Jakiś czas temu dopadła nas
rewolucja językowa. Powszechność Internetu i telefonów komórkowych, a wraz z
nimi smsów wymusiła "skracanie języka". Uproszczenie pewnych zwrotów,
stosowanie sztucznych skrótów, z których kilku nie udaje mi się zrozumieć do
dziś. Wstyd się przyznać, ale kilka lat temu zdarzyło mi się rozmawiać z
koleżanką na gadu gadu i w pewnym momencie ona napisała "zw". Nie
zrozumiałam, musiałam się zapytać. Wstyd, czyż nie? Po paru dniach sama
posługiwałam się tym zwrotem, choć do dziś nie przyzwyczaiłam się do wszelkiego
rodzaju skrótów. No cóż, jestem dinozaurem. I choć rozumiem tę potrzebę, ba,
popieram ją nawet, bo język powinien ewoluować, to jednak sama nie do końca
podporządkowuję się postępowi.
To jednak tylko przydługi wstęp.
Wcale nie chcę pisać o smsach i komunikatorach ani nawet o twitterze, który
również wymusza skrót informacji i który w Polsce nie odniósł jeszcze zbyt
wielkiego sukcesu w porównaniu z facebookiem (może dlatego, że twitter nie pyta
o to, co myślimy i nie każe tych cudownych tworów mózgu wysylać w świat).
Chciałam napisać o zmianach w języku nieco bliższych memu dinozaurowemu sercu.
Weźmy choćby przykład, który ostatnio poruszyłam z moimi uczniami (to była lekcja
o Halloween, która tylko przypadkiem ewoluowała w dyskusję na temat zmian w
języku dzięki pytaniu o to, skąd się wzięła nazwa Halloween).
Słowo "masakra". Teraz
wszystko jest masakrycznie nudne, masakrycznie drogie albo ogólnie wszystko
jest po prostu masakrą. Osobiście bardzo chętnie używam tego słowa. Można nawet
powiedzieć, że w niektórych sytuacjach go nadużywam. Wiele rzeczy jest dla mnie
masakrą. Cały dzień może być masakryczny, a uczniowie to już w ogóle. I dlatego
ostatnio obiecałam sobie, że czas chyba zacząć używać ładnego języka polskiego.
Nie ma bata, błędy będę popełniać, bo "polska język trudna język",
ale przynajmniej będę na siebie bardziej uważać.
Brakuje mi ładnego języka
polskiego. Tak samo jak brakuje mi dobrych filmów, dobrych programów telewizyjnych,
nawet dobrych wiadomości (nie brakuje mi jedynie dobrych seriali, których
obrodziło, może w zamian za brak dobrych filmów). Brakuje mi ładnego
wysławiania się, dbania o język i o sposób mówienia. I wbrew pozorom wcale nie
piszę tego pod wpływem choćby przekleństw, które produkują uczniowie. Nie,
wcale nie, bo przeklinać trzeba umieć. To też jest sztuka i dbanie o język
(tutaj oprę się o post z bloga pewnego nauczyciela, choć to napędzanie konkurencji).
Tymczasem moi uczniowie i w tym względzie wykazują całkowitą prowizorkę,
prostotę i amatorszczyznę. I wcale nie zależy im, aby się w tym podszkolić.
Dlatego też mam zamiar zwracać o
wiele większą uwagę na słowa. W każdym ich aspekcie.
P.S. Musiałam włączyć weryfikację w komentarzach, bo ilość odwiedzin i "komentarzy" z USA mnie pokonał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz