Tym razem inspirowana jestem nie
życiem ani moimi uczniami, a doniesieniami na temat "tolerancji dla
przemocy" oraz artykułu, w którym wyczytałam, że coraz więcej młodzieży
sięga po telefon i wykręca 997, kiedy coś im się nie podoba w kontaktach ze
swoimi rodzicielami. I nie mam tu na myśli tego, że ojciec katuje, a matka
pije, a tego, że ojciec kazał posprzątać pokój, a matka nie pozwala wyjść na
imprezę o 23 ani tym bardziej, o zgrozo!, napić się alkoholu. O klapsach nie
będę się wypowiadać, bo już to zrobiłam i bo boję się trafić do aresztu, ale w
kontekście dzwonienia na policję naszła mnie taka myśl - dlaczego?
Nie dlaczego te dzieci dzwonią w
takich sprawach na policję, bo skoro ktoś kiedyś uświadomił im, że im wolno, że
mają PRAWO, to czemu mają z tego prawa nie korzystać. Nie dlatego, że policja
na te skargi reaguje, bo taka ich praca, a jakby nie zareagowali, a potem
tragedia to kto dostanie po łapach? No właśnie. Zastanawiam się, dlaczego w
tych dziwnych główkach w ogóle zalągł się pomysł zadzwonienia na policję z taką
sprawą.
Ja też miałam prawa, nie powiem.
Miałam prawo i przywilej sprzątać swój pokój, uczyć się, pomagać mamie. Miałam
OBOWIĄZEK stosować się do poleceń rodzicielki i z nimi nie dyskutować. W życiu
by mi nie przyszło do głowy, żeby iść do kogokolwiek na skargę, nawet jeśli nie
do końca ze swoich praw byłam zadowolona. Zapewne moja mama skrzywdziła mnie
wielce swoim mega terrorem... i jestem jej za to dozgonnie wdzięczna.
Nie wyobrażam sobie takiej
sytuacji na przykład dwadzieścia lat temu. Rodziców się słuchało, nauczycieli
się słuchało, dorosłych się słuchało i nawet jak pojawiał się bunt, to był on
raczej hodowany na własnym poletku i szybko tłumiony przez rodziców. Nie było
telefonów na policję, nie było pretensji, nie było chamstwa ani pyskowania.
Może dlatego tak strasznie trudno jest mi porozumieć się z młodzieżą, choć tak
naprawdę nie jestem od nich o wiele starsza.
No i tu właśnie nasuwa mi się
pytanie - kiedy wychowywać? Bo skoro trzynastoletnia panna dzwoni na policję,
że ojciec kazał jej posprzątać pokój to znaczy, że do tej pory nie kazał? To
gdzie on bywał? Co robił przez te trzynaście lat? Mój syn ma lat pięć. Sprząta
swój pokój, bo mu każę. Nie jest demonem czystości, nie przeszkadza mu
artystyczny nieład, ale jak mu każę to sprząta. Nie dyskutuje, nie łapie za
telefon, a sprząta. Jak mu czegoś zabraniam to może sobie troszkę popłacze, bo
takie prawo dziecka, ale godzi się z tym, bo taki jego obowiązek.
Nie wiem, jaki będzie mój syn za
10 lat. Może ktoś uświadomi mu, że ma prawo się poskarżyć, bo mama mu zabroniła
iść na imprezę i on z tego prawa skwapliwie skorzysta, ale wątpię, prawdę
mówiąc. Bo dziecko pewnych rzeczy uczy się w wieku trzech czy pięciu lat, a nie
piętnastu. Wtedy jest na to po prostu za późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz