poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Inne szkoły.


Uczyłam kiedyś w szkole podstawowej w pewnej wsi. Przez trzy lata. Potem przeniosłam się do mojego obecnego miejsca pracy. Różnica kolosalna. I nie chodzi już o to, że jedna szkoła to podstawówka, a druga to gimnazjum. Chodzi o to, że zwyczaje są zupełnie inne. Dzieciaki się uczyły. Nie mogłam narzekać na brak zadań domowych, na brak pracy w domu.Niektóre były nawet mniej dopilnowane niż te gimnazjalne, a jednak się uczyły. W klasie cisza, czasami tylko ktoś zaczynał gadać, ale szybko był uciszany. Nie było większych problemów z dyscypliną. Dlaczego zmieniłam pracę? Bo miałam strasznie daleko. Wstawałam o 4, żeby zdążyć na pociąg o 5.20, żeby zacząć pracę o 8. No i nie było godzin. Szkoła mała, ledwo z zerówką i przedszkolem (bo te były w tym samym budynku) wyrabiałam cały etat. Czas było się przenieść. 
Teraz znajomi pytają mnie, czemu nie przeniosę się do podstawówki. Być może tam byłoby lepiej, spokojniej. Tylko że ja... nie chcę. W podstawówce było fajnie, można  było się powygłupiać, nie ma takiego parcia na egzamin. Ale też trzeba o wiele więcej przygotowywać, bo dzieci dużo szybciej się nudzą. Nie wyobrażam sobie aktualnie przenosin do szkoły podstawowej.
Zostawmy jednak podstawówkę. Pewien mój znajomy przeniósł się do innej szkoły. Liceum. Nie ważne dlaczego i nie ważne gdzie. Musiał. I opowiada mi teraz o tej szkole. Jest inaczej. Być może lepiej. Nie ma większych problemów z dyscypliną, do uczniów łatwiej jest dotrzeć, uczą się. A mimo to tęskni. Jakiś czar jednak ta nasza szkoła ma :)
No i jeszcze jedna sprawa. Miałam kiedyś taką klasę, którą prowadziłam od początku, jakoś na początku swojej kariery w tym akurat przybytku. W klasie prawie sami chłopcy, może ze cztery dziewczyny. Koszmar. Panowie rozwalali lekcje, nie uczyli się, prowadziłam zajęcia dla około 5 osób. To była katorga, mogłabym ich wszystkich w zasadzie usadzić. Walczyłam z nimi bezustannie. Aż w końcu, gdzieś około połowy drugiej klasy okazało się, że już nie walczę. Bo nie muszę. Lepiej się dogadujemy, zaczęli się uczyć, w sali cisza. W trzeciej klasie mogłam z panami konie kraść. Dorośli. Zrobili się tak zwyczajnie fajni. Wyszli na ludzi. 
I takich właśnie doświadczeń by mi brakowało, gdybym przeniosła się gdzie indziej. Brakowałoby mi pewnej klasy, w której większość osób się uczy, chociaż są już bardzo zmęczeni. Chodzą do kina w sobotę, bo tak. Przychodzą na dodatkowe zajęcia, bo im zależy. Brakowałoby mi Ani, która prawie cały czas się śmieje. Darii, która świetnie się uczy i bardzo pilnie pracuje. Patryka, który okropnie pisze, ale świetnie maluje. Konrada, który zmotywowany przez prywatną nauczycielkę zabrał się do pracy i zaczyna mu iść świetnie. I wielu innych z tej samej klasy. I wielu innych z innych klas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz