Uczyłam kiedyś w szkole podstawowej w pewnej wsi. Przez trzy lata.
Potem przeniosłam się do mojego obecnego miejsca pracy. Różnica kolosalna. I
nie chodzi już o to, że jedna szkoła to podstawówka, a druga to gimnazjum.
Chodzi o to, że zwyczaje są zupełnie inne. Dzieciaki się uczyły. Nie mogłam
narzekać na brak zadań domowych, na brak pracy w domu.Niektóre były nawet mniej
dopilnowane niż te gimnazjalne, a jednak się uczyły. W klasie cisza, czasami
tylko ktoś zaczynał gadać, ale szybko był uciszany. Nie było większych
problemów z dyscypliną. Dlaczego zmieniłam pracę? Bo miałam strasznie daleko.
Wstawałam o 4, żeby zdążyć na pociąg o 5.20, żeby zacząć pracę o 8. No i nie
było godzin. Szkoła mała, ledwo z zerówką i przedszkolem (bo te były w tym
samym budynku) wyrabiałam cały etat. Czas było się przenieść.
Teraz znajomi pytają mnie, czemu nie przeniosę się do podstawówki. Być
może tam byłoby lepiej, spokojniej. Tylko że ja... nie chcę. W podstawówce było
fajnie, można było się powygłupiać, nie
ma takiego parcia na egzamin. Ale też trzeba o wiele więcej przygotowywać, bo
dzieci dużo szybciej się nudzą. Nie wyobrażam sobie aktualnie przenosin do
szkoły podstawowej.
Zostawmy jednak podstawówkę. Pewien mój znajomy przeniósł się do innej
szkoły. Liceum. Nie ważne dlaczego i nie ważne gdzie. Musiał. I opowiada mi
teraz o tej szkole. Jest inaczej. Być może lepiej. Nie ma większych problemów z
dyscypliną, do uczniów łatwiej jest dotrzeć, uczą się. A mimo to tęskni. Jakiś
czar jednak ta nasza szkoła ma :)
No i jeszcze jedna sprawa. Miałam kiedyś taką klasę, którą prowadziłam
od początku, jakoś na początku swojej kariery w tym akurat przybytku. W klasie
prawie sami chłopcy, może ze cztery dziewczyny. Koszmar. Panowie rozwalali
lekcje, nie uczyli się, prowadziłam zajęcia dla około 5 osób. To była katorga,
mogłabym ich wszystkich w zasadzie usadzić. Walczyłam z nimi bezustannie. Aż w
końcu, gdzieś około połowy drugiej klasy okazało się, że już nie walczę. Bo nie
muszę. Lepiej się dogadujemy, zaczęli się uczyć, w sali cisza. W trzeciej
klasie mogłam z panami konie kraść. Dorośli. Zrobili się tak zwyczajnie fajni.
Wyszli na ludzi.
I takich właśnie doświadczeń by mi brakowało, gdybym przeniosła się
gdzie indziej. Brakowałoby mi pewnej klasy, w której większość osób się uczy, chociaż
są już bardzo zmęczeni. Chodzą do kina w sobotę, bo tak. Przychodzą na
dodatkowe zajęcia, bo im zależy. Brakowałoby mi Ani, która prawie cały czas się
śmieje. Darii, która świetnie się uczy i bardzo pilnie pracuje. Patryka, który
okropnie pisze, ale świetnie maluje. Konrada, który zmotywowany przez prywatną
nauczycielkę zabrał się do pracy i zaczyna mu iść świetnie. I wielu innych z
tej samej klasy. I wielu innych z innych klas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz