Oczywiście, że czytam portale plotkarskie i się tego nie wstydzę.
Więcej wiem o „gwiazdach niż o polityce i z pewnością na dobre mi to wychodzi,
przynajmniej jeśli chodzi o zdrowie psychiczne... No dobra, to nie tak, że
siedzę godzinami i zachwycam się Kardshiankami, ale jednak codzienną porcję
plotek przyjmuję tak samo jak porcję wiadomości. Pewnie ani to szlachetne, ani
mądre, ale już tak mam.
I właśnie w ramach tych plotek byłam świadkiem nowej nagonki – na
Grycanki. Oczywiście miało to miejsce już jakiś czas temu, ale wtedy nie miałam
humoru, żeby o tym pisać, a teraz temat znowu został odgrzany. I oczywiście od
razu urósł we mnie nową porcją furii, a że nie mam teraz wentylka w postaci o
wiele ważniejszych spraw szkolnych, więc wyżyję się medialnie.
Przede wszystkim należy co nieco nakreślić aferę. Otóż panie (bo jakoś
na paniach afera się skupiła) postanowiły z bliżej niewyjaśnionych przyczyn
zaistnieć w życiu publicznym. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo wiele mamy
teraz takich „gwiazdek, celebrytów”, gdyby nie fakt, że panie odbiegają nieco
od aktualnego pojęcia piękna, bliżej im do wzorców Rubensowskich, czyli
oscylują co nieco w moim kształcie. Właśnie dlatego wszyscy rzucili się na nie
jak hieny na padlinę i jęli wymyślać coraz to nowe żarty i docinki oraz
przerzucać się błyskotliwymi komentarzami.
A to że Grycanki zjadają komentarze na blogach, a to że promują otyłość
i niezdrowy styl życia, a to że są upasionymi wieprzami i w ogóle nie powinny
istnieć, ewentualnie mogą przepraszać, że żyją. I właśnie tutaj moja
cierpliwość się kończy. Bo pomimo że wcale mi się te panie nie podobają i
uważam, że mówienie jak to fajnie jest być grubą jest zwykłym fałszem, to mimo
wszystko uważam też, że nagonka na nie przekroczyła wszelkie granice.
Nikt nie zarzuca Anji Rubik, że wygląda jak szkielet i promuje
anoreksję, która jest równie niezdrowa jak otyłość. Nikt nie wyszydza modelek,
które przypominają wieszaki i wzbudzają mój niesmak w stopniu równym co panie
Grycanki. Nie, te panie się promuje, stawia na piedestał i podaje za wzór
piękna. O nich tworzy się programy, hołubi się je i pokazuje gdzie tylko się
da. Ale wystarczy, żeby na światło dzienne wyszła jedna otyła osoba (niegdyś
Dorota Wellman, dziś Grycanki), a od razu robi się z tego sensację.
Doprawdy, żal bierze, jak się tego słucha, ogląda, czyta. Nie wiem, co
takiego w tych ludziach jest, że muszą się wyżyć i za cel niezmiennie wybierają
osoby otyłe. Dlaczego bycie grubszym jest piętnem, a osoby, które schudły
niezmiennie pogardzają tymi, którym się nie udało (znam takie przypadki nie
tylko z własnego podwórka)? Dlaczego z grubego można żartować i kpić bezkarnie,
a chudy (niejednokrotnie szkieletowato chudy) zbiera laury za piękno i wzór
urody? Doprawdy, pozostanie to dla mnie kolejną niewyjaśnioną tajemnicą
wszechświata...
Swiete slowa Pani Dobrodziejko.
OdpowiedzUsuńPoniewaz sylwetkowo blizej mi do Grycanek niz do Anji, calkowicie sie z Toba zgadzam.
A nawiasem mowiac, to szkoda mi tych wszystkich celebrytek. Tracac anonimowosc zwyklego zjadacza chleba, wystawiaja sie na ostrzal zlosliwosci. Kazdy moze sobie Wejsc na Pudelka i pisac co tylko mu sie podoba. Wiem, ze same sie o to prosily i na pewno maja z tytulu bycia "gwiazdka" wiele korzysci (zwlaszcza materialnych), ale i tak mi ich szkoda.
Mnie nie szkoda. Same się pchały, zwłaszcza że ani nie śpiewają, ani aktorkami nie są. Należą do wspaniałej kategorii celebrytów, którzy istnieją tylko po to, żeby zaistnieć. Ich celem jest to, co dostają, więc nie ma się co szczypać. A wśród ludzi zawsze tak było, jest i będzie, że nie dogodzi się wszystkim i zawsze ktoś będzie opluwał.
Usuń