Ostatnio w moim pięknym mieście trwa coś, co potocznie nazywa się
pie***cem. Co konkretnie oznacza pie***lec? Ano to, że bierze się jakiś temat i
wciska go w możliwie jak najwięcej miejsc, włączając w to edukację. Oczywiście
w ramach nawet jednego miejsca wciska się go (ten temat) wielokrotnie, żeby
przypadkiem ktoś nie zapomniał, że w tym roku zajmujemy się akurat tym. W
jednym z takich wydarzeń przyszło mi uczestniczyć.
Otóż zapisałam się na szkolenie, którego tematem była tolerancja i
przeciwdziałanie dyskryminacji. Odbyły się pierwsze z dwóch cykli zajęć i
stwierdzam, co następuje:
·
oszołomy, które
traktują wszelką odmienność jako zło są tylko niewiele gorsze od oszołomów,
które traktują tolerancję jako odpowiedź na wszystkie bolączki, a brak
tolerancji w jakiejkolwiek dziedzinie nagradzają pogardliwymi spojrzeniami. Te
oszołomy są o tyle lepsze, że z założenia są nieco bardziej tolerancyjne, jest
więc szansa, że nie skrzywdzą.
·
psychologia po raz
kolejny przepaliła mi mózg. Uwielbiam słuchać bełkotu, który po raz kolejny mi
udowadnia, że jak nie masz problemu to kupujesz sobie... nie, wcale nie kozę,
psychologa. On na pewno coś znajdzie.
·
panie, które starają
się udowodnić, że kawały o blondynkach są dyskryminujące, a dowcipy o Jasiu i
jego ojcu idiocie już nie (bo to o mężczyznach jest, a mężczyźni z założenia
nie są dyskryminowani, czy co???) –
bezcenne.
Wiele by jeszcze pisać. W sumie nie pokochałyśmy się, zwłaszcza że
przodowałam w rozwalaniu paniom koncepcji zajęć, co chwila wtrącając się i
głosząc swoje jakże nietolerancyjne poglądy. Gdybym tak spojrzała z boku,
pewnie sama bym się wybatożyła i postawiła na miejscu jakiegoś Afroamerykanina
albo Afroniemca (bądźmy tolerancyjni, czy tylko Amerykanie mogą być Afro???) w
ramach pokuty. Pewnie kiedy panie usłyszą, że zamierzam być w swojej szkole
koordynatorem do spraw tolerancji i przeciwdziałania dyskryminacji to dostaną
palpitacji.
Jest jednak pewien problem. Osobiście uważam się za osobę wielce
tolerancyjną i nad wyraz łagodną. Z racji nauczanego przedmiotu i miłości do
obcokrajowców wszelkiej maści (oczywiście platonicznej) mam prawo sądzić, że
jestem doskonałą kandydatką na to stanowisko. Nie dyskryminuję nikogo, nawet
jeśli jestem do niego uprzedzona, a o to nie łatwo w moim zawodzie. Kocham
gejów, ludzi o innym kolorze skóry, kobiety, a nawet wyznawców wszelkich
religii (choć ich nie rozumiem). Nie toleruję tylko głupoty ludzkiej, choć i to
z racji zawodu zaczyna ewoluować.
Skąd tak zgryźliwa i sarkastyczna notka? Ano stąd, że udzieliło mi się
od współpisaczy, ktorych czytuję, to po pierwsze primo. Po drugie primo szlag
mnie trafia, gdy ktoś uważa się za świętszego od samgo Boga, bo niby jest taki
tolerancyjny, a na mnie patrzy wilkiem, bo postawiłam kilka tez, które nie
zgadzają się z jego wizją świata. No i na koniec, bo zaczynają mi obrzydzać
temat tolerancji, który bardzo lubię, a to już niedobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz