O, zadziało się w internetach,
zadziało. Pewna fundacja zrobiła pewną kampanię, pewnie miała nadzieję na
wdzięczność społeczeństwa, a tu społeczeństwo zadkiem się odwróciło i kampanię
skrytykowało. No to teraz fundacja mówi, że dokładnie o to im chodziło, ale też
co innego ma mówić?
Kilka słów o samej kampanii. Jest
tak bezdennie głupia i nieprzystająca do polskich realiów, że to aż boli. Jeśli
ktoś przypadkiem nie widział (bo czasem takie jednostki się zdarzają, czasem
jestem to i ja), to jest pewna pani - atrakcyjna, stosunkowo młoda i ewidentnie
bogata, bo chatę ma taką, że oko bieleje. I ona przechadza się po tym domu z
uśmiechem na twarzy, wyliczając co też udało jej się w życiu osiągnąć. Zrobiła
karierę, wyjechała gdzieś tam, kupiła dom. I tu następuje nagły i jakże
dramatyczny zwrot akcji, bo nagle pani staje przed wielkim oknem, łza spływa
jej po policzku i stwierdza, że tylko dziecka nie zdążyła mieć. Fini.
Ogólny zamysł słuszny - nie
powiem. Dzietność spada, a dzieci są nam potrzebne. Dlaczego więc po obejrzeniu
tej kampanii nie wskoczyłam z mężem do łózka? Może dlatego, że jeszcze nie
zdążyłam zrobić tego wszystkiego co ta pani, a moja sytuacja życiowa po prostu
nie pozwala mi na masowe rozmnażanie? Otóż to, brawo. I w mojej sytuacji jest
większa część społeczeństwa. I nie mówię tu o kobietach (choć twórcy kampanii
zapomnieli, że i pan by się przydał do tego dziecka - chyba że in vitro popierają,
ale o tym za chwilę), a o całym społeczeństwie.
Zainspirowana kampanią weszłam na
stronę fundacji. Taka sobie ciekawość mną szarpnęła, żeby sobie mózg zryć od
czasu do czasu. No i się nie zawiodłam. Szczególnie wzruszył mnie list do pani
Marii Lorek, twórczyni podręcznika MENowskiego. Doprawdy, płakałam jak
czytałam. Sama nie wiem, czy ze śmiechu, czy z rozpaczy. Oto fragmenty, które
trafiły do mnie najmocniej (wszystkie cytaty wzięte ze strony http://www.mamaitata.org.pl/petycje/list-otwarty-do-marii-lorek,
zaznaczenia moje)
"Czytając niedawny wywiad z
Panią widzimy presję różnych wpływowych środowisk, by w Pani podręczniku
dominowała jedyna słuszna dziś perspektywa - perspektywa równości płci."
"Chcielibyśmy tylko, żeby
podczas pracy nad podręcznikiem równą wrażliwość okazała Pani dla art. 18
Konstytucji RP, który mówi - Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny,
rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką
Rzeczypospolitej Polskiej - oraz art. 48 - Rodzice mają prawo do wychowania
dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami."
"Chcielibyśmy, żeby
pamiętała Pani, że miliony dzieci w Polsce wychowują się w klasycznych
rodzinach. Nie jest rolą żadnego podręcznika podkopywanie w nich przekonania,
że Mama i Tata to było, jest i będzie najlepsze środowisko dla dziecięcego
rozwoju.
Chcielibyśmy, żeby nie ulegała
Pani presji współczesnej poprawności politycznej, upowszechniającej sztucznie
brzmiące neologizmy w rodzaju "inżynierek" i "naukowczyń".
Chcemy, żeby szanując nasze
przywiązanie do szkoły wolnej od ideologicznych ambicji, stworzyła Pani
podręcznik, który zgodnie z Konstytucją nie będzie naruszał naszego prawa do
wychowania dzieci według naszych przekonań."
I po raz kolejny uderza mnie
fakt, że tacy państwo (nie wiem dokładnie ile osób podpisało sie pod tymi wypocinami,
ale trochę tego jest) pod płaszczykiem "nienarzucania mi swoich
poglądów" wymuszają zmiany, które właśnie tym są - narzucaniem mi swoich
poglądów. Oczywiście można się kłócić, że wpisana w podręcznik różnorodność
byłaby narzucaniem im moich poglądów, tyle że prezentowanie różnorodności (w
przeciwieństwie do ograniczania się do ideologii jedynie słusznej) sprawia, że
można wyrobić sobie własne zdanie, patrząc pod wieloma kątami i podejmując
pewne decyzje. Dostając gotowca na tacy nie mamy wyboru.
Jak się domyślacie, najbardziej
wzruszył mnie ten pierwszy fragment. Doprawdy, co za skandaliczna perspektywa -
perspektywa równości płci. No nie, nie może być, że mężczyzna i kobieta są
sobie równi i powinni być traktowani tak samo (i nie mylmy tu zwykłej
uprzejmości typu przepuszczanie w drzwiach za oznakę braku równości - czyli coś
w rodzaju damskiej dominacji). To się nie godzi. Ta "jedyna słuszna dziś
perspektywa" zaczyna mącić ludziom w głowach i doprowadzi do degeneracji
społeczeństwa, ogólnej degrengolady i rozpadu rodziny. Nie zgadzam się, aby mój
syn myślał, że ja i mój mąż jesteśmy równi! Ma być wychowany na pana i władcę,
któremu kobieta ma usługiwać (sprzątać, gotować, podawać gazetę i jeszcze pracować,
bo przecież z jednej pensji nie wyrobi) i rodzić i wychowywać dzieci! No i
oczywiście ten apel, żeby pani w równym stopniu pamiętała o tym, że prawdziwa
rodzina też istnieje i ma się dobrze. Siedzę w kąciku, kiwam się i łkam ze
wzruszenia.
Ludzie, myślmy! O tej fundacji
nie powinno być głośno (to co ja robię, siedząc i o niej pisząc :( ), bo robi
polskiej rodzinie ogromną krzywdę. Zarówno jeśli chodzi o samą kampanię
(pokażcie mi, gdzie trzeba być, żeby się ustawić jak ta paniusia, skoro duża
część ludzi w Polsce - przynajmniej w moim środowisku - kopie się, jak dać radę
od pierwszego do pierwszego), jak i o ich stronę i postulaty.
Skoro tak bardzo państwo martwią
się o to, że nie pozwala im się wychowywać dzieci zgodnie z ich przekonaniami
to niech wiedzą, że ja nie wychowuję dziecka zgodnie z ich przekonaniami i
jeśli mi je narzucą to ja wstanę i napiszę wzruszający list. Czyżby bali się,
że ich dzieci zaczną myśleć samodzielnie i coś im się nie spodoba? Czy że za
dużo możliwości zobaczą i nie poprą tej jedynie słusznej? Powtórzę raz jeszcze
- żeby mieć wybór, trzeba znać różne możliwości i opcje.
A tak w ogóle to zmieniam front i
idę wychować dziecko na prawdziwie dobrego obywatela, bez mieszania mu w głowie
tą równością płci. TFU!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz