może jednak podpiszę i powiem, że sumienie nie pozwala
mi uczyć dzieci, które przeklinają, palą, są wychowywane bezstresowo, nie
słuchają, ale pensję poproszę, bo tak. Wtedy pozostanie mi siedzenie niemal
samej w klasie (no dobra, trochę się jednak dzieciaków znajdzie), ale jaki to
będzie luksus i wygoda. Jakie wspaniałe życie czeka mnie po tymże podpisaniu.
Dyrektorka nie może mnie zwolnić, bo będę krzyczeć, że katolików dyskryminują.
Płacić mi będą, bo muszą, a tymczasem ja zrobię sobie jedną klasę, która będzie
w stanie sprostać wymaganiom mojego sumienia i będę ich uczyć, bo jakbym miała
nic nie robić to jednak człowiek gnuśnieje. I oczywiście na końcu ta debilna
formułka "nie narzucając nikomu swoich poglądów i przekonań"... nie
powiem, co ciśnie mi się na usta, bo moi uczniowie to czytają.
No dobra, a teraz na poważnie. To
jest zło. Już nie żart, nie jakiś wybryk natury, a zwykłe zło. Jeśli nagle
okazuje się, że nauczyciele potrzebują jakiejś deklaracji, wyznań, żeby uczyć
zgodnie ze swoim przekonaniem czy sumieniem, a jeszcze mają zamiar mi to
przekonanie narzucić to już nie jest zabawne. I wtedy to ja już się boję.
Jeśli tylko ktoś ma ochotę uczyć
według przykazań to proszę bardzo, ja mu nie zabronię ich przestrzegać. Tylko
że ja w ogóle nie muszę o tym wiedzieć. Tak jak inni nauczyciele nie muszą
wiedzieć, że ja jestem ateistką i uczę dzieci podług własnego sumienia (tak,
tak, mam takowe, to nie jest domena jedynie słusznej religii). Ja tego nei
rozgłaszam, nie piszę deklaracji, nie szaleję w necie. Po prostu sobie żyję i
przekazuję dzieciom uniwersalne wartości, które nie kłócą się z tymi
katolickimi, może tylko nie we wszystkich punktach się zazębiają. Wieć ja
bardzo proszę o zaprzestanie tego totalnego wariactwa i oszołomstwa, bo w końcu
nie zniesę i skończą się moje wielkie, acz nie niewyczerpane, zasoby
tolerancji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz