Wiele jest teorii, jak nauczyć
się czegokolwiek, a języków w szczególności. Cudowna zasada "Powiedz mi, a
zapomnę.
Pokaż – zapamiętam.
Pozwól wziąć udział, a… wzbudzisz we mnie
pragnienie." Konfucjusz
W nieco zmienionej formie
"pozwól wziąć udział a zapamiętam". Zasada "zanurzania się"
w języku, chłonięcia go całym sobą. Metoda powtarzania do skutku, jak papuga.
Metoda Callana, czyli mówienie tylko po angielsku, bez względu na to, czy
uczniowie rozumieją czy nie. Metoda dedukcji, czyli "domyślania się",
czyli właśnie "brania udziału".
No cóż, te zasady z pewnością coś
w sobie mają. Nie zamierzam teraz obalać tylu lat badań nad ludzkim rozumem. Napiszę
tylko, jak to się ma w stosunku do mnie. Czyli kilka słów o tym, jak JA się
uczę, a najbardziej jak ja się uczyłam, bo teraz - mimo że dowiaduję się wielu
nowych rzeczy - o takim typowym uczeniu się na razie nie ma mowy. Zaznaczę
jeszcze raz - JA. Nie każdy, nie większość, a ja.
Przede wszystkim nie lubię nie
rozumieć. Żadna metoda poznawcza ani dedukcyjna nie robiła na mnie wrażenia, a
jedynie mnie frustrowała. Jakim cudem mam wywnioskować coś z niczego? Moje
zdolności dedukcyjne może nie dorównują Holmes'owi, ale też nie są upośledzone,
a mimo to zawsze miałam zamknięty umysł na takie zagadki "wywnioskuj coś z
niczego". Jak nie wiem to nie wiem. Jak ktoś mi pokaże podobny mechanizm
to pewnie go skopiuję, głupia nie jestem, ale to nie jest równoznaczne z
nauczeniem się czy zrozumieniem. Chcę się dowiedzieć, zrozumieć, zastosować,
poćwiczyć i zapamiętać. Dokładnie w tej kolejności.
Słówek trzeba się wykuć. Nie
słuchać ich do śmierci próbując odgadnąć ich znaczenie z kontekstu. Ewentualnie
jeśli coś jest podobne do języka polskiego to super, ale w przeciwnym razie
trzeba sprawdzić co ono znaczy i nauczyć się go na pamięć, a potem powtarzać.
Inaczej nie ma bata, nie zapamiętam. Nie pomagają mi żadne mapy myśli, żadne
"skojarzenia", żadne tego typu sztuczki. Tłumaczenie, wykucie,
powtarzanie. W tej kolejności.
Nie umiem uczyć się z kimś. Grupa
nigdy nie była dla mnie inspiracją czy pomocą, a jedynie przeszkodą. Owszem, w
przypadku, gdy trzeba było coś wymyślić, wpaść na nowy pomysł - wtedy grupa
jest nieoceniona. Gdy trzeba się czegoś nauczyć muszę być sama. Sama ze swoimi
myślami, swoimi dziwnymi przyzwyczajeniami i swoimi metodami.
Wiem, jestem jednostką upierdliwą
i niewyuczalną. Nie dostosowuję się do nowych metod nauczania. Nie jestem
kreatywna i wszechstronna, ale też na taką nie pozuję. Uczę się po cichu, po
swojemu i niech nikt mi się do tego nie wciska tylko pozwoli na moje własne
sposoby i metody. I co z tego, że niezgodne z tymi nowoczesnymi?
Polecam kursy Michela Thomasa, uczę się tak włoskiego i zauważam szybkie efekty. Jest to metoda słuchowa, ale sprawdza się nawet u wzrokowców. Bez robienia notatek pamiętam treść danej lekcji :)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc to prawie każda metoda finalnie jest dobra, pod warunkiem że uczeń się uczy. Zaś jeśli tylko udaje, że się uczy, to żadna metoda cudów nie zrobi. Można spędzić nawet kilkanaście lat w obcym kraju i języka nie opanować. Taka jest prawda.
UsuńAle i tak oczywiście każdy ma swoje preferencje. O tych kursach nic do tej pory nie słyszałam, poczytałam, jak każda inna metoda ma swoje plusy i minusy. I raz jeszcze - żeby się nauczyć, trzeba tego chcieć, nikt nie zrobi tego za Ciebie.