Wielokrotnie dostawałam komentarze w rodzaju „a dlaczego Twój mąż nic nie robi/nie może zająć się dzieckiem/nie może Ci pomóc”. Wielokrotnie odpisywałam, że nie może i już i nie mogę napisać dlaczego, bo on sobie tego nie życzy. W związku z zaistniałą sytuacją postanowiłam jednak poprosić go po raz kolejny o zamieszczenie tej notki. Zgodził się, więc odkrywam jego wielki sekret :)
Otóż mój mąż jest niepełnosprawny fizycznie. Rodzi sobie w życiu i z życiem, ale jest wiele rzeczy, których robić nie może. Między innymi nie może sam zająć się naszym dzieckiem czy pomagać mi w domu. Dlatego jeśli piszę, że robię coś sama, to ma to swoje uzasadnienie.
Nie, nie jestem Matką Teresą, poświęcającą się dla jednego człowieka. Nie, nie marnuję sobie życia. Nie, niczego nie żałuję. Wchodziłam we wszystko z otwartymi oczami i całkiem zdrowa na umyśle. Kocham mojego męża, a on kocha mnie, mamy kochane dziecko, na które zdecydowaliśmy się wspólnie, świadomie i z miłości. Tyle wystarczy.
Blogging, po przeczytaniu jednego posta-tego o chorobie synka- od razu domyśliłam się,że zapewne jakaś choroba męża jest przyczyną tego,że nie może zająć się małym. Nie trzeba być na siłę złośliwym w komentarzach, co robią, jak widać, niektórzy...
OdpowiedzUsuńMuszę sprostować, nikt nie był złośliwy, to nie o to chodzi. Po prostu ludzie pytali, nie rozumieli, a ja nie wiedziałam właściwie co odpowiedzieć. Teraz już przynajmniej wszystko jasne i nie muszę mówić półsłówkami.
OdpowiedzUsuńPowtórzę jeszcze raz, NIKT NIE BYŁ ZŁOŚLIWY. Nie spotkały mnie przez te niedomówienia żadne przykrości.
No tak, niektórzy pewnie myśleli, że Twój mąż to typ faceta, który nie lubi 'babskiej roboty'-dziecko, pranie, gotowanie...Niektórzy faceci są stworzeni (w ich mniemaniu)do wyższych celów. Ja myślałam, że po prostu dużo pracuje i całymi dniami jesteś z dzieckiem i obowiązkami sama... No cóż, dzielna z Ciebie babka!! Teraz jest Ci ciężko, ale przecież Młody podrośnie i już nie będziesz miała aż tyle roboty przy nim, a w wielu sprawach pomoże. Trzymam kciuki i podziwiam :)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie chciałam, żeby wsyztsko było jasne, ale póki Mąż sobie nie życzył, miałam związane ręce. Teraz jest lepiej, jak już wiadomo, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńNie narzekam, radzę sobie, gorsze dni ma każdy, czy mąż pomaga, czy nie. Ja też mam gorsze dni (całkiem jak w notce: "Wariuję"), ale więcej jest tych dobrych, tych super, kiedy siedzimy sobie we trójkę i myślimy o tym, jakie fajne życie mamy :)
..i oby tak dalej!! Pozdrawiam i będę do Ciebie zerkać :))
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozdrowienia, ja zerkam do Ciebie regularnie, czyli codziennie :) My nauczyciele musimy się trzymać ;)
OdpowiedzUsuń